do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Naprawdę?
Spędzili na parkiecie większą część wieczoru, od czasu do czasu na
chwilę wracali do stołu, by odpocząć i posłuchać nieprzerwanej paplaniny Patsy
Hogan, po czym znów szli tańczyć.
- Chyba możemy iść - szepnęła Kate, gdy oboje byli już zmęczeni.
- Ty możesz - Jon roześmiał się - bo ja muszę czekać na Helen.
- Jak to?
- Przywiozła mnie.
- Och, rozumiem.
- Chyba że... - zaczął z wahaniem.
- %7łe... - podchwyciła.
- %7łe dasz się namówić i odwieziesz mnie do domu.
- Czemu nie?
- 94 -
S
R
Poprosił ją tylko o podwiezienie, dlaczego więc na samą myśl o tym, że
znów znajdą się sam na sam, była tak poruszona?
ROZDZIAA DZIEWITY
- W podróż poślubną jadą do Wenecji - oznajmiła Kate w samochodzie.
- Za pierwszym razem też tam byli?
- Chyba tak. To idealne miejsce dla zakochanych. Tyle tam mostów i
gondoli...
- A ja zadowolę się rozgwieżdżonym afrykańskim niebem i zachodami
słońca, jakich się tutaj nie widuje. Wiesz co, Kate? - dodał po chwili. - Zwietnie
się dzisiaj bawiłem.
- Ja też. Od dawna nie tańczyłam, a wszystko dzięki Patsy Hogan.
Gdy samochód zatrzymał się na podjezdzie przed Coach House, żadne z
nich nie miało ochoty wysiąść.
- Kto zajmuje się dzisiaj Harrym? - spytała Kate, wpatrzona w oświetlone
okna domu Helen.
- Opiekunka. Nie był zachwycony. Powiedziałbym nawet, że ostatnio
zrobił się nieco agresywny.
- Przyjadę go zbadać, jutro albo pojutrze. Tak mi żal Helen! Nie ma ani
chwili dla siebie. Na przykład dzisiaj nigdzie nie pójdzie z Richardem, bo musi
wrócić do Harry'ego.
- Ale ty chyba możesz wstąpić do mnie na kawę, prawda?
Wahała się tylko chwilę. Była najzupełniej pewna, że nie ma się czego
obawiać. Czuła, że poznała już Jona dość dobrze, i musiała przyznać, że
znakomicie czuła się w jego towarzystwie. Dlatego wysiadła i ruszyła za nim do
budynku dawnej stajni.
- Poczekaj, zapalę światło - powiedział, wyprzedzając ją. - Schody są
strome.
- 95 -
S
R
Wbiegł na górę i otworzył drzwi. Czekał na nią w maleńkiej kuchni.
Zatrzymała się w progu, patrząc na skromne sosnowe szafki i ciemnoniebieskie
kafelki.
- Tutaj się bawiłyśmy - rzekła powoli. - Czasami zostawałam u Helen na
weekend, jeśli oczywiście nie jechałam do domu. To pomieszczenie zmieniło się
nie do poznania. Kiedy ostatni raz je widziałam, spod pajęczyn i kurzu nie było
widać podłogi.
- Muszę przyznać, że mieszka się tu bardzo wygodnie. - Jon nalał wody
do czajnika. - Niestety, jeśli chodzi o kawę, mogę służyć tylko rozpuszczalną.
Nie mam ekspresu.
- Może być rozpuszczalna. - Wciąż zerkała dookoła, usiłując
przyzwyczaić się do zmian, jakie zaszły nad stajniami. - Nie mogę uwierzyć, że
to ten sam pokój - powiedziała.
Jon tymczasem wyciągnął z szafki filiżanki i słoik z kawą.
- Obejrzyj mieszkanie - rzekł, wyjmując z lodówki karton z mlekiem. -
Nie zajmie ci to dużo czasu.
Zdążyła obejrzeć wszystkie pomieszczenia, zanim zagotowała się woda.
Był tu salon, gdzie ustawiono sosnowy kredens i kanapę z perkalowym obiciem,
połączony z kuchnią sklepionym przejściem, dalej sypialnia z łóżkiem
przykrytym jasną narzutą, łazienka z prysznicem, wreszcie pokoik gościnny z
piętrowym łóżkiem.
- Helen zazwyczaj wynajmuje to mieszkanie na cały sezon - oznajmiła po
powrocie do kuchni. - Tylko w tym roku ze względu na Harry'ego nie będzie tu
gości.
- Pozwoliła mi tu mieszkać trzy miesiące, aż przyjedzie jej krewna, ale
dzięki temu mam dość czasu, żeby poszukać czegoś innego.
Już miała spytać, kiedy zamierza wrócić do Afryki, lecz ugryzła się w
język. Nagle doszła do wniosku, że wcale nie chce tego wiedzieć. Ważne, że
teraz Jon jest tutaj. Może lepiej w ogóle nie poruszać tego tematu?
- 96 -
S
R
Przeszli do salonu, gdzie uwagę Kate przykuła lampka stojąca na biurku
pod oknem. Było w niej coś znajomego. Jon postawił filiżankę na ławie, po
czym usiadł na kanapie.
Pijąc kawę, rozmawiali o dzieciństwie Kate, kiedy wraz z Helen i Dianą
tu się bawiły, o pracy Jona w Afryce, o pacjentach w przychodni, i o wieczorze,
który oboje spędzili tak miło.
- Wytańczyłam się za wszystkie czasy.
- Czułem się jak za dawnych lat, na studiach.
- Ja też... - Urwała. Chciała powiedzieć, że wróciła myślami do przyjęć,
jakie urządzano w szpitalu Barts, ale to skończyłoby się opowieścią o Alistairze,
a Alistair był ostatnią osobą, o której chciałaby rozmawiać czy choćby myśleć,
zwłaszcza teraz, będąc tutaj z Jonem...
Odwróciła się nagle, postawiła filiżankę na komódce przy kanapie i w
tym momencie jej wzrok znów padł na lampkę. Już wiedziała, skąd zna ten
bladozielony abażur i te kryształowe paciorki na frędzelkach. W mieszkaniu,
które zajmowała z Alistairem, mieli taką samą, tylko niebieską.
Rozmawiali dalej, poznawali wzajemnie swoje upodobania, aż
nieszczęsna lampka znów została zapomniana. Było jej wygodnie i przytulnie
obok mężczyzny, którego uważała za swojego przyjaciela. Nawet gdy zdała
sobie sprawę, że położył rękę na oparciu kanapy, tuż za jej plecami, czuła się
bezpieczna.
A gdy przysunął się bliżej, w końcu oparła głowę na jego ramieniu.
- Kate - odezwał się po chwili - czy możemy to kiedyś powtórzyć?
Pójdziemy gdzieś razem? Może na obiad? To był chyba najmilszy wieczór w
moim życiu.
- Chyba możemy.
Uniosła twarz w oczekiwaniu. Poczuła, jak Jon kładzie dłoń na jej
policzku, jak wsuwa palce w jej włosy. Jego wargi były ciepłe i delikatne.
Uspokoiła się, zamknęła oczy i pozwoliła, by wziął ją w ramiona. Dawno nikt
- 97 -
S
R
nie całował jej w ten sposób. Jego ciało wydawało się twarde, jego podniecenie
wznieciło w niej pożądanie - uczucie, wydawałoby się, zapomniane i obce. A
Jon tymczasem całował ją coraz goręcej... Nagle otworzyła oczy i po raz kolejny
dojrzała zieloną lampkę z paciorkami. Ogarnęła ją panika i zaczęła się
histerycznie szamotać.
- Kate! - Jon był zdezorientowany. Zaczerwieniona, zerwała się z kanapy.
- Kate, o co chodzi? - spytał. - Co ci się stało?
- Przepraszam. - Opanowała się z wysiłkiem. - Po prostu nie mogę. - Całą
swoją rozpacz wyraziła westchnieniem.
- Na litość boską, czym cię tak przestraszyłem?
- Niczym, Jon. Naprawdę mi przykro. To moja wina, nie twoja. Nie
powinnam tu przychodzić.
- Nie pojmuję. - Pokręcił głową. - Co w tym złego, że przyszłaś do mnie
na kawę? Przecież to naturalne. - Nadal wyglądał na oszołomionego. - Po takim
miłym wieczorze...
- Przepraszam, Jon. Już powiedziałam, to nie twoja wina. - Niepewnym
krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
- Kate, nie możesz tak odejść. Nie pozwolę, żebyś jechała w tym stanie...
- Nic mi nie jest, naprawdę. Proszę, Jon, po prostu zostaw mnie w
spokoju.
Zszedł za nią po schodach i patrzył, jak wsiada do samochodu, drżącą
ręką przekręca kluczyk w stacyjce i odjeżdża, nie oglądając się. Około stu
metrów dalej na podjezdzie minęła inny samochód, ale nie zwróciła na niego
uwagi.
- Czy to była Kate? - Helen usiłowała przeniknąć wzrokiem mrok i
przyjrzeć się uważnie postaci Jona rysującej się na tle okien dawnej stajni.
- Tak - odparł szorstko.
- Chyba troszkę się spieszyła. Wszystko w porządku?
- Równie dobrze mógłbym ciebie zapytać, bo sam nie wiem.
- 98 -
S
R
Helen wytężała wzrok, ale w ciemności trudno dostrzec wyraznie twarz, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl