do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bardzo już państwo zasmęcili się oboje; stryjowi to niezdrowo, a u panny Justyny nawet i łezki w
oczach widzę. Co tam tak długo rozwodzić się nad starymi czasami!
Słów tych jeszcze nie domówił, gdy pod oknami dał się słyszeć szelest kroków i słowa dość donośnym,
ale dygocącym głosem wymawiane:
- Ho, ho! znajdę ja go! znajdę bałamutnika tego, zwodziciela, złoczyńcę! Znajdę i ubiję!... tak mi Boże
dopomóż, że jak psa ubiję!
Drzwi świetlicy otworzyły się szeroko i naprzód wszedł przez nie trzęsący się staruszek, z kijem w ręku,
z twarzą, która ceglaną różowością odbijała od śnieżnej białości włosów i kapoty. Trochę tylko za nim,
ramieniem go podtrzymując, ukazała się wysoka, barczysta dziewczyna, dość szczególnie wyglądająca.
Na pierwszy rzut oka trudno byłoby poznać w niej tę Jadwiśkę Domuntównę, która bosa i rozczochrana,
w ogromnym fartuchu niosła przez pole zielsko dla krów, a w porze żniw żęła aż do skąpania się w
strugach potu i snopy do gumna zwożąc z męską siłą i zręcznością kierowała parą koni. Teraz miała
ona na sobie suknię z wełnianej materii tak jaskrawo szafirowej, że patrząc na nią oczy aż mrużyć się
musiały, z obcisłym stanikiem i bardzo długim ogonem, który ciągnął się za nią w miękkich,
niezgrabnych, od rosy i pyłu zabłoconych zwojach. Na głowie jej piętrzyła się koafiura od sukni jeszcze
niezwyklejsza, wysoka, kołysząca się, pomadą nasiąkła, jaskrawymi wstążkami i błyszczącymi
szpilkami upstrzona. Błyszcząca, bardzo licha brosza ozdabiała jej stanik, liche także, ale błyszczące
kolczyki i bransolety kołysały się u jej uszu i brzęczały u rąk wielkich i czerwonych. Potężna jej kibić,
która śród pola, w stroju pracownicy wiejskiej, przypominała poetyczną i w sile swej dobroczynną
Cererę, która na drabiniastym wozie ciągniętym przez rześkie konie do pamięci przywoływała klasyczne
atletki, w tym stroju zbyt ciasnym i zbyt długim wydawała się spętaną i niezgrabną; twarz jej piękne
szafirowymi oczami i kasztanowatymi brwiami przyozdobiona wśród jaskrawych barw i błyskotek
uderzała grubością rysów i burakową czerwonością cery.
- Dobry wieczór... - zaczęła w progu, ale gdy spojrzenie jej upadło na stojącą obok Jana Justynę,
zdawać się mogło, że nagle oniemiała.
Stary Jakub za to uwolniwszy się od ramienia wnuczki dygocącym krokiem ku gospodarzowi chaty
postępował srożąc się coraz bardziej.
- Gdzie Pacenko? Niech mnie pan Szymon zaraz powie, gdzie tego krzywdziciela i naigrawcę mojego
ukrył... a jeżeli nie powie, to jak mi Bóg miły, chatę zrewiduję i sam znajdę... a jak znajdę, to pomstę
na nim wywrę za to, że mi kobietę na całe życie nieszczęśliwą uczynił, a mnie w g a ń b i e pogrążył...
- Znowu dziadunia Pacenką nastraszyli? - Na Jadwigę patrząc zapytał Anzelm.
- A jakże! - odzyskując mowę zawołała. - Taki był dziś spokojny, grzeczny, rozumny, jak już lepiej i nie
potrzeba. Zjadł na kolację kwaśnego mleka i mówi: "Jadwiśka, pójdziem sobie którego sąsiada
nawiedzić". "Może pana Szymona?" zapytuję, bo już wiem, że gdyby powiedzieć: pana Anzelma, zaraz
obruszyłby się i powiedział: "Ja do błaznów nie chodzę". On zawsze myśli, że pan Anzelm młodym
kawalerem jest, a gospodarzem w chacie nieboszczyk pan Szymon. Poszedł i pięknie, grzecznie szedł
sobie nawet siłę dobrą mając, bo tylko troszkę opierał się na kiju; aż tu jak wyskoczą chłopcy zza
płotu, jak krzykną mu w same ucho: "Pacenko przyjechał i znów babulkę zabierze!" Aż zatrząsł się cały,
i żeby nie ja, na ziemię padłby... i już teraz nijak jego nie wstrzymać ani wyperswadować... drze się
naprzód, że i zawrócić go do chaty nie zdołałam...
Stary tymczasem kijem wywijając i groznie pokrzykując z kąta do kąta dreptał we wszystkie pilnie
zaglądając, ciemną bokówkę nawet obejrzał i do świetlicy wróciwszy pod wielką kanapą kijem czas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl