[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niechętnie dała mu drugi klucz, aby miał dostęp do wody, oraz
kluczyk do schowka z narzędziami ogrodniczymi, lecz zrobiła to dopiero
wtedy, gdy jej oznajmił, że zwariuje, jeżeli nie będzie miał nic do roboty.
Kilkakrotnie zdarzało się, że gdy wracała do domu, witały ją zapachy
domowej kolacji. Dobrze się stało, przychodnia bowiem pękała w szwach
za sprawą jakiegoś szczególnie złośliwego wirusa. Sally była Luke'owi
niezmiernie wdzięczna za to, że nie musi sama niczego gotować.
Trudną sytuację w pracy komplikował także fakt wprowadzenia
skomputeryzowanej bazy danych o pacjentach.
- Wierzę, że na dalszą metę dzięki temu komputerowi zaoszczędzimy
dużo czasu i energii - oświadczyła, kiedy któregoś wieczoru, po wspaniałej
kolacji przygotowanej przez Luke'a, zasiedli na kanapie w salonie.
Przymykając zmęczone oczy, odgarnęła swe bujne, kasztanowe
włosy z karku, jakby w ten sposób chciała się pozbyć nieznośnego bólu
głowy, który nękał ją przez całe popołudnie.
- Miałam już do czynienia z komputerem i wiem, że to się sprawdza,
ale dopóki nie zostaną do niego wprowadzone wszystkie dane, będziemy
się miotać między starym systemem i nowym...
104
RS
Luke zmienił pozycję. Poczuła, jak jego palce wślizgują się pod jej
włosy i zaczynają masować napięte mięśnie.
- O, jak przyjemnie... - Opuściła głowę, poddając się kojącym
ruchom jego dłoni. - Zaraz zacznę mruczeć.
- Lepiej? Ułożył jej głowę we wgłębieniu swojego ramienia.
- Znacznie lepiej. Zrobiłam się strasznie senna... - wyznała
półgłosem, zamykając powieki.
- Sally?
Głos Luke'a stopił się z umykającym, czarownym marzeniem
sennym. Obejmował ją. Czuła jego oddech na policzku.
- Sally? Powinnaś już iść spać...
Poczuła jego szorstki policzek na swojej skórze i sen nagle stał się
zbyt realny.
- Luke? - szepnęła zaspanym głosem. - Co ty robisz w moim łóżku?
Mruknął coś w odpowiedzi, pomagając jej usiąść.
- Zasnęłaś na kanapie. Musisz się wyspać, żeby jutro dzielnie stawić
czoło temu komputerowi.
- O, nie - jęknęła. - Musisz mi o tym przypominać? -Usiadła, kryjąc
twarz w dłoniach. - Miałam taki piękny sen!
Rozbudziła się już na tyle, by zapanować nad słowami. Ucieszyła
się, że Luke nie widzi jej rumieńców.
Nie może mu powiedzieć, że śniła o nim, o tym, że spali razem w jej
łóżku, że ją obejmował, że obudził ją jego szept...
- Sally! - napomniał ją stanowczym tonem. Poderwała się z
poczuciem winy. On chyba czyta w jej myślach...
105
RS
- Nie zasypiaj znowu, dopóki nie dotrzesz do łóżka. Musisz się
porządnie wyspać.
Powlokła się za nim do drzwi.
- Przepraszam, że się tak brzydko zachowałam. Mam nadzieję, że nie
chrapałam.
- Skądże znowu! Zachowywałaś się nienagannie. -Uśmiechnął się,
spoglądając jej w oczy. Zwiatło padające z holu igrało na jego ciemnych
rzęsach. - Przytuliłaś się do mnie jak senny kotek...
Zakłopotana odgarnęła palcami włosy; wstydziła się zaróżowionych
snem policzków i zmiętego ubrania.
- Luke... - szepnęła zahipnotyzowana jego spojrzeniem.
- Sally...
Pogładził ją po policzku, po czym ujął jej głowę swoją silną dłonią.
Uważnie obserwując jej reakcję, odchylał jej głowę do tyłu, aż w
końcu ich wargi się spotkały.
Była przygotowana na zwyczajny pocałunek na dobranoc, dowód
przyjazni, jaka narodziła się między nimi w ciągu tych kilku tygodni, ale
to nie miało zupełnie nic wspólnego z przyjaznią!
Patrzyła, jak Luke powoli przymyka powieki. Sama skoncentrowała
się na delikatnych muśnięciach jego języka.
- Pozwól mi, Sally... - szepnął tuż przy jej wargach, jakby nie chciał
odsuwać się od nich. - Chcę wiedzieć, jak smakujesz...
Kiedy jego gorący język dotknął jej ust, nie była w stanie się opierać.
Objął ją jeszcze mocniej. Jej umysł usiłował ogarnąć informacje, jakie
wysyłało jej ciało. Na próżno. Było ich zbyt wiele: ciepło, siła,
pragnienie...
106
RS
Przestał ją całować, jakby usłyszał jej myśli, i przytulił jej głowę do
swojej piersi. Słyszała bicie jego serca i nierówny rytm oddechu.
- Przepraszam - szepnął. Poczuła, że strach mrozi jej serce: już raz ją
odtrącono. - Wszystko wymknęło mi się spod kontroli.
- To... nie szkodzi...
Nie otwierając oczu, czekała na cios.
- Owszem, szkodzi - zaprotestował półgłosem. - Nie mam prawa
całować cię w ten sposób. - Odsunął się, - Muszę iść...
Odwrócił wzrok, ruszył do drzwi i wyszedł. Patrzyła za nim,
zdumiona takim pośpiechem.
Oparła się o ścianę i bezwładnie osunęła na podłogę.
Siedziała obejmując rękami kolana i wpatrywała się w ścianę.
Poczuła na wargach słone łzy.
Pół godziny pózniej już nie wiedziała, dlaczego płacze: czy z
powodu zdrady Briana, czy ze strachu, że znowu ktoś chce ją odtrącić?
Luke wrócił do pracy przed Wielkanocą, kiedy gwałtownie rośnie
liczba wypadków, co dało Sally nadzieję, że nie będzie miał czasu, by ją
odwiedzać.
Idealna pogoda wróżyła nawał roboty.
Przychodnia pękała w szwach od pacjentów, którzy nadto się
przyłożyli do wiosennych porządków, remontów czy do kopania
ogródków.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]