do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bardziej nie chciałem, jak zrzucić całą odpowiedzialność na kogoś innego i zapomnieć o wszelkich
problemach. Wielokrotnie żałowałem, tu w ciszy i odosobnieniu, że podjąłem drogę ojca i stałem się sługą
Cienia. Czy bałem się śmierci? W takich momentach jak ten myśl o niej nie dawała mi spokoju, a widok
leżącego na stole ojcowskiego noża przyprawiał o zimne dreszcze. Godziny tuż nad ranem były właśnie
najgorsze i jedynym lekarstwem były dla mnie treningi. Dlatego poruszałem się coraz szybciej, nie
zwracając już uwagi na to, że spływający z mego ciała pot spada na ziemię i miesza się z czerwoną kredą
pentagramu. Chciałem zapomnieć.
Kiedy słońce pojawiło się nad dachami budynków, odłożyłem miecz i pochyliłem się nad słoikiem z
jaszczurką. Mały gad zamachał języczkiem, kiedy uniosłem naczynie i podszedłem do okna. Zimny wiatr
przyprawił mnie o dreszcze.
- Nie zabiję cię, dam ci szansę - delikatnie wytrzasnąłem gekona na parapet i popchnąłem żółto
brązowe zwierzątko palcem - Niech natura cię osądzi.
"Bawimy się w boga?"
- Daj mi dwie godziny. Potem porozmawiamy.
O dziwo posłuchał mnie. Może nie miał innego wyjścia? Może jego władza nade mną była tak mała, że
nie był w stanie zrobić niemal nic i obawiał się, że przez narzucanie się, straci nawet to, co ma?
Pół godziny pózniej, po kąpieli i solidnym śniadaniu, pożałowałem, że w ogóle wyszedłem z
laboratorium. Zamyślony i wciąż wyciszony, bez pukania otworzyłem drzwi do pokoju brata i zamarłem na
progu, wbijając osłupiałe spojrzenie w scenę na łóżku. Leżący pod wielkim mężczyzną Lasteh dostrzegł
moją obecność i zamrugał.
- Inyan?
- Ja... - wychrypiałem, nie mogąc spuścić wzroku z jego nóg oplątanych wokół pasa pobladłego nagle
mężczyzny - Ja... wrócę za moment.
Ktoś w mojej głowie zaśmiał się głośno. Mimo własnych słów nie ruszyłem się z miejsca. Nie mogłem.
Zamurowało mnie.
Lasteh westchnął i szturchnął obcego, a wtedy go poznałem. Pobladłem, walcząc między chęcią
sięgnięcia po nóz, a natychmiastową ucieczką. Wycofałem się po omacku i zamknąłem drzwi.
Koniuszy!
- Zabiję cię, Lasteh... - wysyczałem, siadając na krześle pod gobelinem na korytarzu - Ja walczę o
honor, a ty...
Drzwi otworzyły się i na korytarz wyszedł mój brat, z ponurą miną zapinając spodnie. Rzucił mi
wściekłe spojrzenie i splótł ręce na nagiej piersi. Odparowałem je, zaciskając pięści.
- Masz wyczucie - mruknął.
- Koniuszy. Do tego mężczyzna - zasyczałem w odpowiedzi; nic innego nie byłem w wstanie wydusić.
- Jest szlacheckiej krwi - uciął z irytacją - Nie możesz mi nic zarzucić.
Miał rację, nie mogłem. Ale... ale jest przecież moim bratem! A tamten...
- Lasteh - jęknąłem - Mogłeś... nie wiem... powiedzieć mi jakoś. Uprzedzić. Przemyślałbym to.
Przygotowałbym się. Nie wiem... na Cień i jego demony... nie wiem, co zrobić!
Westchnął, a zamiast złości w jego oczach pojawiło się rozbawienie. Usiadł obok mnie i objął, mocno
przyciskając się do mego ramienia.
- Co miałem ci powiedzieć? - zapytał z leciutkim szyderstwem - %7łe biorę sobie różnych kochanków, nie
zważając na płeć, a tym bardziej na ich stanowiska? Rzeczywiście, nie jestem wybredny, ale szaleję póki
mogę, zanim Matka nie zmusi mnie do ożenku dla dobra rodziny, jeśli ty nie spłodzisz dziedzica. I zawsze
są szlacheckiej krwi, nie mam zamiaru naruszyć godności naszego rodu - poklepał mnie po udzie. Jego
uśmiech wcale mi się nie spodobał - Nie przeżywaj tego tak bardzo, bracie. Wolę mężczyzn i tyle.
- O, Cieniu... - zamruczałem - Dlaczego?
- Nie zrozumiałbyś.
"Ma rację."
- Ty masz tutaj najmniej do powiedzenia - warknąłem. Zaśmiał się cicho w odpowiedzi.
Lasteh spojrzał na mnie uważniej, śledząc wzrokiem moją twarz i spoglądając w oczy. Westchnął,
poważniejąc i pokręcił głową.
- Nie spałeś.
Był jak Matka. Nic nie można było przed nim ukryć.
- Nie. Myślałem. I pracowałem w laboratorium - w końcu tym razem nie musiałem ukrywać prawdy -
Lasteh... ja... - mnie, wyszkolonemu w dyplomacji, jakoś trudno było znalezć odpowiednie słowa. Nic w
życiu nie przygotowało mnie na taką sytuację - To powinno zostać w rodzinie - udało mi się w końcu
wydusić, powstrzymując się od wszelkich złorzeczeń, jakie przychodziły mi na myśl.
Westchnął cierpiętniczo, ale najwyrazniej wziął pod uwagę, że to wszystko, na co było mnie stać, gdyż
po chwili uśmiechnął się lekko.
- Zostanie. Nie tylko ty zarywasz noce myśląc o honorze rodziny.
Parsknąłem. Lasteh żałujący swych czynów? Lasteh z poczuciem winy? Lasteh z poczuciem wstydu i
przyzwoitości? Trzymaj mnie, Cieniu.
- Oby zostało.
Ramiona mi opadły. Nie do końca umiałem poradzić sobie z tą sytuacją i planowałem potem jeszcze
mocnej przycisnąć brata, teraz jednak na pierwszy plan wysuwała się myśl o demonach Cienia, które w
każdej chwili mogły znalezć się u drzwi mego domu. Nawet koniuszy w łożu Lasteha musiał odejść na jakiś
czas na dalszy plan. Choć na pewno zapamiętam sobie, by porozmawiać z tym człowiekiem. Ostro.
- Mam do ciebie prośbę, barcie - uniosłem głowę. Lasteh zamrugał, najwyrazniej zauważając wyraz
mych oczu. Byłem zły. Na nosiciela, na Cień, na demony, a przede wszystkim na siebie - Potrzebuję twej
obecności podczas wizyty na dworze.
- Co tak oficjalnie? - uniósł brwi.
- Bo to poważna sprawa. Nie powinienem ukrywać się w posiadłości jak zbity pies. Muszę stanąć przed
dworem i Cesarzem. Muszę spojrzeć im w oczy, na znak, że nie straciłem dumy i nie czuję się winny.
Wyciągnął nogi i założył ramiona na piersi, patrząc na mnie uważnie. Kąciki jego warg drgały lekko.
- Mam iść z tobą, żeby powstrzymywać cię przed wyzywaniem każdego, kto tylko spojrzy na ciebie
krzywo?
- Coś w tym rodzaju - uśmiechnąłem się słabo - Podejrzewam, że i tak w kilku przypadkach nie
wytrzymam, jednak dobrze by było, gdybyś zatrzymał mnie podczas rzucania wyzwania komuś z wyższej
Krwi. Nie jestem w nastroju do poważnych pojedynków i wolałbym nie ryzykować.
- Nie lepiej, żeby to Matka z tobą poszła? - parsknął - Na pewno jest lepsza ode mnie w pilnowaniu.
Zmarkotniałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl