do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie wiem, spróbuję go zapytać.
Peppone zacisnał pięSci.
- Proszę księdza, ostrzegałem. Albo ksiadz przestanie, albo
doprowadzę księdza przed sad.
- Dziękuję za informację. Już wolę być skazany przez sad
ludzki niż przez sad Boski. Ludzie moga się mylić, a Bóg nie.
Peppone poszedł sobie, a w następna niedzielę don Camillo
powiedział to, co powinien był powiedzieć, nie przejmujac się
ostrzeżeniami Peppona.
Peppone zostaÅ‚ o tym od razu poinformowany i œ le to przyjaÅ‚.
Ale siedział spokojnie aż do soboty wieczorem.
A kiedy nadszedł sobotni wieczór, poszedł odwiedzić don Ca-
milla.
- Proszę księdza, według mnie lepiej by było, gdyby niedzielne
kazanie było inne niż w zeszłym tygodniu. Słyszałem na mieScie,
że się nie podobało.
Don Camillo rozłożył ręce.
- Mnie natomiast bardzo się podobało. To kwestia gustu.
- ProszÄ™ ksiÄ™dza, jesteœ my przed wyborami i zaczyna siÄ™ robić
goraco. Mogę odpowiadać za siebie, ale nie za innych. Nie
chciałbym, żeby ksiadz potknał się o coS.
79
- Będę uważał, gdzie stawiam nogi.
- Nogi tak, proszÄ™ ksiÄ™dza. Ale jeœ li stuknie siÄ™ ksiadz gÅ‚owa
w akacjowa lagÄ™?
Don Camillo wzruszył ramionami:
- To zależy od jej gruboSci.
- A jeżeli, przypuœ ćmy, bÄ™dzie gruba jak ta? - spytaÅ‚ Peppone,
wyciagajac spod płaszcza kij i pokazujac go don Camillowi.
Don Camillo spojrzał na kij i pokręcił głowa.
- Musiałaby być przynajmniej taka gruba jak ta - odrzekł,
wyciagajac spod stołu solidna pałkę i pokazujac ja Pepponowi.
Peppone kiwnał głowa, że zrozumiał ten watek.
- A gdyby była nawet grubsza od tej, to by księdzu nie prze-
szkadzało?
- Nie - powiedział don Camillo. - Ale przeszkadzałoby mi,
gdybyœ zaraz sobie nie poszedÅ‚.
I Peppone przestał przeszkadzać, a don Camillo poszedł spokoj-
nie do łóżka. Kazanie następnego ranka było w identycznym tonie,
co w poprzednia niedzielÄ™. To znaczy takie, jak trzeba.
Peppone więcej się nie pokazał i tak minał następny tydzień. Aż
nadeszła niedziela.
W koœ ciele byÅ‚o bardziej tÅ‚oczno niż zazwyczaj i don Camillo,
kiedy doszedł do kazania, rozejrzał się z zadowoleniem.
- Bracia - rozpoczał. I w tym momencie zauważył, że w głębi,
dokładnie na progu drzwi, stoi Peppone. Nieruchomo i z założony-
mi rękami. A obok niego stoja Chudy, Szary, Ostry i cały sztab
główny.
Don Camillo dostrzegÅ‚ również, że przed koœ cioÅ‚em, tuż za
drzwiami, stoi zbity tłum. Od razu zrozumiał, co to za jedni.
Doprawdy interesujace posunięcie: czerwoni Peppona prak-
tycznie zablokowali koœ ciół, bo oprócz tego, że tÅ‚oczyli siÄ™ przed
głównym wejœ ciem, to cisnÄ™li siÄ™ też przed drzwiczkami na
dzwonnicę i pchali się aż na chór.
Wszyscy tam byli i oczy zwykłych wiernych wlepiały się z nie-
pokojem w don Camilla.
- Bracia - powtórzył z uSmiechem don Camillo. - Bogu niech
80
będa dzięki, że pozwolił nam dzisiaj wszystkim zgromadzić się
tutaj i z przodu, i z tyłu, i po bokach ołtarza.
Potem rozpoczał kazanie. Było długie, długie jak nigdy, bo
nigdy nie nadarzyła mu się okazja, żeby mówić do takich tłu-
mów.
A gÅ‚os jego grzmiaÅ‚ i wypeÅ‚niaÅ‚ caÅ‚y koœ ciół, wylatywaÅ‚ z im
-
petem huraganu przez otwarte drzwi i rozlegał się na placu.
Powiedział wszystko, co musiał powiedzieć.
A nawet, badœ my szczerzy, powiedziaÅ‚ odrobinÄ™ wiÄ™cej, niż
powinien był mówić. I wszystko było proste i jasne.
Peppone i jego banda jakby skamienieli; przyjmowali razy bez
mrugnięcia okiem.
I kiedy don Camillo skończył kazanie, ani drgnęli.
Po skończonej mszy don Camillo poszedł do zakrystii zdjać
szaty liturgiczne i zaraz wróciÅ‚ do koœ cioÅ‚a.
Ludzie udawali, że siÄ™ chca szybko rozejœ ć; banda czerwonych
zrobiła przejScie, ale tkwiła nieruchomo na placyku, oskrzydlajac
tłum wiernych.
Don Camillo skłonił się przed głównym ołtarzem.
- Jezu - powiedział - pilnuj mnie od tyłu. Z przodu sam się
będę pilnował.
Potem odwróciÅ‚ siÄ™ i przeszedÅ‚ przez pusty już koœ ciół wolnym,
ale zdecydowanym krokiem.
Czerwoni czekali na niego na progu, ale don Camillo nie wahał
się. Czuł się mocny jak Samson.
Kiedy doszedł do drzwi, Peppone i czerwoni cofnęli się, a on
przystanał.
Zobaczył, ale nic nie rzekł.
Plebania stała wciaż po lewej stronie, lecz jej fasadę kompletnie
pokryły plakaty z sierpem i młotem oraz hasłem: "Głosuj na
WÅ‚oska PartiÄ™ Komunistyczna".
Okreœ lenie: "kompletnie pokryÅ‚y" oznaczaÅ‚o, że w czasie, gdy
don Camillo grzmiał z ambony, banda piętnastu łajdaków, uzbro-
jonych w piÄ™tnaœ cie drabin, piÄ™tnaœ cie pÄ™dzli i piÄ™tnaœ cie kubłów
pełnych kleju wytapetowała fasadę domu nie pozostawiajac wol-
nego milimetra.
81
Plakaty zostały przyklejone w doskonałym porzadku również
na okiennicach i drzwiach.
I wzdłuż rynny przy dachu.
I na kominach.
Praca została dopieszczona w najdrobniejszych szczegółach,
tak więc również na chodnikach zostały naklejone plakaty,
a mniejsze pokryły nawet przestrzeń pod okapem.
Don Camillo zobaczył, ale nie odezwał się.
Wyciagnał z kieszeni okulary, wsadził na nos, potem wyszedł
przed plebanię, zatrzymał się, obejrzał dzieło i odwracajac się
spytał Peppona, który stał za jego plecami:
- Aha! To jakaS nowa partia?
- Istnieje już od jakiegoS czasu - odparł Peppone.
Don Camillo podszedł do drzwi, wyciagnał z kieszeni scyzoryk,
namacaÅ‚ wgÅ‚Ä™bienie we framudze i z najwyższa delikatnoœ cia
przeciał papier pokrywajacy całe drzwi.
Potem nacisnał klamkę, uchylił drzwi, wszedł i zamknał za
soba.
SekundÄ™ póœ niej otworzyÅ‚ z powrotem i wychyli siÄ™.
Å‚
- Jeżeli nie pomyliłem się w rachunkach - powiedział do Pep-
pona - tu sa wszystkie plakaty, jakie dostałeS w przydziale!
Peppone spojrzał na niego spode łba i krzyknał:
- Został nam tylko jeden, ale wystarczy, żeby ogłosić ludowi
nasze zwycięstwo!
- Jeżeli do tego ma służyć, to możesz go sobie przyczepić na
plecach! - wykrzyknał don Camillo.
I tylko jeden Bóg wie, ile wysiłku kosztowało go, żeby powie-
dzieć "na plecach".
Ważne,
żeby być na liScie
W magistracie miała miejsce poważna bitwa, bo Spiletti, szef
klerykałów i jedyny radny mniejszoœ ci, wykorzystujac pierwsze
posiedzenie energicznie zaprotestował przeciwko szkodzie wyrza-
dzonej proboszczowi przez czerwonych.
- Wœ ród rozsadnych ludzi nie ma takiej osoby, która by nie
odczuła głębokiego obrzydzenia na widok plebanii wytapetowanej
plakatami - zakończył Spiletti.
- A wÅ‚aœ nie, że jest! - krzyknaÅ‚ Peppone. -1 ta osoba jestem ja.
- Pan nie jest osoba rozsadna - krzyknał Spiletti. - Inaczej nie
zaaprobowałby pan nagannego postępku wymySlonego w celu
obrażenia czcigodnego kapłana!
Peppone zaœ miaÅ‚ siÄ™ szyderczo.
- Czcigodnego kapłana! Czcigodni kapłani nie przemieniaja
koœ cioÅ‚a w propagandowa trybunÄ™ wyborcza! Jeżeli nasz czcigod
-
ny kapłan chce robić wiec, to niech go sobie robi na placu. A kiedy
jest w koœ ciele, niech bÄ™dzie ksiÄ™dzem.
- A pan, kiedy jest w magistracie, niech będzie wójtem! - od-
83
parował Spiletti. - To jest posiedzenie rady gminnej, a nie ze-
branie sekcji komunistycznej. To, co ksiadz mówi w koSciele, nie
ma nic do rzeczy w naszej dyskusji; tutaj chodzi jedynie o ważny
budynek, który został oszpecony, co wzbudza oburzenie wię- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl