[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kierunku Johna, zapalił papierosa. Wypuszczając kłęby dymu, zwrócił się do niego:
- Powinien pan był zabrać ze sobą kowbojski kapelusz, doktorze.
Rourke patrzył w przestrzeń ponad ramieniem Niemca. Dwaj ludzie zajęci byli
siodłaniem koni. Nie wierzyłem, że znowu je zobaczę - pomyślał. - Wprawdzie Eden
posiada zamrożone embriony zwierząt, ale...
- Z przysłowiową niemiecką pedanterią zachowaliśmy niektóre zwierzęta domowe.
Nie mogliśmy wiedzieć, że zostanie wynalezione syntetyczne paliwo. Dlatego część
Complexu wydzielono dla zwierząt, konkretnie dla par zarodowych. Kiedy już można było
powrócić na powierzchnię, postaraliśmy się zwiększyć ich liczbę. Niestety, nie mamy
żadnych psów i kotów. Słyszałem, że to bardzo miłe zwierzaki. Trzymano je w domach.
- To prawda - przytaknął John. Pomyślał o psie, najlepszym przyjacielu swego
dzieciństwa. Dawno nie wracał do niego pamięcią.
- Zatrzymaliśmy także bydło, ponieważ stanowiło bogate zródło protein. Również
kurczęta. Oprócz tego tylko konie i pewne gatunki ryb.
- Jak udało ci się sprowadzić tu konie, nie zwracając niczyjej uwagi?
- Konie zawsze były cenne dla wojska. Przydzielono je więc armii. Dowódca
jednostki odpowiedzialnej za ich rozród i szkolenie jest jednym z nas.
Rourke złapał się na tym, że mimowolnie obserwuje Natalię. Podeszła do okazałego
gniadosza z białymi skarpetkami i takąż łatką na czole. Energicznie uderzał kopytem o
ziemię.
- Zawrzyjmy umowę - powiedział John do Manna. - Jeżeli powiedzie się nam i jeżeli
znajdę sposób, żeby przetransportować je stąd do Georgii...
- Konie? Oczywiście. Należą do najlepszych. To krzyżówka araba z amerykańskim
koniem wojskowym. Tę odmianę cechują: wigor, szybkość i inteligencja. Dlatego je
hodowano.
John upatrzył już konia, którego chciałby zatrzymać dla siebie. Podobny do Sama, tak
dobrze służącego Sarah i dzieciom na początku ich ucieczki, jeszcze przed Nocą Wojny. Ten
był ciemniejszy , bardziej podobny do araba - czarne skarpetki, falująca, czarna grzywa i
ogon.
- Czy któreś z tych zwierząt jest prywatną własnością?
- Już sobie wybrałeś?
- Ten siwek, czy on...
- Należy do ciebie. Dokonałeś właściwego wyboru. Co do pozostałych
wierzchowców, dostarczymy te, które sobie wybierzesz dla całej rodziny.
John miał w Schronie siodło. Otrzymał je w podarunku od Meksykanina, z którym
działał, rozpracowując siatkę terrorystów. Było to jeszcze przed Nocą Wojny. Siodło miało
niezwykle wysoki przedni łęk, typowo meksykański. Zrobione było z czarnej skóry,
ozdobionej zawiłym wzorem. Na siwym koniu prezentowałoby się doskonale.
- Przyjmuję i dziękuję - powiedział, podchodząc do konia.
Nie nazwie go Sam. Imię powinno wiązać się z indywidualnością tego, kto je nosi.
Przyszło mu do głowy, że... Tak, nazwie go Wolf, na cześć człowieka, który podarował mu
tego wierzchowca. Ale nie chciał głośno wymówić imienia. Jeszcze nie.
Wylądowali w znacznej odległości od Complexu. Strzegący ośrodka elektroniczny
system radarowy był bardzo czuły. Nie mogli ryzykować.
Natalia świetnie trzymała się w siodle, podobnie jak jadąca obok niej Elaine
Halwerson. Przed nimi znajdował się Kurinami, nieco dziwnie wyglądający w basebalowej
czapce z daszkiem i białym kombinezonie.
Rourke i Mann zamykali pochód. Tuż przed nimi jechała Sarah, rozmawiając z
jednym z ludzi Manna. Niemiec był najwyrazniej zadowolony z tego, że znał angielski. Sarah
dotykała czule grzywy klaczy, blizniaczo podobnej do Tildie, którą straciła podczas pęknięcia
tamy. Wtedy też utracili Sama. John przypomniał sobie opowieści Sarah i Annie o postawie
Michaela. Okazał się wówczas taki dzielny!
Głos Manna wyrwał go z wspomnień:
- Od wczesnej młodości interesowałem się historią Complexu, jego początkami,
konstrukcją. Jak większość oficerów, mam dyplom inżyniera. Wokół Complexu biegnie tunel.
Przebywanie w nim było zabronione ze względu na możliwość wystąpienia zawału. Ale jak
zwykle młodzi, przedkładałem przygodę nad bezpieczeństwo. Tak więc, w tajemnicy przed
wszystkimi, wędrowałem korytarzami, aż stałem się niemal ekspertem w sprawach tunelu.
Znalazłem wyjście z Complexu. Planując uwolnienie Berna, brałem pod uwagę możliwość
ewakuacji tą drogą. Nie sądziłem, że wódz tak szybko rozpocznie kampanię. Chyba w pewnej
mierze przyczyniła się do tego moja osoba. Walcząc daleko stąd, nie mógłbym w żaden
sposób przeszkodzić w egzekucji Berna.
- Miły facet, ten wasz wódz - zauważył John.
- Jest sprytny. Gdyby zorientował się, że zamierzam przedostać się do Complexu
przez tunel, na pewno by go nie zamknął. Zainstalowałby natomiast system niewinnie
wyglądających pułapek. Wy, Amerykanie, nazywacie je booby-traps , prawda?
- Zgadza się - przytaknął Rourke. Siedział w niewygodnym, angielskim siodle. Nie
lubił tego typu uprzęży. - Te tunele, gdzie one się kończą? W którym miejscu Complexu
wyjdziemy?
- To wymaga kilku wyjaśnień. Zrobię dzisiaj szkic. Ułatwi ci zrozumienie.
Rourke patrzył przed siebie. Słońce powoli znikało za linią horyzontu.
ROZDZIAA XVII
Młody sierżant zagotował wodę i zajął się przygotowywaniem posiłku. Był to ten sam
człowiek, z którym Sarah rozmawiała w drodze. Rourke dowiedział się, że Conrad Heinz - tak
brzmiało jego nazwisko - pragnął dołączyć do korpusu oficerskiego. Nic dziwnego, że tak
ochoczo rozmawiał z Sarah po angielsku. Wszak znajomość tego języka stanowiła jeden z
warunków uzyskania awansu.
Johnowi pochlebiała estyma, jaką niemieckie dowództwo darzyło jego rodzimy język.
Heinz wraz z dwoma podoficerami objął pierwszą wartę. Pozostali skupili się wokół
służącej do przygotowywania posiłków kuchenki Colemana, w ulepszonej, niemieckiej
wersji. Dawała nikłe ciepło i odrobinę światła.
Hauptsturmfuhrer o nazwisku Hartman odezwał się wysokim jak na mężczyznę
głosem. Jego angielski był poprawny, choć zabarwiony silnym akcentem niemieckim.
- Chciałbym o coś zapytać, herr doktor. Ale może powinienem czekać na swoją kolej.
- Możesz mówić. To chyba oczywiste - wtrącił Mann.
- Dziękuję, herr standartenfuhrer. - Hartman zwrócił się do Johna: - Herr doktor, jak
ocenia pan nasze szansę jako osoba z zewnątrz?
Rourke zaciągnął się cygarem. Zaczął mówić, wydmuchując cienkie strużki dymu:
- To, czy nam się uda, zależy od zbyt wielu niewiadomych. Dotarcie do Bema jest
możliwe. Trudno mi w tej chwili określić charakter operacji, jaką będę musiał wykonać. Nie
jestem pewny, co należy zrobić z urządzeniem, które usuniemy z ciała Berna. Wydaje mi się,
że o wszystkim może zadecydować to, na ile dokładnie pułkownik ocenił publiczne poparcie
dla sprawy Dietera Berna. Jeżeli jego uwolnienie wywoła rewolucję w Complexie, a siły
posłuszne wodzowi uda się powstrzymać, wówczas mamy wszelkie szansę. Ale wszystko
opiera się na tych jeżeli . Musimy o tym pamiętać.
- Ale pan i major Tiemierowna nieraz już braliście udział w tego typu akcjach?
Włączyła się Natalia:
- Być może dlatego John nie precyzuje swojej opinii. Sarah przypomniała mi coś, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]