do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na prośbę ks. Bukowińskiego przybyłem na to niezwykłe zgromadzenie  wiernych".
Zebranie rozpoczął ks. Bukowiński krótką im prowizowaną modlitwą. Następnie zaprosił
obecnych do zabrania głosu. Przemawiało co najmniej 30 mówców. Wszyscy wyra\ali
tęsknotę za wolnością wyznawania wiary, za potrzebą dobrego \ycia i przykładu. W
przemówieniach nie było \adnej wrogości jednej sekty do drugiej.
Ostatni zabrał głos ks. Bukowiński. Otworzył Pismo św. i odczytał 17 rozdział Ewangelii św.
Jana:  Ojcze, nadeszła godzina, uwielbij Syna swego, aby i Syn Cię uwielbił... aby dał \ycie
wieczne wszystkim tym, których mu dałeś. A to jest \ycie wieczne: aby znali Ciebie,
jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa... Ojcze,
zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno... Uświęć ich
w prawdzie... Objawiłem im Twoje Imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie
umiłowałeś, w nich była i Ja w nich".
Wszyscy z wielką uwagą słuchali modlitwy arcykapłańskiej Chrystusa i zebranie zakończyło
odmówienie Modlitwy Pańskiej Ojczenasz. Po części religijnej zebrania urządzono  agapę"
 ucztę miłości. Przygotowano kaszę gryczaną i ka\dy z uczestników na znak jedności
chrześcijańskiej spo\ywał podaną mu kaszę. Dziwna i znamienna rzecz, \e mimo tak licznego
zgromadzenia w jednym miejscu, nikt z nadzoru obozu nie zakłócił zebrania.
Gdy nadeszło święto muzułmańskie Ramadan, wyznawcy Mahometa poprosili zarząd obozu,
aby pozwolono im spędzić ten dzień na wspólnej modlitwie z mułłą tj. duchownym, który
jako więzień przebywał w sąsiedniej kolonii. Zarząd przychylił się do ich prośby.
Sprowadzono mułłę. Nikt z wyznawców Allaha nie wyszedł tego dnia do pracy w kopalni;
według umowy zastąpili ich katolicy i prawosławni.
Wpływowi muzułmanie zwrócili się do ks. Bukowińskiego z prośbą, aby zechciał
towarzyszyć im w modlitwach, a tak\e we wspólnym przyjęciu. Oczywiście chętnie zgodził
się na ich propozycję.
Na modlitwę zebrano się w obszernej stołówce obozowej. Usunięto stoły, rozesłano koce
zamiast dywanów i wszyscy usiedli, krzy\ując nogi pod siebie. Z trudem, ale uczynił to
równie\ ks. Władysław. Po modlitwie, której przewodniczył mułła, przemawiał ks.
Bukowiński. Po rosyjsku krótko wyjaśnił potrzebę wiary w Boga i \ycia według Jego
przykazań. Następnie rozpoczęła się druga część uroczystości  wspólna uczta. Tego dnia
muzułmanie byli gospodarzami w kuchni obozowej. Za własne pieniądze zakupili produkty
spo\ywcze, które rzadko pokazywały się na stole. Zapraszali wszystkich, sami usługiwali i w
ten sposób wyra\ali swą radość religijną.
Pracowaliśmy na drugim poziomie kopalni Pokro, 300 m pod ziemią. Codziennie w
określonym czasie, tj. po przewentylowaniu kopalni po zrywach rudy, opuszczaliśmy się
szybem 300 m w dół. (Trwało to czas odmówienia 7 Zdrowaś Maryjo). Pierwsze trzy dni pod
ziemią były dla mnie okropne. Bolała mnie głowa. Zwiadomość, \e znajduję się 300 m pod
ziemią, \e nie ma stąd wyjścia w razie awarii, nie dodawała mi otuchy do \ycia. Słychać
wcią\ monotonny, nieustanny szum olbrzymich transporterów elektrycznych, hałas motorów
pompujących wodę z kopalni na powierzchnię ziemi.
56
Jest zwyczaj w kopalni, \e nowicjusz, który pierwszy raz w \yciu znalazł się w głębi kopalni
 przez trzy dni pozostawał wolny od pracy w celu oswojenia się ze środowiskiem.
Punktem zbornym była olbrzymia pieczara tu\ obok windy; była ona oświetlona 1000 W
lampą. Dawała nie tylko światło ale i ciepło.
Pierwszego dnia byłem oszołomiony hałasem i zatrutym gazem powietrzem kopalni, tote\ nie
odchodziłem daleko od windy, pracującej cały dzień. Dopiero na drugi dzień za pozwoleniem
brygadka wraz z kilkoma cieślami, których zadaniem było podstemplować gro\ący
zawaleniem sufit, udałem się aby pomagać w ich pracy. Tu rozejrzałem się po korytarzach,
gdzie kursowały małe elektryczne pociągi, przewo\ące w wagonikach rudę miedzi do
ogromnego bunkra, skąd skipem ruda była wywo\ona na powierzchnię ziemi.
Na trzeci dzień młody brygadir wyznaczył mi obowiązek, jaki miałem pełnić. Moim
zadaniem było utrzymać w nale\ytym porządku kanały, którymi bez przerwy płynęła woda i
gromadziła się w olbrzymim jeziorze. Stąd pompy wydalały nadmiar wody na powierzchnię
ziemi. Zapoznałem się ze wszystkimi sztrekami czyli korytarzami. Miały one 9 km długości,
oczywiście splątane we wszystkich kierunkach.
W jednym z takich korytarzy pracował ks. Bukowiński. Siedział w kącie prawie niewidoczny
i sporządzał z gliny korki. Po wydrą\eniu szpuru czyli otworu w skale, pirotechnicy zakładali
toł, łączyli drucikiem i uszczelniali otwór takim właśnie korkiem. Iskra elektryczna
powodowała straszny zryw skały. Ks. Władysław nie tylko przygotowywał  knedle" (jak to
\artobliwie określaliśmy), ale był obowiązany roznieść te korki do miejsc, gdzie
przygotowywano zrywy. Nogi i ciało ks. Władysława nie były zbyt wysportowane; trzeba
było ubrać się ciepło, bo w kopalni było zimno, zaledwie 4 stopnie ciepła, i wejść po drabinie
ustawionej pionowo co najmniej na trzecie piętro do wysoko poło\onej pieczary. Była to dla
niego niesłychanie męcząca praca.
Pewnego razu, pod koniec pracy, jeden z naszych chłopców zauwa\ył, \e ks. Władysław
zdrzemnął się na swoim stołeczku. Józef wziął torbę, nało\ył  korków" glinianych i poniósł
na górę. Kiedy ks. Władysław obudził się, zauwa\ył, \e nie ma brezentowej torby. Zmartwił
się ogromnie, bo brygada kończy pracę... Jak\e się ucieszył, gdy Józef po pewnym czasie
zwrócił mu torbę i objaśnił, \e wyręczył go i zabezpieczył wszystkie otwory do zrywu.
Uścisnął Józka, zarzucił pasek torby na ramię i wolnym krokiem udał się do windy, aby
wyjechać na powierzchnię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl