do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy mówiła, przyjechał Zenon.
- Elżbieta naturalnie opowiada o dziecku - odezwał się z dobrotliwą wymówką.
Pani Cecylia zaraz stanęła w jej obronie.
- Karol sam się zapytał - powiedziała.
Ale Zenon szukał tylko pretekstu, by sam od siebie coś dodać. Dziwił się
mianowicie, że nigdy nie lubił dzieci, nie interesowały go wcale. A u tego bąka
siedziałby godzinami, gdyby nie był taki zajęty. I Elżbieta znowu promieniała.
Po obiedzie znalazła się blisko Karola. Przyzwyczaiła się już do niego, więc
mogła to powiedzieć:
- Długo kazałeś czekać na siebie matce, Karolu. Nie wiesz, jak za tobą tęskniła.
Był zdziwiony jej wyrzutem, jakby nigdy nic podobnego nie mogło mu przyjść do
głowy.
- Chorowałem tyle lat - odrzekł po chwili. - I pózniej, gdy już wreszcie
zacząłem pracować, bałem się zmiany. Nie mogłem sobie wyobrazić nic innego niż
ta uliczka i droga do biblioteki...
Niespodzianie się uśmiechnął.
- Popatrz na mnie, czy wyglądam na kogoś, komu łatwo wybrać się w podróż?
Uśmiech miał trudny, asymetryczny, nadspodziewanie słodki i bez-, bronny. Parę
dolnych zębów z jednej strony nasuwało się na górne i to
12-Granica 177
właśnie przeszkadzało mu się uśmiechać. Pani Cecylia patrzyła na syna w tej
chwili z daleka i doznawała dziwnego wrażenia. Jego twarz drobna, kanciasta, z
głęboko wpadniętymi oczami, nagle się przed nią odemknęła. "On jest miły" -
pomyślała i uczuła pociechę.
- A przecież wybrałeś się, widzisz...
Gdy odjechali Ziembiewiczowie, pani Cecylia, zmęczona nadmiarem wrażeń, kazała
się rozebrać i poszła do łóżka. Musiała zebrać myśli, musiała odpocząć. Bo oto
odjazd Elżbiety, która spieszyła do domu, by w porę nakarmić Waleriana, na nowo
rozranił jej serce, jak zawsze dawniej. Biło słabo i nierówno, pani Aucja
Posztraska liczyła nad szklanką kapiące krople.
- Poczekaj - mówiła.- Jak tu posiedzi, przyzwyczai się, zadomowi, to
przestaniesz się tym przejmować. Widziałam, że przywiózł dużo książek. Będzie tu
siedział i pisał.
Pani Cecylia uciszyła ją gestem ręki. Sama nie wiedziała, o co szło jej w tej
chwili. O Karola czy Elżbietę. To dziecko nieszczęśliwe nie mogło jej już
zastąpić Elżbiety, jak ona nigdy naprawdę nie zastąpiła jego.
Po paru dniach, w piękną jesienną pogodę, pani Cecylia wybrała się z synem do
Ziembiewiczów. Pierwszą rzeczą po przyjezdzie było, oczywiście, zobaczenie
dziecka, które w głębokim wózku obwoziła po ogrodzie tłusta i wesoła Marynka,
przez panią %7łancię przywieziona z Boleborzy. Ale nie było jej blisko domu, więc
pani Cecylia usiadła na pledzie w plecionym fotelu przed domem, a Zenon i jego
matka dotrzymywali jej towarzystwa. Pośród trawnika złociły się półokrągłym
łanem pózne chryzantemy, drobne i rozczochrane, jakby już przemarznięte. Aagodne
słońce przesłaniało mgłą świetlistą dalsze plany perspektywy. Elżbieta szła
rozwartym łukiem alei w stronę parku. Powstrzymywała niecierpliwie kroki, by nie
wyprzedzać Karola, który szedł obok.
- On jest co dzień na powietrzu, nawet w niepogody, to go hartuje... - mówiła
idąc. Na jej wołanie Marynka odezwała się wreszcie z samego końca ogrodu. Była
tu zamknięta zwykle furtka w siatce żelaznej, prowadząca do parku. Wózek z
dzieckiem stał tuż obok furtki, a Marynka rozmawiała przez siatkę z jakąś młodą
dziewczyną. Gdy się zbliżali, tamta odeszła prędko. Zatrzymała się jednak na
zakręcie alei.
Elżbieta niespokojnie zajrzała pod budkę wózka. Dziecko spało.
- Z kim Marynka tu rozmawia? - spytała podejrzliwie.
- Nie wiem, kto ona taka. Chciała się przypatrzyć Walusiowi, tom go jej
podwiozła. Ale cichutko, że się wcale nie obudził.
Była razna, pewna siebie, nie traciła kontenansu. Mówiąc, wesoło przyglądała się
Karolowi.
- Niech Marynka nigdy nie odjeżdża tak daleko. Miejsca koło domu jest przecież
dosyć.
Elżbieta mówiła prędko i nieprzyjemnie. Za ogrodzeniem widziała kilkoro [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl