[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jaki jest twój ulubiony film?
- Nie wiem. Ale wiem, jaki jest najmniej ulubiony. Cztery
wesela i pogrzeb.
Wyglądał na rozczarowanego.
- Mnie się podobał.
- Mnie też, dopóki wszyscy nie zaczęli go bez końca
wychwalać. Matka kupiła mi kasetę na urodziny, ponieważ chciała
zobaczyć ten film, a nigdy nie wydałaby na siebie tyle forsy. Za
każdym razem, kiedy narzekam, że nie mam nic do obejrzenia, mówi:
Puść Cztery wesela i pogrzeb". Goście też chcą tylko to oglądać. I
wszędzie bez przerwy puszczali tę piosenkę. Jaki jest twój ulubiony
film? Oczywiście, oprócz Szklanej pułapki.
- Trudne pytanie... Chyba Szklana pułapka 2. Nie, nie wiem.
Podobają mi się różne filmy z różnych powodów. Na przykład w
zeszłym roku dziewczyna mojego kumpla zachwycała się
Roztańczonym buntownikiem. Pomyślałem, że to film dla bab o
tancerzach. W dodatku o australijskich tancerzach. Coś w rodzaju
Wirującego seksu. I okazał się jednym z najlepszych filmów, jakie
widziałem.
Kiwnęłam głową. Postanowiłam, że Sam mi się podoba. Miał
poczucie humoru i znał się na filmach. Czegóż więcej można
oczekiwać od faceta? Oczywiście, oprócz bogactwa.
Tymczasem doszliśmy do College Green. Sam rzucił okiem na
wejście do Trinity College i powiedział:
- Często tu kiedyś bywałem.
- Co studiowałeś?
- Nic. Często chowałem się tu przed deszczem, kiedy czekałem
na autobus do Dun Laoghaire. A ty? Wyższe wykształcenie?
- Nie całkiem. Przez jakiś czas studiowałam psychologię, ale
doprowadzała mnie do szału i przerwałam. Potem chodziłam na różne
kursy komputerowe i dla sekretarek, ale w końcu wybiła godzina
prawdy i musiałam pójść do pracy.
- Co robisz? Poza tym, że jesteś drwalem.
- Jestem starszym specjalistą od spraw konsultacyjno -
kierowniczych. Organizujemy kursy dla firm, które chcą lepiej
kierować pracownikami. W gruncie rzeczy polega to na tym, że
odwiedzamy dużo firm, obserwujemy ich pracę, zapisujemy sobie ich
najlepsze rozwiązania, a potem przekazujemy im to, co
zaobserwowaliśmy w innych przedsiębiorstwach.
- Czyli jesteś Inżynierem Redystrybucji Pomysłów?
- To mi się podoba. Przypomnę sobie następnym razem, gdy
szefowa wyśle mnie po mleko.
- Może pójdziemy na pizzę? - zaproponował Sam. - Jesteśmy
blisko Gotham Cafe. Dają tam fantastyczne pizze.
- To prawda, ale dziś jest piątek i założę się, że trzeba będzie
czekać co najmniej godzinę.
- Chcesz spróbować?
- Jasne.
Miałam rację. Sympatyczny facet przy drzwiach powiedział nam,
że jest pełno. Sam odparł na to, że dobrze się składa, bo jeszcze nic
nie jedliśmy i nie jesteśmy pełni, ale jego sprytny dowcip nie
poskutkował.
- Jakieś miejsca zwolnią się najwcześniej za godzinę -
oznajmił człowiek przy drzwiach. - Jeśli państwo chcą, mogę zapisać
nazwiska. Mogą państwo poczekać w pubie obok i zawiadomię
państwa, jak się zwolni stolik.
- Czy możemy już teraz zamówić? - spytałam. - W ten
sposób, gdy się zwolni stolik, nie będziemy musieli czekać długo na
jedzenie.
Facet przy drzwiach tylko się uśmiechnął.
- Nazwisko?
- Wielki Arthur Cranberry - odparł Sam.
- I jego śliczna asystentka Janice - dodałam z ukłonem. Facet
przy drzwiach najwyrazniej nie był w nastroju do żartów.
- Cranberry - mruczał pod nosem, zapisując. Zerknął na
zegarek. - Koło ósmej.
Sam wsunął mu do ręki monetę funtową, mrugnął i powiedział:
- Jeśli ktoś zakrztusi się na śmierć, proszę nam dać jego stolik,
dobrze? Dostanie pan następnego funta.
Przeszliśmy do pubu obok, gdzie pełno było ludzi czekających na
pizzę.
- Co byś chciała? - spytał Sam.
- Pizzę. A jeśli się nie da, to 7up.
Znalazłam wolne stołki przy barze i usiadłam. Przyglądałam się,
jak Sam kupuje picie, i miałam wrażenie, że znam go od lat. Czułam
się przy nim swobodnie, podobało mi się to, co mówił i robił, aż
dziwne, że nie byliśmy parą od dawna. On też chyba czuł coś
podobnego. Był rozluzniony, zupełnie inny niż w środę wieczorem.
Ja zresztą też czułam się lepiej, przypuszczalnie dlatego, że on był
na luzie. Błędne koło. Zaczęłam się zastanawiać, co powiedziałaby o
nim mama i jeszcze szybciej przestałam się nad tym zastanawiać.
Nigdy nie przedstawiłam jej żadnego z moich chłopaków oprócz
Adama, którego nie cierpiała.
Sam wrócił z napojami.
- Przypomniało mi się, że nie znam twojego nazwiska -
stwierdził.
- Tak? Wtedy w klubie nie pamiętałeś nawet mojego imienia.
Czubki jego uszu zrobiły się czerwone.
- Nie mam pamięci do imion - powiedział i dodał: - Susan
Jakaś.
- Susan errC. "> jakim cudem zapamiętałeś moje imię?
- Kiedy wyszłaś, zapisałem sobie na ręce. Choć najpierw
musiałem spytać Dave'a. Wczoraj rano moja matka przyszła do
wypożyczalni i od razu spytała, kto to jest Susan. Nie miałem pojęcia,
kto jej powiedział, dopóki nie zobaczyłem, że mam cię wciąż zapisaną
na ręce. A propos, panno Perry - zaczął, pociągając duży łyk coli -
czy mam mówić Sue, Susan, Susie czy jak?
- Susan. Mam kuzynkę, która ma na imię Sue, a ponieważ jest
starsza, ja zostałam Susan. A ty? Sam, Sammy, Samuel czy
Samsonite?
- %7ładne z nich. Samwich.
- Czy dlatego, że jesteś taki nudny jak kanapka z szynką lub z
serem?
- Ale z dodatkiem sałaty.
- Twoje dowcipy są gorsze niż moje - jęknęłam. - Jak masz
na nazwisko?
- 0'Neill. Oczywiście, z tych 0'Neillów z Ameryki Południowej.
A nie z 0'Neillów z Indonezji, o których tyle ostatnio pisano w
gazetach.
Rozmawialiśmy bez przerwy, wymieniając opowieści rodzinne i
dowcipy, a kiedy przyszedł po nas umyślny z knajpy, prawie nie
mogłam się utrzymać na nogach ze śmiechu.
Przy pizzy prowadziliśmy bardzo podobną konwersację.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]