do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wcale nie uważam, że mogą mi pomóc. Pomyślałem
tylko, że muszę przyjrzeć się temu barmanowi Rollinsowi.
On może coś wiedzieć.
 Rollins?
97
 W trakcie dochodzenia zeznawał jako świadek.
Przerzucił szybko kartki.
 Tutaj.  Wskazał na artykuł u dołu kolumny:
Według tego, co zeznał James P. Rollins, barman w jednym
z lokali w centrum miasta i znajomy zamordowanej dziew­
czyny, Lorraine Taylor wyszła z Golden Sunset Cafe sama.
 Była sama i nieco się wstawiła  powiedział Rollins. 
Zaproponowałem, że wezwę dla niej taksówkę, ale odparła,
że nie trzeba. Uznałem, że poradzi sobie sama".
 PowiedziaÅ‚, że wyszÅ‚a sama.  W gÅ‚osie Pauli za­
brzmiała fałszywa nuta.  Co mógłby jeszcze dodać?
 Pewnie nic, ale chciałbym z nim porozmawiać. Nie
widzisz, że nawet nie znałem jej przyjaciół. Muszę zrozumieć,
co się stało.
 Ale co zamierzasz zrobić?
 Muszę wszystko sam sprawdzić. Gdybym odnalazł
mężczyznę, który był wtedy z nią...
 JesteÅ› zazdrosny o martwÄ… kobietÄ™, Bret?
 Można by pomyśleć, że sama byłaś o nią zazdrosna.
Uruchomiła samochód i wróciła na drogę. Ledwie widziała
drogę przez łzy, które napłynęłyjej do oczu, czy to z powodu
wiatru, czy nagÅ‚ego uczucia smutku. Terazniejszość i przy­
szłość znów się jej wymykała, ale teraz sama była sobie
winna. Przeklinała w duchu własną głupotę i słabość.
Jechali w milczeniu, mijali zielone doliny i nagie, skaliste
wzgórza, schludne nadmorskie kurorty i pola naftowe Long
Beach. Marzyła o mieście, w którym mogłaby się ukryć,
odciąć od ciÄ…gnÄ…cej siÄ™ za niÄ… przeszÅ‚oÅ›ci, nie myÅ›leć o przy­
szłości. Tymczasem Los Angeles było miastem bez wyrazu
i stanowiło marne tło dla jej samotności.
W końcu ta samotność kazała jej przerwać milczenie.
98
 Chyba nie mówiłeś poważnie, że nie pójdziesz do
doktora Kliftera?
 Niby dlaczego?
Zdjęła dłoń z kierownicy i dotknęła jego ramienia.
 Jesteś przygnębiony. Nie powinieneś w takim stanie
podejmować decyzji.
 Mam powód do przygnębienia. I nie pozbędę się go,
opowiadając w kółko o wspomnieniach z dzieciństwa. Muszę
zacząć działać tu, w realnym świecie, gdzie leży zródło
wszystkich kłopotów.
 Działać?
 Moja żona została zamordowana. Nasze małżeństwo
byÅ‚o niewiele warte, ale jestem jej coÅ› winien. MuszÄ™ przynaj­
mniej spróbować odnalezć człowieka, który ją zabił.
Po raz drugi dzisiaj poczuła, że nie ma siły dalej prowadzić
samochodu. Bez trudu znalazła miejsce do zaparkowania.
Wyłączyła silnik i oparła się na jego ramieniu w geście
wyczerpania i opuszczenia.
 Wiesz przecież, że nie powinieneś się angażować w takie
sprawy. Pozwolono ci opuścić szpital, pod warunkiem że
będziesz pod opieką doktora Kliftera.
 Nie spocznę, póki nie znajdę mordercy. To dla ciebie
nie ma sensu, prawda? A dla mnie nie ma sensu twój pomysł,
żebym marnował czas, opowiadając psychoanalitykowi swoje
sny, zamiast rozwiązać problem u jego zródła.
 Jesteś pewien, że to właśnie było zródłem? Nawet jeśli,
to nie da się tego problemu rozwiązać. Musisz nauczyć się
z tym żyć.
Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
 Skąd ta pewność?
 Policja zajmowała się tą sprawą całymi miesiącami.
Sam niczego nie wskórasz. Nie pozwolę ci pogrzebać się
w przeszłości...
99
 Ty siÄ™ boisz...
 Tak. BojÄ™ siÄ™.
Przycisnęła policzek do twardych mięśni jego ramienia.
Nawet w tej chwili zwątpienia i wyobcowania czuła dumę
z jego siły i wdzięczność, że wrócił do niej z wojny cały.
 Nie będę z tobą dłużej dyskutował  powiedział. 
Daj mi kluczyki do bagażnika.
 Przecież jedziemy do domu. Powiedziałam pani Roberts,
żeby przygotowała obiad na siódmą.
 Przykro mi, ale muszę zepsuć twoje plany. Zawsze je
psułem, prawda? Daj mi kluczyki.
 Nie!  Przekręciła kluczyk w stacyjce i uruchomiła
silnik.  Jedziesz ze mnÄ… do domu, czy tego chcesz, czy nie.
Nim skończyła mówić, nie było go już w samochodzie.
Zawołała go i pobiegła za nim niezgrabnie w butach na
wysokich obcasach. Obleśny dziadyga stojący w drzwiach
sklepu z tytoniem spojrzaÅ‚ na niÄ… i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ porozumie­
wawczo. Bret oddalał się szybkim krokiem, nie oglądając się
za siebie. Zawołała go jeszcze raz, ale nie zareagował.
Wróciła do samochodu i usiadła za kierownicą. Jego biała
czapka była już dobre sto jardów od niej. Patrzyła, jak znika
w oddali. Tak jak znikała jej nadzieja.
ROZDZIAA 9
Kiedy dotarła do domu, podeszła do telefonu w holu
i wykręciła numer. Czekając na połączenie, nogą zamknęła
drzwi do kuchni, tak żeby pani Roberts nie mogła słyszeć
rozmowy.
 Tak?  odezwał się w słuchawce męski głos.
 Lany Miles?
 Co za miła niespodzianka. Nie słyszałem pani od ponad
tygodnia.
 Nie jest miła. Bret Taylor jest w mieście.
 Mów!  rzekÅ‚ Å‚agodnie.  MyÅ›laÅ‚em, że jest zamk­
nięty w bezpiecznym miejscu razem z innymi stukniętymi
chłopcami.
 To nie jest śmieszne. Będzie cię szukał.
 Więc co mam robić? Ulotnić się?
 Tak. Wyjedz z miasta.
 To kosztuje.
 Przecież masz pieniądze.
 Ani centa. Szczęście mi nie dopisywało w tym tygodniu.
Nie mam kasy. Nie ma kasy, nie mogę się ulotnić. A chciałem
wyjechać do Las Vegas. Mam tam trochę przyjaciół.
101
 Dobrze, dostaniesz pieniądze. Ale masz zniknąć
z miasta na dwa tygodnie. PieniÄ…dze dostaniesz dziÅ› wie­
czorem.
 Grzeczna dziewczynka  powiedziaÅ‚ ujmujÄ…cym gÅ‚o­
sem.  W tym samym miejscu co zwykle?
 Tak. A, przy okazji, znasz knajpÄ™ Golden Sunset Cafe?
 No jasne. Mam ją odwiedzić?
 Trzymaj siÄ™ od niej z daleka  powiedziaÅ‚a.  SÅ‚ysza­
Å‚eÅ›, Miles?
 Przepraszam, muszę poprawić aparat słuchowy.
 Już mówiłam, że to nie jest śmieszne. Bret Taylor to
kawał chłopa i jest gotowy na wszystko.
 Spokojnie, skarbie, słyszę cię.
 To zapamiętaj, co powiedziałam.
Odłożyła słuchawkę i poszła po schodach do swojego
pokoju. Solidna podłoga i ściany z cegły w jej domu wydawały
siÄ™ tak samo prowizoryczne jak kartonowe dekoracje w studiu.
Nawet jej sypialnia była pozbawiona prywatności, jakby
brakowało czwartej ściany, z łóżka, na które się właśnie
rzuciła, mogła oglądać całe nieprzyjazne miasto.
Wstała, podeszła do lustra i przyjrzała się swojej twarzy.
Nie spodobała się sobie. Przemierzyła pokój i zaczęła szukać
w szafie jakiejś pięknej sukni. To, co znalazła, napawało
grozą. Sukienki i swetry, kostiumy i szale, spódnice i płaszcze,
wszystko to wyglądało jaskrawo i szkaradnie, stroje jak na bal
maskowy. Pośród stosu jedwabiu, bawełny i wełny nie znalazła
niczego, w czym czułaby się dobrze.
Kiedy Larry wrócił do sypialni, dziewczyna siedziała na
brzegu łóżka. Zajęty rozmową telefoniczną, zupełnie o niej
zapomniał. Jej rude włosy, choć potargane, lśniły uroczo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl