[ Pobierz całość w formacie PDF ]
natychmiast stąd wyjść!
Uspokój się, dziecko...
Natychmiast proszę wyjść z mojego mieszkania! Nie spodziewałam się, że jest
pan zdolny do tego, żeby wykorzystać zasłabnięcie...
Brygidko powiedział najłagodniejszym głosem, jaki słyszałam i jakiego mo-
głabym słuchać do końca swoich dni przywiozłem cię do twojego domu karetką po-
gotowia, ponieważ zemdlałaś i długo nie mogłem cię docucić, a w szpitalu nie ma ani
pół wolnego łóżka. Wniesiono cię na noszach do mieszkania, zbadał cię lekarz z pogo-
86
towia, dostałaś zastrzyk. Wszystko masz zapisane w karcie. Proszę. Ale właściwie wydaje
się, że jesteś zdrowa. Za chwilę przyjedzie Ewa i na wszelki wypadek zostanie z tobą do
rana.
Dlaczego nie pan, doktorze? pomyślałam, ale głośno wyjąkałam:
Kot jest głodny.
Dobrze, zaraz dostanie jeść. Poleż sobie przez trzy dni w łóżku. Mam wrażenie,
że jesteś potężnie przemęczona. Wypisałem ci zwolnienie. Musisz je potwierdzić u swo-
jego lekarza pierwszego kontaktu.
A mama?
Do niej nie będę dzwonił, mogłaby się niepotrzebnie zmartwić. Na razie nie
dzieje się nic złego. Jeśli będziesz miała ochotę, zadzwonisz do niej sama, prawda?
Wkładał płaszcz. Poczekam jeszcze chwilę na Ewę i pojadę do szpitala. Mam dzi-
siaj nocny dyżur i jestem już sakramencko spózniony.
Panie doktorze... zachowałam się jak przygłup...
Mam na imię Piotr, wiesz przecież, prawda? Uśmiechnął się i popędził do
drzwi, bo właśnie ktoś dzwonił.
Nie ktoś, tylko Ewa. Poszeptali coś w korytarzu. Cmok, cmok. Zgrzytnął zamek.
W drzwiach mojej sypialni stanęła Ewa.
Super wyglądasz, Brygidko powiedziała. Dawno nie widziałam cię w tak
dobrej formie!
Nagle zaczęłyśmy się śmiać jak wariatki, jak za dawnych szkolnych czasów. Od razu
poczułam się lepiej. Właściwie, całkiem dobrze. Chciałam wstać z łóżka, ale Ewa po-
zwoliła mi pójść tylko do łazienki, szybko się umyć, włożyć piżamę. Oczywiście za dużą
o dwa numery, męską! Przez ten czas nakarmiła Wacka i zaparzyła herbatę. Dla mnie
ziołową, melisę. Dla siebie zieloną. Wcisnęła mi w garść jakieś dwie malutkie table-
teczki.
No, dziewczynko powiedziała wypij to, a potem będziemy gawędzić
o wszystkich ważnych sprawach. Jeśli będziesz miała ochotę, oczywiście. Jeśli nie, mo-
żesz natychmiast zasnąć i odespać wszystkie zarwane noce.
Na szczęście mam double-bed ziewnęłam ostentacyjnie. Pościel jest w sza-
fie na dole. Wyjmij sobie powiedziałam, udając, że zasypiam.
Zdecydowanie nie miałam w tej chwili nastroju na pogawędki z Ewą.
Nie wiem, jaki to dzień, jeśli to w ogóle dzień (pózniej okazało się, że wtorek, 2 paz-
dziernika). Nie wiem nawet, czy śpię, czy wszystko to dzieje się na jawie.
Siedzę przed telewizorem i oglądam teleturniej. Na trzy pierwsze pytania odpowia-
dam bezbłędnie. Może sama powinnam wystąpić w takim programie? A gdyby na przy-
kład zapytali mnie o jakiś wzór chemiczny albo rzekę na Borneo? Narobiłabym strasz-
nego wstydu sobie i mamie, która uważa, że włożyła mnóstwo wysiłku w moją eduka-
cję.
Szóste pytanie nie wiem! Dlaczego nie wiem? Bo dotyczyło największych miło-
ści w literaturze świata! Prawidłowa odpowiedz brzmiała: Romeo i Julia.
Przegrałaś! krzyczy na mnie jakiś karzeł prowadzący program. To było py-
tanie podchwytliwe! Nie ma miejsca na miłość w dzisiejszych czasach! Odpadasz!
Jak to: nie ma miejsca na miłość?! beczę, a karzeł przybliża do mnie swoją ob-
leśną twarz i tuż przy moim nosie wybucha śmiechem.
Chyba się budzę, być może tylko na chwilę. Słyszę z oddali buczącą lodówkę, a tuż
obok pomrukującego, chrapiącego Wacka, który wpakował się do mojego łóżka.
Nie ma nic piękniejszego i bardziej banalnego, nieprzyzwoicie kiczowatego, jak za-
chód słońca nad morzem. I plaża. Leżę na plaży.
Po plaży zawsze spaceruje jakaś para o zachodzie słońca. Trzymając się za ręce!
On jest sam i nikogo nie trzyma za rękę. Zbliża się do mnie, jest już bardzo blisko,
zrywa ze mnie kostium kąpielowy i każe towarzyszyć sobie w spacerze.
W pobliżu mojego bloku nie ma plaży myślę gorączkowo jak również
w moim mieście ani w tej części kraju, i na dodatek ciągle pada, nie ma więc mowy
o spacerach .
Dzwoni telefon. Chyba trzeba wstawać... Niedobrze, nie umiem przekonać samej
siebie, że to naprawdę zwykły dzień i nie ma żadnej taryfy ulgowej na plażę.
Słyszę, jak ktoś udając mnie, rozmawia przez telefon. A może to ja?
Halo?
Cześć, Brygidko. Magda używa zdrobnienia mojego imienia tylko wtedy, gdy
czegoś ode mnie oczekuje. Jak się miewasz? Oho! Musi jej naprawdę zależeć.
Czuję, jak zwija się w supełek. Postanawiam jej pomóc.
88
Czy coś się stało?
Zapisałam się na kurs wizażu.
I...?!
Wiesz, muszę wreszcie zacząć w siebie inwestować, czyli znalezć trochę czasu
dla siebie. Michał poleciał wczoraj na miesiąc do Australii, nie popilnowałabyś Kuby?
Wiesz, żeby lekcje odrobił i tak dalej. Tylko we czwartki wieczorem. Proszę! A ja będę
mogła skończyć ten kurs i może w przyszłości przestanę zajmować się skupowaniem
antyków i namawianiem nadzianych kretynów, żeby ze snobizmu coś kupili!
Rozumiem sytuację mojej siostry, ale ja i rozwrzeszczany, rozpuszczony Kubuś!
Nie!!!
OK! mruczę, wydając na siebie wyrok. W końcu to przecież moja rodzona sio-
stra prosi mnie o pomoc.
W tym momencie słyszę stanowczy głos Ewy:
Brygida?! Oddaj mi, proszę, telefon.
I prawie szeptem mówi do słuchawki kilka słów.
Właśnie umówiłam się z siostrą...
Z nikim się nie umówiłaś.
Czy to znaczy, że moja siostra nie dzwoniła?
Dzwoniła, ale na nic nie jesteś umówiona.
A Kubuś?
Kubuś wykończy cię w ciągu piętnastu minut. Jeśli chcesz jako tako funkcjono-
wać, to musisz odpocząć przynajmniej przez kilka dni. Musisz być asertywna i nie na
wszystko się zgadzać! Rozumiesz?
Która godzina?
Dwunasta.
W nocy?
Nie. W samo południe.
Boże, od kilku godzin powinnam być w redakcji!
Ale nie jesteś. Zadzwoniłam do twojego szefa i powiedziałam, że jesteś chora.
Boże, przecież wyrzucą mnie z pracy! Zerwałam się łóżka. U nas nie wolno
chorować!
Jak człowiek jest chory, to jest chory. Bez względu na to, gdzie pracuje! oświad-
czyła stanowczo Ewa. Wracaj do łóżka! Powiedziałam, że masz zwolnienie na trzy
dni.
Obawiam się, że to, co zrobiłaś, Ewo, nie zadziała na moją korzyść stwier-
dziłam i przykryłam się kołdrą aż po czubek głowy. Pierwszy raz w życiu nie miałam
ochoty z nią rozmawiać.
Po kilku godzinach obudził mnie zapach gotowanego rosołu i cudownie aroma-
tycznych przypraw.
89
Ewa podała mi obiad do łóżka. Czułam się głupio. Przecież jestem zdrowa, a Ewa
powinna być na uczelni albo zajmować się swoim życiem. Czyli doktorem Larneckim.
Bardzo, ale to bardzo nie chciałam, żeby się nim zajmowała. Toteż kiedy zapytała o moje
życie intymne (to była nowość, bo choć byłyśmy bardzo dobrymi koleżankami, nigdy
nie dotykałyśmy tego tematu), zapaliły się wszystkie ostrzegawcze światełka w mojej
głowie.
Jest OK powiedziałam.
Co jest OK? zapytała niewinnie.
No, że nie jest zle.
Ale z czym?
W ogóle z życiem.
Brygida, przestań się wygłupiać. Jesteś sama, nie masz faceta, nie masz domu, nie
masz nikogo bliskiego. A kot to nie jest partner, zapamiętaj sobie!
To mój problem! krzyknęłam, nagle dotknięta do żywego.
Niekoniecznie. Jak wyobrażasz sobie dalej swoje życie?
Nic na siłę! Myślę, że w końcu znajdę jakiegoś faceta, który zatrzyma się przy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]