do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie ma nikogo, kto uważałby, że jesteś najpiękniejsza...
- Kłamiesz! - wrzasnęła.
- Oj nie, uwierz mi, wiem co nieco o miłości, w końcu to moja magia... nie żądza i chuć jak twoja, ale miłość... Mogę ci pokazać, co tracisz,
chcesz? - Plotłam ramiona na piersi, gotowa do ataku.
Spojrzała na mnie przenikliwie. Widziałam ślad ciekawości w jej oczach. Już myślałam, że zdołałam odwrócić jej uwagę, kiedy poczułam ból.
Jezabel była silna.
Sondowałam ją, ale osłony miała szczelne. Jeśli nie zdołam ich poluzować, osłabić choć trochę, nie mieliśmy szans. Zaatakowała. Powietrze
zaskwierczało jej magią, którą popchnęła w moją stronę. Uchyliłam się, ale była szybka. Druga fala pomknęła za pierwszą, trafiając mnie w brzuch.
Napór jej mocy na moje osłony był dość silny, by dosłownie cisnąć mną jak szmacianą lalką o ścianę. Nie mogła mnie zranić, póki miałam
szczelne osłony, ale na ułamek chwili mnie zamroczyła. Zaklęłam. Jezabel, zwinna i szybka, niczym ślepa furia ruszyła na Joshuę. Miron uaktywnił
swoją aurę gotów do obrony anioła. Sucz była przebiegła, gdy diabeł odpierał falę magii, wyrzuciła ramię z mieczem.
Następna scena będzie nawiedzać mnie z koszmarach do końca życia. W zwolnionym tempie. Wściekłość Jezabel. Błysk miecza
archanielskiego, który rozjarzył się w zetknięciu z krwią piekielnika. Krzyk Mirona, Joshui, mój, zlewające się w jeden, ogłuszający krzyk. Krew i
dzwięk upadającego na podłogę ciała.
Skoczyłam na Jezabel, nim drugi raz przebiła diabła. Kopnęłam ją w rękę, miecz poszybował i z głuchym stuknięciem uderzył w ścianę kilka
metrów od nas. Rzuciła się za nim, ale chwyciłam ją za włosy i odciągnęłam jej głowę do tyłu. Piszczała. Może jest w tym coś, że dziewczyny,
walcząc, muszą szarpać się za włosy. Miałam ogromną ochotę wyszarpać jej te cholerne kudły i nosić u pasa jak skalp. Szarpnęłam ją i
przewróciłam
na podłogę. Jej pięści trafiały mnie w brzuch i w ramię. Wiła się jak piskorz. Naparłam na nią moją magią. Wciąż trzymała szczelne osłony.
Cholera, magia nie była moim jedynym orężem. Byłam wyższa i silniejsza. Uderzyłam. Pierwszy cios był babski, płaską dłonią, ale następny już bez
lekceważenia przeciwniczki. Pięści trafiały w jej idealnie zgrabne ciało. Przygniotłam ją całą sobą. Byłam od niej wyższa o dwadzieścia
centymetrów i cięższa pewnie o piętnaście kilo. Są chwile, gdy cieszę się, że nie jestem wiotka i delikatna jak moje siostry. Teraz ciało miało być
bronią, ratunkiem dla bliskich mi osób.
Gdy usiłowała mnie odepchnąć, ugryzłam ją. Stłamsiłam zasady dobrego wychowania, przekonanie zaszczepione mi w dzieciństwie, że słabszych
się nie bije, że dziewczynki należy chronić. Nie była delikatną panienką w opresji. Była szaloną suką, która przyszła nas zabić. Błękitny płomień
szalał we mnie, pompując adrenalinę.
Prężyła się, uderzała, ale przestałam odczuwać ból. Przygniotłam ją i wykorzystałam każdą przewagę, jaką miałam. Usiadłam na niej, udami
przygniatając do podłogi, i zaciskałam palce na jej gardle. Zaczęła rzucać uroki. Iskra po prostu przeskoczyła na mnie, serce ruszyło w galopadę,
oddech mi się rwał. Wydęła kusząco usta, wbiła palce w moje udo. Zacisnęłam zęby, usiłując stłumić ogień, który zaczynał palić mi trzewia.
Wrzasnęłam, przywołując biały płomień. W nosie wciąż wiercił zapach krwi Mirona. Nie wiedziałam, czy żyje. Joshua mówił coś za moimi plecami,
ale nie wiedziałam - do mnie czy do przyjaciela.
Biały płomień obejmował mnie w posiadanie. Jego chłód pochłonął urok Jezabel, stłamsił go niczym ogień,
pozbawiając tlenu. Jej osłony wciąż były za silne, bym się zdołała przez nie przedrzeć. Potrafiła nie tylko maskować zapach i rzucać uroki. Czułam,
że jej moc, wzrastając przez stulecia, jest wielka. Desperackie sytuacje wymagają desperackich czynów. Gdy siła mięśni i magii nie wystarcza,
zostaje tylko wojna psychologiczna.
- Nie ze mną te sztuczki, Jezabel - warknęłam. -Chcesz zobaczyć, czego nie będziesz nigdy mieć? Chcesz dowodu, że jesteś tylko nic niewartą
pustą skorupą? Patrz!
Nie mogłam przeniknąć przez szczelną osłonę, ale mogłam jej pokazać to, czego nigdy nie będzie miała. Oby Baal się nie mylił. Znał ją najdłużej.
Czy wiedział, czego jej brak? Zaryzykowałam i przycisnęłam dłoń do jej mostka. Przeszukiwałam duszę magią miłości, szukając choćby śladu
prawdziwych uczuć, ale zastałam tam tylko pustkę. Ciemność i samotność. Tym razem nie zamykałam oczu, jak z Gabrielem, widziałam wszystko.
Wyciągałam strzępy jej wspomnień, wszystko, co pachniało żalem, smutkiem, odrzuceniem. Wszystko, co było tęsknotą i brakiem. Uformowałam
strumień obrazów, mały pokaz tylko dla nas dwóch. Pozwoliłam jej to zobaczyć. Patrzyłam na jej twarz, gdy docierało do niej, co jej pokazuję.
Mogła nie kochać, mogła nie umieć kochać, ale w każdej istocie musi być choćby cień tęsknoty za tym, by doświadczyć tej intensywności,
bezpieczeństwa, oddania. Nie wiem, może w każdym stworzeniu Bogini zostawia okruchy własnej miłości, którą nas powołuje do istnienia, i
zawsze już będziemy łaknąć dopełnienia tej cząsteczki. Może prawdą jest, że jesteśmy tylko połówką, domagającą się drugiej, by z nią stworzyć
całość. Nie
jestem filozofem tylko wiedzmą. Jezabel wstrząsnęła się, odczuwając pustkę, którą zwielokrotniłam w niej, kazałam jej odbić się echem w jej
zimnym sercu.
Ale nie skończyłam na tym. Musiała zobaczyć, co traci. Zobaczyć, że nie jest i nie będzie szczęśliwa. Dowieść, że ją przewyższam. Przesłałam jej
własne obrazy, emocje, wspomnienia. Wszystkie chwile, kiedy czułam się szczęśliwa i dopełniona. Wszystkie chwile, które składały się we mnie na
przekonanie, że kocham i jestem kochana. Miłość i pragnienia z Mironem, tak różne od samej żądzy, którą znała. Bezpieczeństwo. Czułość dla
Joshui. Sen u ich boku, oddechy i ciała dopasowujące się podświadomie, odpowiadające na poruszenie. %7łarty w czasie oglądania filmu. Plaża.
Ciepło, które rozpala nie tylko trzewia, ale ogrzewa istotę, niezależnie od tego, czy jest się istotą magiczną, piekielnikiem, niebieskim czy zwykłym
śmiertelnikiem. Wszystko przepływało w nią i budziło hydrę zazdrości. Widziałam, jak rozpala się w nej gniew, przejmując nad nią kontrolę.
Zdekoncentrowała się i jej osłony puszczały. Jeszcze chwilę temu były zwarto przylegającymi płytami magii, teraz między nimi pojawiły się szczeliny.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją, właśnie tego potrzebowałam.
- Nigdy nie będziesz tego miała, suko. Nie zasługujesz na nic innego. - Szarpnęłam za łańcuszek z pieczęcią i przycisnęłam ją do piersi Jezabel.
Aacińską inkantacją, która wypisana była na krawędzi medalionu, związałam jej demona z miedzią. Czarna macka wyrwała się z piersi Jezabel,
wpełzając w symbole wyryte na krążku.
Wybacz, Baalu, jeśli boli, pomyślałam, ale zwrócę ci twoją magię. Pieczęć jarzyła się przez chwilę ciemnym
blaskiem. Jeśli nie uwięziłabym demona przed zabiciem jej, uwolniłby się po jej śmierci i zabił mnie, nas wszystkich.
- Nie! - krzyknęła, wijąc się pode mną. Nagle dotarło do niej, że przegrywa. Jej oczy rozjarzyły się wściekłością, ale nie miała już większości magii,
bo tę przechwyciła pieczęć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl