[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szefowa. - A jak tam twój przyjaciel, Mack? - spytała zaciekawiona. Suzie
rzadko o nim wspominała, zresztą nie miała zbyt wiele okazji, by opowiadać
o wszystkim Priscilli, całe dnie spędzała w szpitalu, a kiedy wieczorem
przychodziła do butiku, szefowej zazwyczaj już nie było.
Wzięła głęboki oddech.
- Prissy... Nie chcę o nim mówić. Jeszcze nie teraz. Zbyt wiele się
wydarzyło, mnóstwo spraw musimy jeszcze wyjaśnić. Ja wciąż nie wiem, co
dalej.
- Cóż, mam nadzieję, że wszystko ułoży się po twojej myśli. A tak a
propos Macka, nie wiesz, czy nie ma przypadkiem brata imieniem Stephen?
Albo kuzyna?
Suzie pokręciła głową.
- Ma siostrę w Nowej Zelandii, ale żadnych braci. O kuzynach nic mi
nie wiadomo, ale głowy nie dałabym sobie uciąć.
- Prawdopodobnie Stephen Chaney jest jego kuzynem. Chaney to
rzadkie nazwisko, więc bardzo możliwe, że są ze sobą spokrewnieni.
113
RS
Widziałam, że Mack jezdzi luksusowym samochodem. Może kuzyn dał mu
zapomogę...
Suzie zamurowało. Zapomoga? To by oznaczało, że Mack sam nie
zarobił pieniędzy. Z drugiej strony dawało jej pewność, że nie wygrał ich w
kasynie. Zawsze to jakiś plus.
- O czym ty w ogóle mówisz, Prissy? - chciała wiedzieć. - Dlaczego
jakiś tam Stephen Chaney miałby rozdawać ludziom pieniądze? Wygrał
fortunę na loterii i z dnia na dzień stał się milionerem?
- Nie, chociaż masz rację, jest milionerem. Zdobył fortunę dzięki
swemu geniuszowi i, o ile mi wiadomo, w niezwykle krótkim czasie. Tak
przynajmniej przeczytałam w dzisiejszej gazecie. Podobno w ciągu ostatnich
dwóch lat zarobił miliony dolarów!
Prissy otworzyła szufladę biurka i wyjęła pomiętą gazetę.
- Specjalnie zachowałam artykuł, żeby ci pokazać. Stephen Chaney
jest założycielem nowej australijskiej firmy komputerowej.
Przedsiębiorstwo nazywa się Digger Software i jest prawdziwą kopalnią
złota.
- Firma komputerowa? - Suzie uniosła brew. Najwyrazniej zdolności
informatyczne zapisane są w genach rodziny Chaneyów, o ile w ogóle Mack
i Stephen są ze sobą spokrewnieni.
- Dokładnie. Podobno rozwija się w zawrotnym tempie. Stephen
Chaney zatrudnia ponad trzydzieści osób. Jego firma produkuje światowej
klasy narzędzia internetowe, przeglądarki, interfejsy i te sprawy.
Suzie wzruszyła ramionami.
- Nigdy o niej nie słyszałam. Rzadko kiedy czytam dział gospodarczy
czy informatyczny.
114
RS
- Ja też, ale ten artykuł znajdował się na drugiej stronie. Zwróciłam
uwagę na tytuł: Geniusz komputerowy multimilionerem w wieku 29 lat
Dwadzieścia dziewięć lat? Geniusz komputerowy? Suzie szeroko
otworzyła oczy, nie dowierzając. Mack miał dokładnie dwadzieścia
dziewięć lat i był geniuszem komputerowym. Cały czas wymyślał jakieś
innowacje i ulepszał swój komputer. Nigdy nic na tym nie zarobił, aż do
ostatniego pomysłu... przeglądarki internetowej, którą sprzedawał w sieci.
Ale to tylko pakiet oprogramowania. Digger Software była firmą
zatrudniającą ponad trzydzieści osób!
Poza tym, przez ostatnie dwa tygodnie Mack spędzał każdy dzień w
szpitalu. Nie mógł jednocześnie kierować dużą firmą!
- Najwyrazniej wszystko zaczęło się od bardzo prostego pomysłu -
Priscilla kontynuowała opowieść. - Zaprojektował jakiś produkt, zwany
Cobber i zaczął go sprzedawać poprzez Internet. Cobber okazał się
genialnym wynalazkiem i teraz używa się go na całym świecie. Jest
sztandarowym produktem Digger Software.
- Czy w gazecie było też zdjęcie Stephena Chaneya? - Suzie spytała
zachrypniętym głosem. Być może...
Ale to było niemożliwe. Mack nie nazywał się Stephen Chaney! Moi
rodzice nazwali mnie Mack po mamie, Katherine Mack", wyznał jej kiedyś.
To było śmieszne, że w ogóle się nad tym zastanawiała. Gdyby Mack
prowadził świetnie prosperujący interes, zatrudniał trzydzieści osób i był
milionerem, na pewno nie omieszkałby jej o tym wspomnieć! Znając
Macka, nie powinna wątpić, że obwieszczałby to na prawo i lewo tak, by
wszyscy ci, którzy w niego nie wierzyli - Suzie, jej matka i jej znajomi -
przekonali się, że nie mieli racji, że odniósł sukces i zrealizował marzenia.
115
RS
Mimo to Suzie nie czuła się zawiedziona. Jeżeli Stephen Chaney mógł
zrobić fortunę na prostym pomyśle w tak krótkim czasie, Mackowi również
powinno się udać. Nie miał jeszcze trzydziestu lat. W końcu niewielu męż-
czyzn odnosiło sukces przed trzydziestką, prawda?
- Zdjęcie? - Priscilla pokręciła głową. - Nie, Stephena Chaneya nie,
tylko jego rzecznika prasowego. Proszę, wez. - Podała swojej projektantce
gazetę. - Możesz pokazać ją Mackowi, jeżeli jeszcze zamierzasz się z nim
kiedyś spotkać... - zawiesiła żartobliwie głos.
Suzie uśmiechnęła się szeroko.
- Zabiera mnie dzisiaj na kolację - wyznała. - Jest kilka spraw, o
których musimy porozmawiać.
- Chcesz mi powiedzieć, że zamierzacie jedynie rozmawiać? - Oczy
Priscilli błyszczały niedwuznacznie. -Dosyć trudno jest skoncentrować się
na rozmowie, siedząc obok zabójczo przystojnego mężczyzny.
- Prissy, miałaś tego nie robić! - Suzie wzięła artykuł. - Lepiej już
pójdę. Marzę o gorącej kąpieli!
Wysłuchała jeszcze najświeższych informacji o klientkach i nowych
zamówieniach, uścisnęła Priscillę na dobranoc i pobiegła na górę.
Suzie rzuciła złożoną gazetę na kanapę i udała się prosto do łazienki.
Artykuł może przeczytać pózniej. Albo nawet wziąć go ze sobą i pokazać
Mackowi przy kolacji. Może sukces Stephena Chaney'a zmotywuje go. W
każdym razie może posłużyć za dowód, że jeżeli będzie wystarczająco
ciężko pracował i zasypywał świat nowymi pomysłami, fortuna może
uśmiechnąć się i do niego.
Pozwoliła gorącej wodzie zmyć trud dnia. Chyba lepiej nie pokazywać
Mackowi artykułu. Jeszcze pomyśli, że specjalnie chce go pognębić.
Przecież nie każdy musi być multimilionerem! Wcale tego od niego nie
116
RS
wymagała! Chciała tylko, by znalazł sobie stałą pracę, która dawałaby mu
satysfakcję i jednocześnie przynosiła jakikolwiek dochód. Zdawała sobie
sprawę, że bogactwo i władza mogły być destruktywne. Najlepszym
przykładem był Tristan Guthrie, który uważał, że jest dostatecznie bogaty i
wpływowy, by nie przejmować się takimi szczegółami jak przestrzeganie
prawa.
Podjąwszy decyzję, wyszła z wanny, wytarła się grubym ręcznikiem i
przystanęła przed lustrem, zastanawiając się, co na siebie włożyć.
Postanowiła ubrać się w obcisłe czarne spodnie i błękitny sweterek, prawie
pozbawiony dekoltu. Zrobiła dyskretny makijaż - odrobina pudru i
delikatna, różowa szminka. Następnie wysuszyła włosy, pozwalając, by
ułożyły się w naturalne loki. Nie chciała, żeby Mack pomyślał, że traktowała
ich spotkanie jak randkę. Dzisiejszy wieczór miał być jedynie okazją do
rozmowy.
Tylko dlaczego nogi miała jak z waty, a na samą myśl o jego oczach i
ustach robiło się jej słabo?!
Domofon zadzwonił punktualnie o dziewiętnastej trzydzieści. Poczuła
dreszczyk niepewności.
- Mack?
W odpowiedzi usłyszała jego głos - znajomy, seksowny i lekko
żartobliwy.
- A spodziewałaś się kogoś innego?
- Nie. - Odetchnęła. Nie pragnęła nikogo innego. Musisz nauczyć się
ufać mi, powiedział wczoraj. Tak bardzo się starała.
Wzięła torebkę i zamknąwszy za sobą drzwi, zbiegła na dół, cudem nie
potykając się o własne nogi. Tak bardzo chciała go zobaczyć! Wyszła przed
117
RS
dom, a tam stał Mack w swojej ukochanej czarnej skórze. W świetle latarni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]