[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tate wziął widelec i zaczął jeść. Jego ruchy były spokojne, ale widziała, że jest zły.
- Oszczędz sobie kłopotu.
- Jakiego kłopotu?
- Przygotowanie mi śniadania to tylko kolejna twoja gierka, żeby odzyskać z powrotem
moje względy.
W jednej chwili straciła apetyt. Zapach jedzenia zaczął jej przeszkadzać.
- Gierki?
On też nie miał ochoty na jedzenie. Odsunął talerz.
- Zniadania. Rodzinna atmosfera. Te czułostki, czesanie moich włosów, masaż.
- Wydawało mi się, że to ci odpowiada.
- To niczego nie zmienia, do cholery!
- Tak!
- Do diabła! - Siedział, patrząc na nią wściekłym wzrokiem. - Potrafię się obyć bez słodkich
pocałunków na dobranoc. Jeżeli chcesz dalej udawać, to proszę bardzo. Rób z siebie
idiotkę. Jednak nie licz, że ci w tym pomogę. Nawet fotel w senacie to za mało, żeby mnie
zmusić do pójścia z tobą do łóżka. Pogardzam tobą. Jedyne, co mnie obchodzi, to Mandy.
Dzisiejszej nocy zrobiłaś przy niej prawdziwe przedstawienie.
- To nie było przedstawienie.
Zignorował jej zaprzeczenie.
- Lepiej, jeśli będziesz kontynuować te swoje macierzyńskie czułości do czasu, aż ona
zupełnie wyzdrowieje. Zbyt wiele przeszła. Nie zniesie kolejnego szoku.
- Ty świętoszku... - Avery rozzłościła się na dobre. - Zależy mi na powrocie Mandy do
zdrowia tak samo jak tobie.
- Tak. Oczywiście.
- Nie wierzysz mi?
- Nie.
- To nie jest w porządku.
- I ty to mówisz?
- Naprawdę niepokoję się o Mandy.
- Dlaczego?
- Dlaczego?! - wykrzyknęła. - Ponieważ ona jest naszym dzieckiem.
- Takim samym było to, które zabiłaś! Wtedy nie miałaś skrupułów.
Avery poczuła się tak, jakby ktoś dzgnął ją nożem. Chwyciła się za brzuch, niemal słysząc
krzyk zabijanego w łonie dziecka. Wstrzymała oddech i patrzyła na Tate a przerażona.
Tate podszedł do ekspresu i nalał sobie filiżankę gorącej kawy.
- W końcu się o tym dowiedziałem. - Jego głos brzmiał chłodno i oficjalnie. Odwrócił się,
żeby zobaczyć jej reakcję. - Nie masz pojęcia, jakie to uczucie - dowiedzieć się od obcego
człowieka, że moja żona nie jest już w ciąży. Czy możesz sobie wyobrazić, co ja przeżyłem w
tej jednej chwili? Boże! Byłaś wtedy koło mnie i walczyłaś ze śmiercią, a ja miałem ochotę
zabić cię własnymi rękami. - Popatrzył na nią i zacisnął pięści.
Avery, jak w malignie, zaczęła przypominać sobie głosy, które do niej dochodziły, kiedy
leżała na wpół przytomna, cała spowita w bandaże.
Tate mówił: Dziecko... jakiś wpływ na płód?
Jakiś głos odpowiedział mu: Dziecko? Pańska żona nie jest w ciąży .
Strzępki rozmowy, które wtedy nie miały dla niej żadnego znaczenia. Ich treść nie docierała
do niej. Usłyszane słowa zmieszały się w jej pamięci z tysiącem innych, które kiedyś ktoś
wypowiedział w jej obecności. Dopiero teraz przypomniała je sobie.
- Myślałaś, że nie zauważę albo zapomnę o twojej ciąży? Taka byłaś dumna, kiedy mówiłaś
mi, że oczekujesz dziecka. Czemu z takim samym zadowoleniem nie oświadczyłaś mi, że
zabiłaś to dziecko?
Potrząsnęła głową. Nie potrafiła mu odpowiedzieć. Nie było żadnego wytłumaczenia,
żadnego usprawiedliwienia. Wiedziała już jednak, dlaczego Tate tak bardzo nienawidził
Carole.
- Kiedy to zrobiłaś? Zapewne parę dni przed wyjazdem do Dallas. Nie chciałaś, żeby
dziecko zepsuło ci figurę, tak? - Patrzył na nią wyczekująco, a kiedy nie odpowiadała,
głośno uderzył pięścią w stół. - Odpowiedz mi! Odezwij się, do cholery! Najwyższy już
chyba czas, żebyśmy o tym porozmawiali.
- Ja... Nie sądziłam, że to będzie miało takie znaczenie - wyjąkała.
Jego twarz przybrała taki wyraz, jakby miał ją za chwilę uderzyć. Chcąc się jakoś obronić,
Avery wyrzuciła z siebie:
- A pański pogląd na sprawę aborcji, panie Rutledge? Ile razy mówiłeś, że prawo wyboru
należy do kobiety! Czyżby to prawo dotyczyło każdej kobiety w tym stanie oprócz twojej
żony?
- Tak, do cholery!
- Cóż za hipokryzja!
Szarpnął ją za rękę i zmusił, żeby wstała.
- Ogólne prawo, które odnosi się do całego społeczeństwa, nie musi chyba mieć wpływu na
moje życie osobiste. To nie była publikacja o aborcji. To było moje dziecko! - Jego oczy
zwęziły się. - A może nie było?! Może to tylko kolejne kłamstwo, które miało mnie
powstrzymać, żebym nie wyrzucił cię jak śmiecia?
Spróbowała sobie wyobrazić, jak w takiej sytuacji zareagowałaby Carole.
- Potrzeba dwojga ludzi, żeby mieć dziecko, prawda?
Tak jak przypuszczała, poruszyła właściwą strunę. Puścił jej rękę i odwrócił się od niej.
- %7łałuję tamtej nocy. Dotarło to do mnie w krótkim czasie. Przysiągłem sobie, że nigdy
więcej nie dotknę twojego plugawego ciała. Tylko że ty zawsze wiedziałaś, który guzik
nacisnąć, Carole. Całymi dniami łasiłaś się do mnie jak marcowa kotka, miaucząc, że
przepraszasz i że się poprawisz. Będziesz idealną żoną. Akurat! Gdybym nie wypił tyle
tamtego wieczoru, nigdy nie udałoby ci się mnie nabrać. - Popatrzył na nią z obrzydzeniem.
- Co teraz knujesz? Kolejną intrygę? Czy to dlatego starałaś się być przykładną żoną, odkąd
wyszłaś ze szpitala? Powiedz mi, czy tamtej nocy pomyliłaś się i zaszłaś w ciążę
przypadkowo? Czy też może wymyśliłaś sobie nową metodę, żeby mnie zadręczać: najpierw
ciążą, a potem aborcją? Co chcesz teraz osiągnąć? Udowodnić za wszelką cenę, że potrafisz
zaciągnąć mnie do łóżka.
- Nie - oświadczyła Avery. Nie mogła już dłużej znieść wybuchu nienawiści przeznaczonego
dla innej kobiety.
- Nie masz już nade mną władzy, Carole. Dla mnie nie jesteś już tyle warta, żebym mógł cię
jeszcze nienawidzić. Możesz wziąć sobie tylu kochanków, ilu tylko pragniesz. Nic mnie to
nie obchodzi. Możesz mnie zranić jedynie wtedy, jeżeli zrobisz krzywdę Mandy. Ale
najpierw znajdziesz się w piekle, nim pozwolę ci to zrobić.
Po południu postanowiła pojezdzić konno. Potrzebowała przestrzeni, żeby móc w spokoju
wszystko przemyśleć. Czuła się dziwnie w przepisowym stroju do jazdy konnej. Poprosiła
stajennego, żeby osiodłał dla niej wierzchowca.
Tu też nie szło jej najlepiej. Kiedy stary kowboj pomagał jej dosiąść konia, klacz odskoczyła
od niej.
- Widocznie nie zapomniała jeszcze, jak się z nią pani ostatnio obeszła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]