[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Te ostatnie słowa piszę w małym pensjonacie w Cobh. Nie spałam całą noc, za chwilę zejdę na
moje ostatnie irlandzkie śniadanie. Umieram z głodu. Mam miejsce na panamskim frachtowcu, który
wypływa dziś po południu z mieszanym ładunkiem - drewno, węgiel, części do maszyn - biorąc kurs
R
L
T
na Halifax, co brzmi sensownie, jeśli wziąć pod uwagę paradygmaty historii. Mickey miał dobry po-
mysł. Powrót do dawnego życia drogą powietrzną, w ciągu kilku godzin, byłby brutalny. Potrzebuję
czasu. Posłałam do Pete'a pocztówkę z wiadomością, gdzie jestem i kiedy prawdopodobnie przybijemy
do brzegu.
Wrócę do Nowego Jorku, do życia, w którym nie zmieniło się nic i zmieniło się wszystko, do
życia, w którym nic nie będzie już takie samo i wszystko będzie takie samo. W związku z Mickeyem
najbardziej tęsknię za możliwościami, za tym, co mogło się stać. I będę tęskniła za tym, jaka przy nim
byłam, za tym, jak myślałam o przyszłości. Będę tęsknić za tą krainą elokwentnych narratorów, którzy
nie odróżniają prawdy od fikcji.
Niedługo wrócę do pracy w bibliotece Fricka. Już sobie obmyśliłam, gdzie ten notatnik będzie
bezpieczny przez bardzo długi czas. Oczywiście, czytelniku, nie muszę dokładnie opisywać, który tom
regulaminowych duplikatów publikacji na temat fałszerstw dzieł sztuki wybrałam na idealne miejsce
spoczynku tych zapisków, bo skoro czytasz moje słowa, to wiesz, gdzie je znalazłeś. Mam tylko na-
dzieję, że kiedy skończysz czytać, będziesz rozumiał, że te notatki trzeba z powrotem schować tam,
gdzie były. Proszę, miej dość przyzwoitości i odwagi, żeby je tam zostawić.
Mam nadzieję, że będę żyła dostatecznie długo, by zawrzeć pokój ze światem pełnym ludzi,
którzy patrzą, ale nie widzą, którzy słuchają, ale nie słyszą.
Wypłynę z tego kraju, tak jak kiedyś zrobił to Michael Dolan, zmierzając do Nowego Zwiata, z
nadzieją na lepsze życie. I prawda jest taka, że dzięki dniom spędzonym tutaj będę żyła lepszym ży-
ciem niż to, które wiodłam przedtem. Moja dłoń się zagoi. Mam nadzieję, że zostanie blizna.
Któregoś dnia odbędę z Pete'em krótką rozmowę na temat Mickeya, w trakcie której uzgodni-
my, że nie będziemy już wracać do tego tematu, i rzeczywiście tak się stanie. Mam nadzieję, że Pete
ma jeszcze przed sobą kilka dobrych lat i że czeka go lekka śmierć.
Zapewne zdziwaczeję na starość. Zamierzam hodować mnóstwo kotów. Chociaż spodziewam
się, że przeżyję swoje życie w samotności, nie jestem samotna i nigdy nie będę. Kilku osób, które ko-
cham najbardziej, nie ma już wśród żywych, ale za to żyją we mnie. Myślę o mojej matce, o tym, w czym
być może ją przypominam. Mogę zacząć myśleć o Katie, o tym, w czym ona mogłaby przypominać
mnie. Wciąż wybieram życie, nawet jeśli ono musi być jedną wielką stratą.
Oczywiście przywiozłam ze sobą własną reprodukcję Lekcji muzyki. Jedną z tych luksusowych,
kupioną we Fricku, w sklepie z pamiątkami, ze zniżką dla pracowników. Trzymałam ją pod schodami,
razem z tym notatnikiem. Przewidziałam, że może się przydać. Do ramy wpasowała się idealnie. I spa-
liła się też nie najgorzej. Na chwilę przeraziłam się tam wtedy, kiedy Willy potarł zapałkę, bo przyszło
mi na myśl, że ta kopia może mieć akrylową powłokę, która rozbłyśnie w jakiś wiele mówiący sposób,
albo że sklejka się rozwarstwi czy coś równie okropnego. Jestem pewna, że przypłaciłabym to życiem.
Ale spłonęła jak trzeba.
R
L
T
Myślę też o Mary Carew. Wierzę, że bardzo by jej się spodobało, że na jej sercu, już na całą
wieczność, spoczęła Lekcja muzyki. Bo tam właśnie ona teraz jest, na cmentarzu w Clonakilty, w hrab-
stwie Cork, w Republice Irlandii, w świecie, we wszechświecie.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]