[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I trzeba przyznać, że piekielnie zgrabna.
Tolek skwitował uwagę uśmieszkiem.
Teraz musimy się zastanowić, jak rozwiązać tę zagadkę. %7łe on świsnął volkswa-
gena, to niemal pewne.
Na sto dwa wyrwał się Julek.
Wolnego. Jeszcze nie wiemy, gdzie jest skradziony wóz. Nas jednak bardziej
interesuje, czy właśnie ten facet potrącił Cegiełkę.
Wygląda mi na takiego.
Wygląd jeszcze o niczym nie świadczy. Jedno jest pewne, że musimy to wyja-
śnić. Dzisiaj po południu wszyscy zabieramy się do roboty. Szkoda tylko, że nie ma
Filipka. . .
357
W tym momencie na schodach zadudniły czyjeś kroki. Po chwili do klubu wpadł
znakomity handlowiec. Był spocony, zdyszany, ledwo żywy, lecz gdy zatrzymał się na
środku pokoju, rozejrzał się triumfalnie.
Mam! zwołał. Jest na Białostockiej dwadzieścia siedem w warsztacie Wa-
lędziaka. To wykrztusiwszy, opadł bezsilnie na fotel.
Co masz? W jakim warsztacie? Co się stało? sypnęli pytaniami.
Szarego volkswagena z bagażnikiem na dachu.
Dopiero teraz zrozumieli, że Filipek dokonał epokowego odkrycia. Otoczyli go wia-
nuszkiem i zasypali gradem pytań.
Dajcie mi pić przerwać im błagalnie a potem wszystko wam opowiem.
Tolek Banan podał mu butelkę nektaru z czarnych porzeczek. Filipek dorwał się
do niej jak niemowlę do butelki ze smoczkiem. Wyduldał jednym tchem, wytarł usta
przegubem dłoni i zaczął opowiadać.
Niech mi ośle uszy wyrosną zakończył jeżeli ten Szamajski nie jest tym
piratem i bandytą, którego szukamy. Naraz złapał Tolka Banana za rękę. Szefie,
szef nawet nie wie, ile mnie to kosztowało. Ale szef widzi, że nie ma w tym ani cie-
358
nia lipy. Odstawiłem robotę na medal. Muka. . . ulubione słówko Filipka wyrażało
zwycięstwo i triumf.
Zaraz, zaraz. . . wtrącił rozgorączkowany Julek. Powiedz, jak wygląda ten
twój Szamajski?
Filipek tarł z roztargnieniem policzek.
Jak wygląda? Trochę jak człowiek, a trochę jak bokser. Ma nad brwią bliznę. . .
Hura! Julek podskoczył i zatańczył jak zwariowany. Ten Szamajski to prze-
cież nasz Ryszard. Brawo, Filipek! chwycił fotel na biegunach, zaczął bujać Filipka
z radości. Zrobiliśmy razem wielkie odkrycie. . . Teraz wszystko się zgadza. Ryszard
Szamajski zdmuchnął spod domu dentysty volkswagena, a potem jadąc z nieprzepisową
szybkością potrącił na rogu Cegiełkę.
Nie tak szybko przerwał mu spokojnie Tolek Banan. To przecież tylko na-
sze domysły. Musimy mu udowodnić. . . Zaczął krążyć po pokoju wielkimi krokami.
Naraz zatrzymał się. Mam pomysł. Wytniemy z %7łycia Warszawy dwa ogłoszenia,
to o wypadku i ten komunikat MO. Włożymy ładnie do koperty, zaadresujemy do pana
359
Ryszarda Szamajskiego i wręczymy mu dzisiaj o piątej w Zaciszu . Zobaczymy, jak
zareaguje.
Eee. . . skrzywił się Cygan. Po co tyle fatygi. Wystarczy zawiadomić mili-
cje, i po krzyku.
Człowieku natarła z pasją Karioka przecież on może się wyprzeć.
Tak dodał Julek nikt mu nie udowodni, że przejechał Cegiełkę, a to dla nas
najważniejsze.
I to, żebyśmy przyskrzynili go sami wtrącił Filipek. Zaczęliśmy robotę, to
musimy skończyć. Jesteś kolegą Cegiełki czy nie?
Cygan z roztargnieniem szarpał klamerkę paska i spoglądał na milowe czuby swoich
czarnych sztylp. Czy to mu coś pomoże?
Ech jęknął Filipek z tobą, Cygan, to nie można gadać. Nie masz inteligencji
i wychowania. Nam przecież chodzi o honor gangu, żeby było tak, jakżeśmy mówili,
jeden za wszystkich wszyscy za jednego.
Dobra powiedział bez przekonania.
360
Dobra jest podjął Tolek Banan. Przed piątą przystąpimy do akcji. Ja pójdę
do tego bubka z listem.
Szef? przeraziła się Karioka. Przecież szef nie może się narażać.
To ja was nie mogę narażać powiedział tonem nie znosząc sprzeciwu. Facet
jest niebezpieczny, nie wiadomo, jak zareaguje. Pójdę do niego, a wy zrobicie obstawę,
żeby się nam nie wymknął. O mnie się nie martwcie. Nie w takich już byłem tarapatach.
4
Za dziesięć piąta Tolek Banan usiadł przy stoliku w kawiarni Zacisze . Rozejrzał
się uważnie. Ogród był niemal pusty. Przy stoliku pod rozłożystym kasztanem siedział
starszy pan w nasuniętym na oczy słomkowym kapeluszu. W ręku trzymał najnowszy
Express Wieczorny i wolnymi ruchami przewracał stronice. Było tak cicho, że Tolek
słyszał szelest papieru. W drugim kącie ogrodu, nad szklankami mrożonej kawy ze
śmietanką, tkwili Julek i Cygan. Stanowili bowiem bezpośrednią obstawę szefa. Pod
361
pawilonem przy służbowym stoliku otyły kelner palił papierosa. Minę miał znudzoną
i pełną niewysłowionego smutku, jak gdyby wrócił przed chwilą z pogrzebu. Karioka
i mały Filipek krążyli wzdłuż ulicy.
Dzień był pogodny, upalny. W ogrodzie panował przyjemny chłód. Listowie szele-
ściło sennie, a gdzieś w gęstwinie pogwizdywał kos. I jaskółki krążyły wysoko ponad
drzewami.
Punktualnie o piątej przy ogrodzeniu zjawiła się Karioka. Dała Tolkowi umówiony
znak. Po chwili do ogrodu weszła panna Danka.
Szef wyciągnął z kieszeni Przegląd Sportowy . Udając zainteresowanie ostatnimi
wynikami ligi piłkarskiej, śledził elegantkę spoza gazety. Ta bez namysłu skierowała się
do osłoniętego krzewami stolika.
Na jej widok kelner uniósł się ospale. Drobnymi kroczkami poczłapał w jej stronę.
Koniak i kawę? zapytał.
Tak, bardzo proszę dotarł do uszu Tolka jej głos.
362
Kelner oddalił się nieco razniej, jakby zamówienie przyspieszyło rytm jego ruchów.
Panna Danka wyjęła z torebki papierosy, lecz nie zapaliła, tylko wzięła jednego i z roz-
targnieniem obracała go w palcach.
Za chwilę za ogrodzeniem przemknął Julek. Dał znak, że zbliża się Ryszard Sza-
majski. Tolek odetchnął z ulgą. Nie musiał długo na niego czekać. Wnet w furtce zjawił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]