do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oburzona.
 Z takim charakterem masz wielkie szanse!  odgryzł się.
Obrażeni na siebie, odwróciliśmy się na pięcie i oddaliliśmy w przeciwnych kierunkach.
 To kto nam teraz dać ślub?  bezradnie zapytała Maria.
Zlubu w końcu udzielił im Pierre, gdyż ja z Rogerem nie byliśmy w stanie się
porozumieć. Wszystko zakończyło się szczęśliwie. Pierre mógł wreszcie wypłynąć do Francji
(choć bez drugiego oficera). Pasza podarował Marii i jej mężowi piękny dom położony niedaleko
pałacu, a ja i Roger przestaliśmy ze sobą rozmawiać.
*
Wreszcie spokój. Rzuciłam się na łoże w swojej kabinie. Zamknęłam oczy. Lekkie fale
bujające okrętem zaczęły kołysać mnie do snu.
 Kapitanie, spójrz!  José wpadÅ‚ do kabiny z wielkim impetem.
 Czego znowu?! Dajcie mi wreszcie odpocząć!  zdenerwowałam się, podnosząc
ociężale.  Co to jest?  zapytałam, patrząc na jakąś płachtę, którą wymachiwał mój drugi oficer.
 Wygrałem to w karty. Ten patałach nie znał hiszpańskiego, więc nic nie zrozumiał, a tu
chodzi o skarb!
 Ciszej! Roger wszędzie ma swoich kapusiów  poderwałam się ożywiona.
Usiedliśmy przy stole.
 Czy ten, co to przegrał, nie domyśla się, co stracił?
 Nie, wypchał tym sobie dziury w butach. Przegrał buty razem z wkładką.
 Co tu jest napisane?
 Posłuchaj, kapitanie.
Anno Domini 1499
Spisuję ten list prawdopodobnie w przeddzień swojej śmierci.
Nie wiem, kto znajdzie moje przesłanie. Nie wiem, czy ktokolwiek je odnajdzie. Mam tylko
nadzieję, że będzie to prawy człowiek&
 W sam raz trafił  przerwałam lekturę.
Jestem kapitanem statku handlowego, lecz to tylko zasłona dla tajnych misji, które zleca
mi król, a ta będzie chyba moją ostatnią.
Z początkiem jesieni tego roku powierzono mi nowe zadanie specjalne. Miałem pod
pozorem handlu zawinąć w pobliże jednej z portugalskich kolonii w Afryce. Tam, w głębi lądu,
znajduje się klasztor, który zamieszkuje dziwny zakon. O zakonie tym krążyły legendy, jakoby
przechowywał olbrzymie skarby. Król zobowiązał mnie, abym pozyskał przychylność zakonu,
który dzięki swojemu majątkowi i wpływom mógłby wspomóc realizację planu mojego monarchy.
Udałem się w głąb lądu, kierując niejasnymi wskazówkami. Miejsce to było położone z dala od
osad ludzkich. W końcu odnalazłem klasztor, lecz jego mieszkańcy okazali się ludzmi
przerażającymi. Uwięziono mnie i moich towarzyszy.
Sekta ta czci demona. W każdą pełnię księżyca dokonuje się obrządku składania ofiary
z życia. Zakon wierzy, że wraz z nastaniem końca stulecia nastąpi koniec świata i składa ofiary,
by przebłagać złe moce. Wszyscy członkowie mojej załogi zginęli w okropnych mękach na ołtarzu
jakiegoś straszliwego demona. Ocalałem tylko ja, lecz prawdopodobnie wraz z nastaniem dnia
narodzin Chrystusa podzielę ich los, zaś ostatniego dnia roku Pańskiego 1499 cała ta sekta
popełni zbiorowe samobójstwo.
Piszę ten list, aby przetrwała pamięć o nas i o tym, co tu się stało.
Chcę jeszcze dodać, że legenda okazała się prawdą i w lochach tego klasztoru znajdują
się bezcenne skarby, lecz równocześnie ostrzegam przed losem, który spotkał nas  śmiałków.
Ty, który odnajdziesz ten list, pomódl się czasami za kapitana da Silvę i jego załogę.
Niech Bóg będzie z tobą!
Milczałam.
 Kapitanie, myÅ›lÄ™, że to prawda  gorÄ…co powiedziaÅ‚ José.
 Ale jak my znajdziemy to miejsce?
José zapaliÅ‚ Å›wiecÄ™.
 Jeśli potrzymać ten pergamin nad płomieniem, zaczyna rysować się kontur Afryki.
 Niesamowite!
Z zapartym tchem obserwowaliśmy, jak na zapisanym zwoju pojawiają się coraz
wyrazniejsze brzegi Afryki.
 Spójrz, tu chyba zaznaczył to miejsce  niemal krzyknęłam.
 Zachodnie wybrzeże.
 PÅ‚yniemy tam!
 A co z twojÄ… umowÄ… z Francuzem i Krwawym, kapitanie?
 Mamy sześćdziesiąt dni. Zdążymy. To może być ciekawa przygoda, w dodatku
nieobciążona koniecznością dzielenia się ewentualnymi zyskami z tymi dwoma& tak zwanymi
sprzymierzeńcami.
*
 Gdzie się wybieracie?  zaciekawił się Roger, żegnając nas na nabrzeżu.
 Pilna sprawa  odparłam lakonicznie.  Spotkamy się za sześćdziesiąt dni, tak jak się
umawialiśmy.
 Marycha, popłyń z nami!  krzyknął z pokładu Erni na widok zbliżającej się Hiszpanki.
 O, nie. Ja teraz być na nowa droga życia i nie chcieć z niej zboczyć. Ale tęsknić! 
rzuciła mi się na szyję.
 Jeszcze się spotkamy  usiłowałam uwolnić się z uścisku.  Jeszcze nie raz staniemy na
tej twojej nowej drodze  wbiegłam na trap, chcąc jak najbardziej skrócić pożegnania, tak by
Roger nie zaczął bardziej interesować się naszymi poczynaniami.
*
20 sierpnia roku Pańskiego 1587
Przed nami opuszczona laguna. Nikt tu nie zagląda, więc okręt będzie mógł kotwiczyć
niezauważony. Według prowizorycznej mapy kapitana da Silvy od laguny do klasztoru jest około
dwóch dni drogi. Czeka nas przedzieranie się przez dżunglę.
 Wszystko gotowe  zameldował John.
 Dobrze. PójdÄ… ze mnÄ…: José, Benny, Tommy i oczywiÅ›cie ty  zarzÄ…dziÅ‚am.  Bosmanie,
dobierz jeszcze dziesięciu ludzi. Podczas naszej nieobecności Erni przejmuje dowodzenie na
okręcie. Tommy, zapakuj lonty i dużo prochu.
*
Zapadał zmrok. Dżungla stawała się ciemna, grozna, coraz bardziej nieprzystępna.
 Rozbijemy tu obóz do rana  zaproponowałam, zrzucając na ziemię swój pakunek.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, zmęczeni po długim marszu.
 Johnny i Mick staną na straży. Po czterech godzinach ktoś was zastąpi  wydałam
komendÄ™.
 Johnny niech lepiej zostanie na czatach przez całą noc. Jego zapach powinien
odstraszyć wszystkie leÅ›ne stworzenia  mówiÅ‚ Tommy, przygotowujÄ…c wraz z José miejsce na
ognisko.
 Najlepiej ustawić go z wiatrem, żeby lepiej niosło  wtrącił Benny i ciężko legł na
trawie.
 Uważaj. Tam może akurat pełznąć wąż  ostrzegłam go, przechodząc obok.
Benny gwałtownie się poderwał.
 A jak w ciÄ…gu nocy wiatr zmieni kierunek i powieje na nas?  José kontynuowaÅ‚
rozważania.
 To nieświadomi umrzemy we śnie  powiedział John, zwalając kupę suchych badyli do
spalenia.
W pobliżu coś szeleściło i mlaskało, jakby oblizując się z powodu nowej dostawy mięsa,
które samo pchało się w te niegościnne rejony. Wielkie liście szumiały, jakiś ptak poderwał się
z krzykiem. Na morzu nasze dusze nie znały strachu, lecz na lądzie stawały się nieco
ostrożniejsze. Po chwili zapłonął ogień, oddzielając nas kręgiem światła od czarnej mlaskającej
gęstwiny.
 Kapitanie, ile mamy jeszcze do przejścia?  zapytał Benny, obracając na rożnie
upolowane po drodze mięso.
 Pojutrze powinniśmy być już na miejscu  odpowiedziałam zza prowizorycznej mapy.
 A jak tam tego nie ma i to tylko bujda?  zaniepokoił się Tommy.
 A jak tam straszy?  wystraszył się Benny.
 Co ma straszyć?!  oburzyÅ‚ siÄ™ José.  Wedle tego, co pisaÅ‚ ten czÅ‚owiek, ci ludzie
pozabijali się osiemdziesiąt siedem lat temu. Jakiemu duchowi chciałoby się straszyć w tej głuszy
przez tyle lat?!
Gdzieś z głębi przepastnej ciemności dżungli dobiegło naszych uszu posępne wycie.
Benny siÄ™ wzdrygnÄ…Å‚.
 Mam nadzieję, że nie była to odpowiedz na twoje pytanie  powiedział zdławionym
głosem, trwożnie rozglądając się dookoła.
Poruszyłam się niespokojnie. Nade mną rozciągało się gwiazdziste niebo. Wokół słychać
było spokojne oddechy moich towarzyszy. Podniosłam się. Dałam uspokajający znak
Johnny emu siedzącemu na warcie i dorzuciłam drew do ognia. Ogień buchnął znienacka
i w jego blasku wydawało mi się, że coś zauważyłam. Było to tylko mgnienie, tylko chwila. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl