[ Pobierz całość w formacie PDF ]
liczniejsze tłumy młodych. Coraz swobodniej czuł się poza domem . Co więcej, bardziej
poza granicami Włoch niż w apartamentach watykańskich zdawał się być naprawdę sobą.
Każdego dnia kroczę drogą duchowej geografii. Moja duchowość ma trochę geograficzny
wymiar - mawiał.
Jan Paweł II miał zawsze pod ręką duży atlas geograficzny, na którym zaznaczone były
kraje i diecezje całego świata. Znał na pamięć nazwiska biskupów każdej z nich. Kiedy
przybywali na audiencję, nie musieli mu nawet przypominać, skąd pochodzą.
Były też głosy krytyki: mówiono, że papieskich podróży jest zbyt wiele, że mają zbyt
polityczny charakter i są zbyt kosztowne.
Była to złośliwa krytyka ukierunkowana na osiągnięcie własnych celów przez
43
krytykujących. Papież, który samą swoją obecnością doprowadzał do kryzysu różnych
ideologii, po prostu stawał się niewygodny. Próbował wyjaśniać motywy swych decyzji.
Mówił, że idzie za głosem Opatrzności, która czasem skłaniała go do przekroczenia barier.
Pewnego dnia widziałem, jak faktycznie się zdenerwował.
W Tajlandii odwiedził jeden z dziesięciu ogromnych obozów dla uchodzców z południowo-
wschodniej Azji. Zwrócił się wtedy z gorącym apelem do wspólnoty międzynarodowej, aby
wzięła na siebie odpowiedzialność za rozgrywający się tam dramat. W samolocie pewien
dziennikarz powiedział: Wasza Zwiątobliwość poruszył polityczny problem
uciekinierów... . A on na to rozgniewanym głosem: To jest problem ludzki! Ludzki! Nie
polityczny! Sprowadzanie go do kwestii politycznej to pomieszanie pojęć. Podstawowym
wymiarem człowieka jest wymiar moralny! .
Rozpoczął się okres wielkich pielgrzymek. Afryka, Azja, Ameryka Aacińska, kraje
naznaczone biedą, niesprawiedliwością, nikczemnie wykorzystywane przez bogatą Północ.
Miejsca, jak wyspa Goree w Senegalu, gdzie doszło do zbrodni na milionach czarnoskórych,
zakutych w kajdany i deportowanych na kontynent amerykański.
Wieczorem, po wizycie na wyspie niewolników, Ojciec Zwięty nie przestawał o tym mówić.
Był przerażony i zaniepokojony, szczególnie sytuacją biednych dzieci, ofiar handlu. Nie
mógł zrozumieć, jak osoby dopuszczające się tak okrutnych zbrodni mogą określać się
mianem chrześcijan.
Ileż wspomnień!
W Czadzie, przejeżdżając w kolumnie samochodów papieskiego orszaku drogą na
obrzeżach Sahelu, natknęliśmy się na małą wioskę, złożoną dosłownie z kilku nędznych
chat. Ojciec Zwięty poprosił, żeby się zatrzymać, wszedł do jednej z nich i porozmawiał z
domownikami. Pragnął zobaczyć. I zrozumieć. Może ze względu na to, co zobaczył, z tak
wielką mocą zaangażował się w przemówienie, w którym przypomniał światowej
wspólnocie państw obowiązek pamiętania o Afryce.
W Brazylii zaprowadzono Papieża do przerażająco ubogiej fa veli. Pamiętam jego wzrok.
Zrozpaczony, rozglądał się wokół, nie wiedząc, jak w tym momencie mógłby zaradzić
cierpieniom. Nagle zdjął z palca papieski pierścień i podarował go tamtym ludziom.
Również w Brazylii, o ile pamiętam w Teresinie, podczas Mszy świętej albo liturgii słowa,
kiedy odmawiano modlitwę Ojcze Nasz, Papież dostrzegł transparent z napisem: Ojcze
Zwięty, naród jest głodny . I zaczął modlić się: Chleba naszego powszedniego daj dzisiaj
temu ludowi, który cierpi głód . Podczas pierwszej wizyty w Brazylii, po bezpośrednim ze-
tknięciu się z jej dramatyczną rzeczywistością, Papież zmienił ponad połowę
przygotowanego w Rzymie przemówienia, które miał skierować do episkopatu.
W Kolumbii, w Popayan, odbyło się spotkanie z Indianami. Wódz zaczął czytać pierwotnie
przygotowaną, nieocenzurowaną wersję powitania. Mocne słowa padły pod adresem
właścicieli, którzy mordowali tubylców, również kobiety i dzieci. W pewnej chwili jeden z
księży wskoczył na podwyższenie i zabrał mu mikrofon, ale Jan Paweł II pozwolił mu
mówić dalej. Pomyślałem wtedy, że taki gest był bardziej wymowny niż sto przemówień.
W 1982 roku dwa kraje, Anglia i Argentyna, walczyły ze sobą o przejęcie Falklandów.
Ojciec Zwięty przebywał z wizytą w Wielkiej Brytanii. Podróż ta była co prawda
zaplanowana dużo wcześniej, ale rząd argentyński wtedy zaprotestował. I tak, w ciągu
dwudziestu czterech godzin, został zorganizowany kolejny wyjazd.
Zaledwie osiem dni pózniej Papież znalazł się ponownie na pokładzie samolotu, tym razem
lecącego do Buenos Aires. Czas lotu tam i z powrotem (z międzylądowaniem w Rio de Ja-
neiro) zajął dwadzieścia dziewięć godzin, podczas gdy pobyt na argentyńskiej ziemi jedynie
dwadzieścia osiem godzin. Wystarczająco dużo, by zabrzmiało przesłanie pokoju, niezbędne
dla umknięcia zaostrzenia konfliktu.
Były też podróże do krajów umęczonych wojną domową, jak na przykład Angola i Timor
Wschodni. Do krajów, które niedawno wyszły z bratobójczych konfliktów, jak Liban i
Bośnia.
44
W kwietniu 1997 roku Papież udał się do Sarajewa. Miał tam pojechać już trzy lata
wcześniej. Tamtym razem jednak organizatorzy pielgrzymki dali mu do zrozumienia, że
sytuacja nie jest jeszcze unormowana i istnieją obawy o jego bezpieczeństwo. On na to
odparł: Dla Papieża ryzyko jest czymś normalnym. Jeśli ryzyko ponoszą misjonarze,
biskupi, nuncjusze, dlaczego Papież nie miałby tego czynić? .
Kiedy już wszystko było przygotowane, przekazano mu słowa generała Rose, komendanta
sił NATO w Sarajewie, który zupełnie szczerze wyznał, że może chronić Papieża, ale nie
jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa wiernym. W tym momencie Ojciec Zwięty
zrezygnował z podróży. Nie można wystawiać na próbę życia nawet jednej osoby! .
Jan Paweł II nigdy się nie cofał. Pojechał do krajów nastawionych wrogo, jak w przypadku
sandinowskiej Nikaragui, i do tych pozbawionych wolności, dręczonych przez reżim, jak
liczne państwa afrykańskie, jak Chile Pinocheta czy Kuba Fidela Castro.
W Nikaragui zorganizowano przeciw Papieżowi kompromitujący protest. Potem
dowiedzieliśmy się, że sprowadzono tam nawet techników z Polski, ekspertów w
manipulowaniu mikrofonami i bezpośrednimi transmisjami telewizyjnymi.
Ojciec Zwięty sam stawił czoło prowokacji, stawiając czoło jej autorom. Doszło do
niezapomnianej sceny, gdy sandiniści wymachiwali czerwono-czarnymi chorągiewkami, a
on z podwyższenia ołtarza odpowiadał im uniesionym pastorałem, który wieńczył krzyż.
Ta prowokacja zadała mu wielki ból. Cierpiał, gdyż sprofanowano Eucharystię, a także
dlatego, że sandiniści uniemożliwiali wiernym dotarcie do miejsca liturgii. Tych, którym
udało się dotrzeć, zatrzymywano w dużej odległości od ołtarza i od Ojca Zwiętego,
pozbawiając możliwości wysłuchania homilii.
Papież poczuł się lepiej dopiero po powrocie do San Jose, w Kostaryce, gdzie nocował. Tam
czekał na niego niezliczony tłum wiernych, pragnący wyrazić swą solidarność i miłość.
Trudna była również podróż do Chile. Niektórzy wyraznie próbowali nią manipulować, inni
natomiast pragnęli wykorzystać sytuację do zdyskredytowania na płaszczyznie międzyna-
rodowej reżimu Pinocheta.
W rozległym parku w Santiago, podczas beatyfikacji Teresy de los Andes, opozycjoniści
podpalili lonty, na co policja odpowiedziała gazem łzawiącym z ładunkami. Dym dotarł do
samego ołtarza. Papież nie przestraszył się, jednak do końca Mszy świętej lękał się o los
wiernych, zaniepokojony, że mogłoby dojść do groznego wypadku.
Dziennikarze poświęcili wiele miejsca temu niegodziwemu zajściu, bardzo niewiele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]