do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wskazuje nam miejsce, gdzie mamy mu zanieść \ywność.
 Pani brat jest zatem...
 Zbiegłym więzniem, proszę pana... zbrodniarzem Seldenem.
 Teraz zna pan prawdę  odezwał się Barrymore.  Mówiłem panu, \e to nie moja tajemnica
i \e nie mogę jej panu zdradzić. Przekonał się pan, \e nie kłamałem i \e, je\eli był to spisek, to na
pewno nie przeciwko panu.
Tak więc zostały wyjaśnione tajemnicze nocne wędrówki i te światła w oknie.
Całkiem zaskoczeni, patrzyliśmy wraz z sir Henrykiem na panią Barrymore. Czy to mo\liwe,
\eby w \yłach tej spokojnej, uczciwej kobiety płynęła ta sama krew. co w \yłach
najsłynniejszego w kraju zbrodniarza?
 Tak, proszę pana  zaczęta po chwili  jestem z domu Selden, a to mój młodszy brat.
Rozpieszczaliśmy go w dzieciństwie i pozwalaliśmy mu na wszystko, tak i\ nabrał przekonania,
\e świat został stworzony dla jego przyjemności i \e mo\e robić co mu się podoba. Potem, gdy
dorósł, trafił na złe towarzystwo, diabeł go opętał. Matkę wpędził do grobu, i skompromitował
naszą rodzinę. Dopuszczał się jednej zbrodni po drugiej, stopniowo upadał coraz bardziej i łaska
boska tylko ocaliła go od ręki kata. Ale dla mnie, proszę pana, pozostał zawsze malcem o jasnych
kręconych włosach, którego niańczyłam jako starsza siostra. Dlatego właśnie gdy uciekł z
więzienia, proszę pana, wiedział, \e jestem tutaj i \e nie odmówimy mu pomocy. Gdy przywlókł
się do nas w nocy. wycieńczony i głodny, ścigany przez dozorców więziennych, co miałam
robić? Ukryliśmy go u siebie, karmiliśmy i pielęgnowaliśmy. Potem pan wrócił j bratu zdawało
się, \e będzie bezpieczniejszy wśród bagien, dopóki sprawa jego ucieczki nie przycichnie. Teraz
się tam ukrywa. Co drugą noc upewnialiśmy się, czy jeszcze tam jest i stawialiśmy świecę w
oknie  je\eli odpowiadał takim samym sygnałem, mą\ zanosił mu trochę chleba i mięsa. Z
dnia na dzień spodziewaliśmy się, \e gdzieś stąd pójdzie, ale dopóki tu był, nie mogliśmy go
opuścić. Oto cała prawda, którą wyznaję lako uczciwa chrześcijanka, i przyzna pan. \e nie
zawinił tu mój mą\, lecz ja, bo to, co uczynił, zrobił dla mnie.
Mówiła szczerze i powa\nie.
 Czy to prawda, Barrymore?  spytał sir Henryk.
 Tak jest, proszę pana, szczera prawda.
 Trudno, nie mogę mieć ci za złe. \e pomagałeś \onie. Zapomnij o moich poprzednich
słowach. Wracajcie oboje do siebie, a jutro rano jeszcze o tym porozmawiamy.
Gdy wyszli znów wyjrzeliśmy przez okno. Sir Henryk otworzył je na oście\, i uderzył w nas
zimny, przejmujący dreszczem wiatr. Daleko w mroku, paliło się jeszcze \ółte światełko.
 Dziwię się jego odwadze  rzekł sir Henryk.
 Mo\e umieścił światło tak, \e tylko stąd jest widoczne.
 Być mo\e! Jak się panu zdaje, czy to daleko stąd?
 Myślę, \e to będzie pod Cleft Tour.
 Mniej więcej jedna, dwie mile?
 Nawet nie tyle.
 Zapewne, nie mo\e być zbyt daleko, skoro Barrymore nosił tam jedzenie... A ten bandyta
czeka tam, obok świecy. Watsonie, pójdę i schwytam tego zbrodniarza!
To samo i mnie przyszło na myśl. Wahałbym się, gdyby Barrymorowie zwierzyli się nam
dobrowolnie, ale przecie\ zmusiliśmy ich do wyznania tajemnicy. Ten człowiek był
niebezpieczny dla całej okolicy, to zbrodniarz, nie zasługujący ani na współczucie, ani na
usprawiedliwienie. Gdyby udało nam się go złapać i umieścić w miejscu gdzie byłby
nieszkodliwy- spełnilibyśmy tylko nasz obowiązek. Przy jego brutalności naszą obojętność inni
mogli przypłacić \yciem. Którejś nocy, na przykład, mógłby napaść na naszych sąsiadów,
Stapletonów, a myśl o tym niewątpliwie spowodowała, \e sir Henryk z taką odwagą podejmował
się tej niezbyt bezpiecznej wyprawy.
 Pójdę z panem  powiedziałem.
 Dobrze, niech pan bierze rewolwer i zakłada buty. Im szybciej wyruszymy, tym lepiej, bo ten
bandyta mo\e zgasić światło i ukryć się.
Pięć minut pózniej byliśmy ju\ w drodze. Szliśmy przez ciemne zarośla, wśród smętnego świstu
jesiennego wiatru i szelestu spadających liści. Nocne powietrze było przesiąknięte wilgocią i
zapachem zgnilizny. Od czasu do czasu księ\yc wyglądał zza chmur, pędzących po niebie, a gdy
doszliśmy do moczarów, zaczął padać drobny deszczyk. Zwiatło jeszcze płonęło.
 Czy ma pan broń?  spytałem.
 Mam nó\ myśliwski.
 Musimy go zaskoczyć, bo mówią, \e nie cofa się przed niczym. Trzeba go schwytać i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl