do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zwiatło, które dawały, rzeczywiście było wyjątkowo słabe, ale z czasem moje oczy
przyzwyczaiły się do mroku i mogłem dostrzec kilka szczegółów.
Nachyliłem się nad włazem. Związałem rośliny korzeniami i opuściłem je w głąb
pomieszczenia. W bladym świetle zobaczyłem, że była to całkiem spora kabina. Gdy
przyjrzałem się jej, dostrzegłem wyrazne podobieństwo do wnętrza opuszczonego statku,
który spotkałem w przestrzeni. Wyglądała jedynie na starszą i bardziej zniszczoną. Nie
znalazłem tu niestety nic, co mogłoby nam pomóc  ani broni, ani jakichkolwiek
narzędzi. Dokonałem jednak ciekawego odkrycia. Im głębiej opuszczałem rośliny,
tym jaśniej świeciły. Widocznie ich blask zwiększał się wraz z natężeniem ciemności.
Wiedziałem, że mogę teraz przeszukać resztę statku.
Wciąż trzymając w ręku rośliny, zacząłem dokładniej oglądać korytarz, w którym się
znajdowaliśmy. Eet twierdził, że widział tu tylko dwa wyjścia. Nie mógł przecież zbadać
całego wraku. Być może gdzieś znajdował się inny właz, nie zablokowany przez skały
i ziemię, przez który udałoby nam się uciec.
Zostawiłem prowizoryczną lampkę przy wejściu do kabiny i wróciłem do szczeliny,
by przyjrzeć się innym roślinom. Po łodygach i kształcie liści poznałem, że należały
do kilku różnych odmian. Jeden typ, o długich, wąskich i rozwidlających się liściach,
szczególnie nadawał się do moich celów, bo jego bulwiaste wnętrze dawało stosunkowo
najmocniejsze światło. Zerwałem cztery takie rośliny. Były kruche i łatwo dawały
się łamać. Powiązałem je liśćmi i niosłem w ręku, jakby to był bukiet pachnących
i eleganckich kwiatów.
83
Eet skończył już posiłek i siedział teraz koło roślin, których użyłem poprzednio.
Oblizywał łapy, czyścił futro i wąsy, jak zwykły kot.
 Korytarz przed nami się rozdwaja. W którą stronę idziemy?  spytał, zgłaszając
swój udział w wyprawie.
 Gdzieś może być inny właz...
 Z całą pewnością. Zawsze jest więcej niż jeden. To co...? W prawo czy prosto?
 Prosto  powiedziałem bez zastanowienia. Nie wiedziałem, jak długo kwiaty
będą płonąć słabym blaskiem. Miałem tylko nadzieję, że nie zostaniemy nagle bez
światła, w całkowitych ciemnościach, uwięziem w labiryncie korytarzy.
Kiedy jednak doszliśmy do skrzyżowania, o którym mówił Eet, mój towarzysz nagle
stanął, zasyczał złowrogo, uniósł do góry ogon i naprężył kark. Wyglądał teraz jak
dziwna karykatura kota.
Eet zareagował tak gwałtownie na świecący ślad, który biegł po ścianie wzdłuż
korytarza, z początku na wysokości kostek, pózniej znacznie wyżej, aż sięgnął mi
do ramienia. Nie dotknąłem go. Było w tym coś tak obrzydliwego, że po prostu nie
mogłem. Wyglądało to tak, jakby ktoś lub coś całkiem niedawno wypisało na tej ścianie
świeże ostrzeżenie, używając do tego szlamu z wysychających bajor.
 Co to?  tak bardzo polegałem już na Eetcie, że zadałem to pytanie niemal
odruchowo.
 Nie wiem. Jedno jest pewne, lepiej z tym czymś nie zadzierać. Skoro wybrało
ciemność, niech tam pozostanie.
Wydało mi się, że jest wstrząśnięty, jak nigdy dotąd.
 Byłeś tu już wcześniej. Inaczej nie wiedziałbyś o tym bocznym korytarzu. Czy
wtedy dostrzegłeś już te ślady?
 Nie!  odparł bardzo ostro.  I wcale mi się to nie podoba.
I ja nie byłem zachwycony. A im dłużej przyglądałem się dziwnym śladom, które
wspinały się powoli w górę tak, że coś, co je zostawiło, mogło czaić się gdzieś nad nami...
Moja wyobraznia od razu odżyła. I już wtedy wiedziałem, że tylko w akcie ostatecznej
i skrajnej desperacji zgodziłbym się zagłębić w ciemne korytarze, w których kryło się
coś potwornego.
Zawróciłem. Nie obchodziło mnie, czy Eet czytał w moim umyśle owładniętym
przez paniczny strach. Zresztą on też raczej o to nie dbał. Pędził teraz przed siebie, jakby
i jego ogarnęło skrajne przerażenie.
Rozdział jedenasty
Gdy znalezliśmy się już przy szczelinie wejściowej, zacząłem się zastanawiać nad
zachowaniem moim i Eeta. Musiało być coś dziwnego w owych śladach, skoro obu nas
tak bardzo przeraziły. Mój towarzysz podjął wątek:
 Możliwe, że istota, która zostawiła te ślady, używa strachu jako broni. Albo jest
tak obcą formą, że instynktownie przeraża nas i odrzuca. Bywa, że czasem nie możemy,
mimo najlepszych chęci, nawiązać kontaktu z niektórymi stworzeniami z innych
światów. Tak czy owak, nie chcę chodzić wspólnymi ścieżkami z tym czymś, co pełza
w mroku.
Podczołgałem się do otworu i odchyliłem cuchnące kwiaty. Na zewnątrz świeciło
słońce. Z tęsknotą wpatrywałem się w jasność dnia. Należałem do gatunku, który [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl