[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale on nie słyszał jej próśb. Utkwił zimne spojrzenie w Manchezie. Jerry nie żył, a przed
nim stał człowiek odpowiedzialny za jego śmierć. Ale bratu nic już nie pomoże. Jonas po
chwili wahania opuścił kuszę.
- Niedługo wyjdę na wolność - zaśmiał się Meksykanin, odrzucając głowę do tyłu. - Już
niedługo.
Jonas poderwał kuszę i strzelił. Strzała utkwiła w pokładzie, między stopami mordercy.
Zmiech zamarł na ustach Mancheza.
- Będę na ciebie czekał - odparł Jonas lodowato.
Czy to naprawdę już koniec? Liz myślała tylko o tym, gdy przebudziła się następnego
ranka. Była bezpieczna, Jonas też, a szajka przemytników została rozbita. Oczywiście
Jonas wściekł się, gdy zrozumiał, że Manchez był śledzony, oni sami też byli śledzeni, a
policja wkroczyła do akcji dopiero wtedy, gdy bandyta zagroził Liz.
Ale w końcu dopiął swego, pomyślała. Morderca jego brata trafił za kratki. Miała nadzieję,
że to jemu wystarczy. Przekręciła się na drugi bok i przytuliła do Jonasa.
- Zostańmy tu do południa - poprosił, przyciągając ją blisko siebie.
- Wiesz, że mam...
- Pracę - dokończył za nią.
- Właśnie - przytaknęła. - I po raz pierwszy od długiego czasu mogę przestać oglądać się
przez ramię. Nareszcie jestem szczęśliwa - odetchnęła z ulgą i objęła go za szyję.
- Taka szczęśliwa, że mogłabyś za mnie wyjść?
- Co? - zaskoczona Liz odsunęła się nieco od Jonasa.
143
- Poślubić mnie, pojechać ze mną do domu i zacząć nowe życie.
- Nie mogę - szepnęła.
- Dlaczego? - spytał.
- Jonas, jesteśmy zupełnie inni i każde z nas ma własne życie.
- Już od dawna żyjemy razem.
- Ale to się skończy, gdy wrócisz do Filadelfii. Za kilka tygodni nawet nie będziesz
pamiętał, jak wyglądam.
- Dlaczego to robisz? - spytał z wyrzutem. - Czemu nie możesz po prostu przyjąć tego,
co ci chcę dać? Kocham cię.
- Nie - szepnęła Liz i zacisnęła powieki. - Nie mów mi tego.
- Będę to powtarzał, aż wreszcie uwierzysz. Czy myślisz, że do tej pory tylko bawiłem się
tobą? Czy nie czujesz tego, co jest między nami?
- Już kiedyś myślałam, że coś czuję do innego mężczyzny.
- Wtedy byłaś dzieckiem! - zawołał rozgniewany. - Pod pewnymi względami wciąż nim
jesteś. Ale wiem, co czujesz, gdy jesteś ze mną. Nie jestem duchem z przeszłości ani
wspomnieniem. Jestem mężczyzną z krwi i kości i pragnę cię.
- Boję się, Jonas - szepnęła. - Boję się ciebie, bo sprawiasz, że pragnę rzeczy
niemożliwych. Nie poślubię cię, bo nie chcę już ryzykować. Teraz nie chodzi tylko o mnie.
Nie jestem sama. Jest jeszcze Faith. Puść mnie, proszę.
- To jeszcze nie koniec - powiedział, pozwolił jej wstać i sam stanął obok niej.
- Pozwól mi cieszyć się tymi ostatnimi dniami, które nam zostały - poprosiła Liz i oparła
głowę na jego ramieniu.
Jonas uniósł jej podbródek i zajrzał dziewczynie w oczy. Wyczytał w nich jej prawdziwe
uczucia. Skoro przekonał się, że się nie mylił, mógł jeszcze poczekać.
- Nie miałem do czynienia z kimś równie upartym, jak ty - powiedział i pogładził ją po
włosach. - Ubieraj się. Odwiozę cię do pracy.
Liz nieco się odprężyła. Cieszyła się, że Jonas przestał nalegać. Więz, która ich łączyła,
była teraz dość silna, bo połączyły ich niezwykłe wydarzenia. Wierzyła, że zależy mu na
niej, lecz była przekonana, że Jonas myli to uczucie z miłością. Za jakiś czas będzie jej
144
wdzięczny, że nie przyjęła jego propozycji. Kochała go na tyle, aby mieć siłę go
odepchnąć. Ale do końca życia będzie o nim pamiętała.
- Co zamierzasz dziś robić? - spytała, gdy znalezli się pod sklepem.
- Zamierzam siedzieć na słońcu i nie zajmować się niczym.
- Niczym? - Liz gwałtownie się zatrzymała. - Przez cały dzień?
- Wiesz, kiedy człowiek niczym się nie zajmuje, to się nazywa odpoczynek. A kiedy robi
to parę dni z rzędu, nazywamy to urlopem - zażartował.
- Jeśli się znudzisz, zawsze możesz dołączyć do którejś z naszych wycieczek.
- Chyba na jakiś czas mam dość nurkowania-powiedział i usiadł na krzesełku przed
sklepem Liz.
- O, Miguel! A gdzie Luis? - spytała Liz, rozglądając się za swoim stałym pracownikiem.
- Szykuje jedną z łodzi, a ja zostałem w sklepie. Aha! Byli jacyś ludzie i pytali o łódz dla
wędkarzy. Są teraz na pomoście.
- Dobrze. Idz pomóc Luisowi, a ja się tu wszystkim zajmę - zdecydowała.
- Czy mógłbyś przez chwilę popilnować sklepu, a ja się dowiem, o co chodzi? - zwróciła
się do Jonasa, gdy chłopak odszedł.
- A ile płacisz za godzinę? - spytał i poprawił okulary przeciwsłoneczne.
- Mogłabym przygotować dziś kolację - żartobliwie targowała się Liz.
- Zgoda - powiedział, wstając. - Nie musisz się spieszyć - dodał z uśmiechem.
Liz roześmiała się i ruszyła w stronę,, Expatriate", przy której kręcili się dwaj mężczyzni.
Chętnie popłynęłaby z wędkarzami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]