[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chcesz przez to powiedzieć, że Juliet i Harry znowu będą razem?
- Bez wątpienia. Cóż może stanąć im na przeszkodzie, kiedy sprawa
rozwodowa wreszcie dobiegnie końca?
Kirstin poczuła, jak jej świat rozpada się na kawałki. Jak mogła się
tak pomylić, uwierzyć, że mu na niej zależy? To, co brała za oznaki
rodzącej się miłości, okazało się zwykłym wyrazem troski o stażystkę,
koleżankę z pracy.
Zbliżał się wieczór. Nie licząc dwóch mężczyzn kopiących piasek w
poszukiwaniu przynęty, plaża opustoszała zupełnie. Zaczął się odpływ.
Niedługo woda się cofnie, pozostawiając szeroki pas mokrego piasku
usłanego wodorostami.
Kirstin szła brzegiem morza. Woda szybko zmywała odciski jej stóp
w piasku, wiatr rozwiewał włosy. Od tygodnia była w domu. Fizycznie
czuła się dobrze, lecz wątpiła, czy kiedykolwiek uda jej się odzyskać
równowagę psychiczną.
Przedwczoraj podjęła decyzję. Napisała do Bruce'a i Harry'ego, że
zamierza zrezygnować ze stażu w Maybury.
- Kamień spadł mi z serca - ucieszyła się matka. - Po tym, co
RS
121
przeszłaś, nikt się nie zdziwi, że nie chcesz tam wracać. Hamish Forbes
na pewno znajdzie ci jakieś inne miejsce.
- Z pewnością tak - odrzekła Kirstin.
Jednak nigdzie nie będzie tak jak w Maybury. Czy jest takie drugie
miejsce, gdzie samochód zostawia się w metalowej klatce, gdzie można
spotkać kogoś takiego jak wielka Eva, kogoś tak miłego jak Isabella czy
Rhannie, zagubionego jak Bruce czy śmiesznego jak Hayley?
Czy gdzieś na świecie mieszka drugi Harry Brolin?
Azy napłynęły jej do oczu. Przecież nie istnieje drugie Maybury, nie
ma nikogo takiego jak Harry. A jednak zdecydowała, że nie może tam
wrócić.
Z pewnością wyobrażają sobie, że zrezygnowała z powodu napadu.
Niech tak będzie. Właściwie to nawet lepiej, by tak myśleli.
Miała za sobą bardzo ciężki tydzień. Musiała opowiedzieć rodzicom
o planach Scotta.
- Zmartwiłaś się? - Matka przyjrzała jej się z uwagą.
- Nie tak bardzo. Możesz to zrozumieć?
- Ja już przestałam cokolwiek rozumieć.
Dzisiaj, kiedy zostały same, matka zagadnęła ją znowu.
- Kiedy byliśmy u ciebie w szpitalu, Harry, to znaczy Harry Brolin...
- Tak? - Kirstin uniosła brwi.
- Był naprawdę zrozpaczony tym, co się stało.
- Nic dziwnego. - Kirstin poczuła, że serce zamiera jej w piersiach. -
W końcu czuł się za mnie odpowiedzialny. Poza tym, gdybym umarła,
sprawę przejąłby wydział zabójstw, a to kiepska reklama dla przychodni.
- Przestań - przerwała jej matka. - Wcale nie to miałam na myśli.
Harry sprawiał wrażenie, że kierują nim osobiste powody. Nawet
zastanawialiśmy się z ojcem, czy...
- Nie było się nad czym zastanawiać - ucięła Kirstin stanowczym
tonem.
Roztrzęsiona, udała się na spacer po plaży. Wędrowała po mokrym
piasku i rozmyślała nad słowami matki. Nie, nie, rodzice chyba się
RS
122
pomylili.
Niedługo będzie kolejny przypływ, mewy pójdą spać. Z daleka
dostrzegła niewielki kuter rybacki, wypływający z portu na otwarte
morze. Westchnęła i zawróciła w kierunku domu.
Na plaży coś się zmieniło. Kirstin zmrużyła oczy. Wcześniej
widziała tylko dwóch mężczyzn. Teraz było ich trzech. Ruszyła w ich
kierunku. Dwóch kopało w piasku, trzeci się po prostu przyglądał.
Uderzyło ją coś znajomego w jego sylwetce. Pewnie to ktoś, kogo
zna od dzieciństwa. Nie, to jednak ktoś inny. Nieco krępa sylwetka,
pewny krok. Nawet marynarka i spodnie wydały się jej znajome.
Poczuła dławienie w gardle. To nie może być on. Przecież Harry
został daleko stąd, w Maybury.
Nawet na nią nie spojrzał, kiedy się do niego zbliżyła. Skinął głową
w kierunku wędkarzy.
- Ciekawe zajęcie, prawda?
- Tak, chyba tak - odpowiedziała, choć widok ludzi kopiących w
piasku był dla niej czymś najzwyklejszym na świecie.
Harry stał nieruchomo, podczas gdy w głowie Kirstin kłębiły się
setki pytań. W końcu ruszył z miejsca. Przez chwilę szli obok siebie w
milczeniu.
- To naprawdę wspaniały widok. - Przystanął na chwilę ze wzrokiem
utkwionym w morze i odetchnął głęboko.
- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- Widziałem twoje mamę. Powiedziała, że cię tu spotkam. To pewnie
twoje ulubione miejsce.
- Tak, zwykle przychodzę tu z psami.
- Ale nie dzisiaj?
- Nie. Gdybym je wzięła, mama chciałaby mi towarzyszyć, a
wolałam być sama.
- No to zepsułem ci wieczór - powiedział bez cienia ironii.
Chciała wykrzyczeć, że tak, że zepsuł jej nie tylko ten wieczór, lecz
RS
123
że zrujnował całe życie. Opanowała się jednak i tylko wzruszyła
ramionami.
- Dostałem twój list - powiedział w końcu.
- Tak?
Myślała, że powie coś więcej, ale Harry zachował milczenie.
- Nie rozumiem, po co tu przyjechałeś. Przecież chyba wszystko
wyjaśniłam ci w tym liście.
- Nie, nie wyjaśniłaś niczego.
- Ale przecież...
- Słuchaj, rozumiem, dlaczego nie chcesz wracać. W końcu to nie
były wakacje.
- Niczego innego się nie spodziewałam. Ostrzegłeś mnie przecież już
pierwszego dnia.
- Mimo to...
- Dawałeś mi miesiąc. Powiedziałeś, że tylko tyle wytrzymam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]