do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dzwoni komórka. To przyjaciel z żandarmerii,
pochodzący z tej samej wioski, co tato. Telefonuje z
Moroni.
 Kassim, jak się nazywa twoja córka?
 Nazywa się Bahia Bakari.
 Nie nazywa się Bahia Kassim?
 Nie, nazywa się Bahia Bakari.
 A więc to ona.
Po drugiej stronie zapada cisza. Mężczyzna waży
każde słowo.
 Kassim, czy ty wiesz, że twoja córka żyje?
Wyciągnął ją z wody pewien marynarz z floty handlowej.
A teraz płyną z nią do Moroni.
Tato oniemiał, jest porażony wiadomością. Przyjaciel
mówi dalej:
 To nie był profesjonalny ratownik, nawet nie
strażak, tylko zwykły marynarz. Zgłosił się na ochotnika
do pomocy w poszukiwaniach. Tej nocy, Kassimie, wiele
statków z archipelagu wypłynęło na poszukiwanie
rozbitków. Kiedy tylko ludzie dowiedzieli się, że samolot
runął do wody, natychmiast wiele łodzi wypłynęło w
morze. Tymczasem na Komorach szaleje sztorm.
Tato wciąż boi się uwierzyć w moje ocalenie.
 Skąd wiesz, że to moja córka? Nigdy jej nie
widziałeś.
 Wiedziałem, że jej matka, Aziza Aboudou, była w
samolocie. Kiedy wyłowiono tę dziewczynkę i zapytano
ją, kim jest, odpowiedziała, że nazywa się Bahia Bakari.
Bahia Bakari z Nioumadzaha Bambao. Myśleliśmy, że
twoja córka nazywa się Bahia Kassim. Ale potem
zaczęliśmy się zastanawiać, czy to nie o nią chodzi,
ponieważ na pokładzie samolotu była tylko jedna Bahia.
Dlatego dzwonię do ciebie, żeby się upewnić.
Tato nie może mówić ze wzruszenia, ale chce poznać
całą prawdę.
 Bahia Bakari to moja córka... Jak się czuje?
 Tego nie wiem. Jest w szpitalu w Moroni. Przeszła
bardzo wiele. Wszyscy inni pasażerowie nie żyją. Cóż, jak
na razie nie odnaleziono nikogo poza twoją córką. Nic
więcej nie mogę ci powiedzieć...
Tato wstrzymuje oddech, a potem zadaje to okropne
pytanie:
 A co z Azizą?
 Kassimie, odnaleziono tylko twoją córkę, Bahię.
Tato gorąco dziękuje przyjacielowi za telefon i
odkłada słuchawkę. Przypomina sobie, co mi powiedział
kilka dni przed wylotem, kiedy oglądaliśmy kasetę
przysłaną przez rodzinę z Komorów. Na filmie
zobaczyłam moich dziadków. W tle słychać było
tradycyjne komoryjskie piosenki, które dobrze znałam z
płyty Zainaby Ahmed, piosenkarki zwanej  złotym
głosem z Komorów . Tato powiedział wtedy:
 Bahiu, już wiesz, dokąd jedziesz. Poznałaś obrazy i
dzwięki moich przodków, a niedługo zobaczysz swoich
krewnych. Jesteś Francuzką, ale masz również rodzinę
poza Francją.
Szpital
Zroda, I lipca. Budzę się, kiedy słońce jest już
wysoko. Do mojego pokoju dociera zapach rozgrzanej
ziemi pomieszany z wonią hibiskusa. Spałam głęboko, ale
wydaje mi się, że przez sen czułam, jak pielęgniarki
sprawdzają kroplówkę i mnie osłuchują. Moje ciało jest
jedną wielką raną i ciężko mi się ruszać. Powoli dochodzę
do siebie po środkach nasennych, które wczoraj podali mi
lekarze.
Wokół mojego łóżka stoją lekarze i pielęgniarki.
Przyglądają mi się z sympatią w oczach. Jedna z
pielęgniarek jest bardzo ładna. Ma turkusową przepaskę
na włosach i bransoletki na ręku. Pomaga jej młody
pielęgniarz z ogoloną głową. Oboje bardzo się starają,
żebym dobrze się poczuła. Od razu ich polubiłam za
przyjazny stosunek do mnie i delikatność. Przeszkadza mi
tylko stojąca naprzeciwko mojego łóżka kobieta, która
robi mi zdjęcie telefonem komórkowym  przynajmniej
tak mi się wydaje. Pielęgniarki zapewniają mnie, że ta
kobieta nie robi zdjęć, tylko podłącza komórkę do
ładowarki...
Ale nie ufam jej. Wyobrażam sobie, że pewnie chce
mnie pokazać w gazecie z poranioną głową, z kroplówką i
w bandażach  ponieważ tak powinien wyglądać ktoś, kto
przeżył katastrofę lotniczą. Pewnie moje zdjęcia pojawią
się w kolorowych magazynach. Kobieta szybko znika.
Lekarz, który jest chyba dyrektorem szpitala, nazywa
się Mohamed Charif. Jest postawnym i prawie łysym
mężczyzną w dużych okularach. Nie nosi białego
fartucha, jak wszyscy pozostali, ale szarą marynarkę.
Siada przy moim łóżku i pyta, czy czuję się na siłach, by
spotkać się z kilkoma osobami.
 Masz gości. To twoja komoryjska rodzina. A
pózniej, po południu, chciałby się z tobą zobaczyć
przedstawiciel rządu z Francji.
Mówię z dużym trudem, ale udaje mi się przekazać,
że się zgadzam. Lekarz zaprasza kogoś do pokoju. Widzę
mojego wuja Josepha, którego rozpoznałam wczoraj w
tłumie. Dla mnie to ogromna ulga  nareszcie zobaczyłam
znajomą twarz. Nie znam wuja Josepha osobiście, ale tyle
razy widziałam go na zdjęciach i rodzice tyle mi o nim
opowiadali, że mam wrażenie, jakbym go znała od dawna.
Od momentu wyciągnięcia mnie z wody wszyscy
opiekowali się mną bardzo troskliwie, ale to były obce
osoby. Teraz wreszcie mam przy sobie kogoś z rodziny.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie czuję się samotna.
Wuj wyjaśnia mi, że czeka w szpitalu od wczorajszego
wieczoru, że nie wychodził przez całą noc, bo nie chciał,
żebym została sama, bez rodziny.
* * *
Moja babcia, a właściwie ciotka taty, która go
wychowywała, również czeka w szpitalu. Jest bardzo
podobna do taty.
Ma łagodną, pooraną bruzdami twarz. Ubrana jest w
czerwone boubou, w żółte i białe kwiaty, a włosy ma
zaplecione w afrykańskie warkoczyki. Towarzyszy jej
Roukia, jedna z moich ciotek. Ona z kolei podobna jest do
mamy i do mnie. Jej wąskie brwi i łagodne oczy
przypominają mi mamę. Tymczasem Roukia nie jest
siostrą mamy, lecz siostrą taty. Jestem tak bardzo
szczęśliwa, że mogę ich wszystkich poznać, a nie tylko
zobaczyć na zdjęciu lub kasecie wideo, że robi mi się
ciepło na sercu. Moi kuzyni powtarzają, że pamiętają, jak
przyleciałam do kraju, kiedy miałam najpierw dwa, a
potem pięć lat. Wspominają, jak wyglądałam i co
mówiłam jako mała dziewczynka. Trzymają mnie za rękę,
delikatnie głaszczą, przytulają. Jestem tak obolała, że nie
mogę ani mówić, ani się ruszać, ale ich obecność dodaje
mi otuchy. Przyglądam się im z uwagą, ale jednocześnie
zastanawiam się, dlaczego jeszcze nie przyszła mama. Od
kiedy zaczął się mój koszmar, wzywam ją w myślach. Tak
mi jej brakuje, tak chciałabym się jej wypłakać,
opowiedzieć jej o strachu i bólu, o wszystkim, przez co
przeszłam...
* * *
Do pokoju wchodzi major Said Alimadi z obsługi
portu w Moroni. Natychmiast go rozpoznaję. Mimo że
mówienie sprawia mi ból, dziękuję mu za wszystko, co
dla mnie zrobił. Nawet za to, że zmusił mnie do
wymiotów. Przyszedł sam, a tak bardzo chciałabym, żeby
przyszedł z marynarzem, który mnie uratował. Nawet nie
wiem, jak ten mężczyzna się nazywa. Major spędza przy
moim łóżku kilkanaście minut, po czym uśmiecha się do
mnie szeroko i wychodzi, aby za bardzo mnie nie męczyć.
Po odwiedzinach rodziny do pokoju wchodzi biała
kobieta, a za nią doktor Charif i pielęgniarki. Kobieta
siada na krześle obok mojego łóżka. Pozostałe osoby
stoją. Wszyscy mają poważne twarze. Kobieta wita się ze
mną.
 Dzień dobry, Bahiu. Nazywam się Fouche. Jestem
psychologiem i pracuję na wyspie Reunion.
Pani Fouche tłumaczy mi, że osoby, które przeżyły
jakąś katastrofę  niezależnie od tego, czy był to zamach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl