do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do Kopenhagi i po tym, co się stało z  Kometą , kazał sobie dać ochronę, bardzo
silną ochronę. Ale Syndykat w Europie goni resztkami sił, jego potęga została
złamana, jego przywódcy poszli na dno razem z wodolotem.
 Więc kogo właściwie spodziewamy się zastać w domu w Nyhavn?
 Hugona.
Palme znowu otworzył walizkę za składu broni przy Princesse Gade i roz-
dzielił pozostałą broń i zapas amunicji. Wszystkie rewolwery zaopatrzone były
w tłumiki. Naradził się krótko z Maxem Kellermanem.
 Jeden jest tam, w domu prawie naprzeciwko. Ja się nim zajmę. Drugi na
pokładzie tej łodzi rybackiej, na wprost domu Horna. Ten, co tak pedantycznie
układa zwoje liny. Jest twój.
Siąpiący deszcz wytłumił wszystkie odgłosy miasta. Palme i Kellerman ruszy-
li każdy swoją stroną basenu, naśladując do złudzenia chód marynarzy i mieszając
się z bywalcami tutejszych barów, którzy jeszcze teraz wyłaniali się chwiejnym
krokiem po schodkach z knajp w suterenach budynków. Palme wszedł do domu,
w którym wypatrzył  swojego obserwatora, i wbiegł cicho na pierwsze piętro.
Jednym kopniakiem otworzył odrapane drzwi i przeleciał rozpędem przez skąpo
umeblowany pokój. Mężczyzna, który chwilę wcześniej wyglądał przez okno, le-
żał rozwalony na wersalce. Zaskoczony próbował chwycić leżący obok automat.
Palme strzelił dwa razy i wyjrzał przez okno.
Rybak, cackający się ze zwojami liny, zniknął z pokładu kutra. Na jego miej-
scu przykucnięty Max Kellerman oddawał się dokładnie temu samemu zajęciu.
W ten sposób zajmował pozycję idealnie na wprost drzwi wejściowych domu
doktora Benny ego Horna.
Kilka minut pózniej dał znak Beaurainowi i Luizie, którzy oglądali wystawę
jakiegoś antykwariatu. Teren był czysty. Palme, stojący na ostatnim schodku przed
drzwiami domu Horna, trafił na właściwy wytrych do skomplikowanego zamka.
Z Lugerem w ręce wszedł do środka tuż przed Beaurainem i Luizą, obrzucił szyb-
kim spojrzeniem wąskie schody i wąski przedpokój, nastawiając wyczulone ucho
na najdrobniejszy szmer. Dom pachniał mu pustką; nie tak dawno jeszcze ktoś tu
mieszkał, ale teraz nie było żywego ducha.
Gładką powierzchnię wody w basenie zmąciły niezliczone cętki drobniutkich
kropelek deszczu. Max Kellerman pracowicie rozwijał i zwijał liny na pokła-
dzie kutra. Luiza przestąpiła próg domu doktora Benny ego Horna, a Beaurain
zamknął drzwi.
 Dom jest czysty.
W niewiarygodnie krótkim czasie Palme sprawdził parter, wbiegł po schodach
na górę, sprawdził pierwsze piętro, wrócił do holu, zniknął na schodach za drzwia-
mi do piwnicy i pojawił się ponownie, by obwieścić rezultat przeszukania. Taki
280
wielki chłop, pomyślała Luiza, a potrafi się poruszać z szybkością i wdziękiem
gazeli.
 Od frontu jest coś w rodzaju biblioteki  wyjaśnił Palme, wskazując
na odpowiednie drzwi.  Półki od podłogi do sufitu, gęste koronkowe firanki
w oknach. . . Kuchnia i jadalnia po drugiej stronie, a na pierwszym piętrze drzwi
wychodzące na schody przeciwpożarowe. Schody prowadzą na małe podwórko,
z którego jest wyjście na boczną uliczkę. Jeden z chłopaków już je odkrył i zajął
tam pozycję. Nikt nie może dostać się do środka, żebyśmy o tym nie wiedzieli.
 To może zaczekamy na naszych gości w bibliotece?  zaproponował Be-
aurain.
Na dworze deszcz nie przestawał siąpić, Max Kellerman z chwili na chwilę
coraz bardziej ociekał wodą, ale nie zwracał na to uwagi.
* * *
Pierwsza w Nyhavn zjawiła się Sonia Karnell. Przyjechała taksówką z lotniska
Kastrup, zapłaciła za kurs i wbiegła po schodkach. Kruczoczarne włosy pokryła
jej pajęczyna kropelek wilgoci. W lewej ręce trzymała już klucz, a w prawej 
walizkę. Przez ramię przewieszoną miała torebkę na długim pasku.
To właśnie tej torebki nie spuszczała z oczu Luiza Hamilton, obserwująca So-
nię Karnell z głębi biblioteki przez zasłonięte gęstymi firankami okno. Beaurain
przywarł płasko do ściany tuż obok zamkniętych drzwi, po stronie klamki.
 Zaczęła coś podejrzewać  syknęła Luiza.
Szwedka obejrzała się przez ramię na zacumowany na wprost domu kuter.
Zobaczyła, że linę zwija jakiś obcy człowiek. Zobaczyła Maxa Kellermana!
Kellerman zareagował zupełnie instynktownie. Spod sieci rybackiej wysunął
lufę pistoletu maszynowego, dostarczonego przez Palmego ze składu przy Prin-
cesse Gade. W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby to zobaczyć. Ale Sonia Kar-
nell zobaczyła zupełnie wyraznie. Przekręciła klucz, wpadła do środka, zatrza-
snęła drzwi za sobą i w odruchu ulgi oparła się na chwilę o ścianę. Z biblioteki
wyszła Luiza.
 Dzień dobry, Soniu. Zrobiłaś kawał drogi z Radmansgatan. Luiza trzy-
mała w ręku pistolet. Z tej odległości nie mogła chybić, ale Szwedka albo miała
skłonności samobójcze, albo zakładała, że ci ludzie woleliby uniknąć hałasu strze-
laniny. Wypuściła walizkę i rzuciła się na Angielkę niczym tygrysica, z palcami
rozczapierzonymi jak szpony drapieżnego ptaka. Mierzyła w oczy. Luiza uderzyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl