do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

której dwie doby wcześniej musiał siedzieć zabójca. Była dość
postawną kobietą o brązowych, gładko zaczesanych włosach i
twarzy, która kiedyś musiała być piękna. Pani Fremdli wyglądała na
załamaną i niewiele mówiła. Van Veeteren zastanawiał się nawet, czy
nie jest na lekach uspokajających. W końcu nieraz widział ludzi w
takim stanie.
 Napije się pan czegoś?  zapytała krótko.
Komisarz pokręcił głową.
 Jak się pani czuje?
Spojrzała na niego czarnymi oczami.
 Strasznie. Wysłałam dzieci do siostry. Wolę być sama.
 Radzi sobie pani jakoś?
 Tak. Ale proszę, niech pan przejdzie do zadawania pytań.
 Jak długo się państwo znali?
 Od 1986 roku. Zamieszkaliśmy razem półtora roku temu.
Wcześniej jego była żona robiła problemy.
Van Veeteren przez chwilę się zastanawiał. Postanowił pominąć
wszystko, co się da, i przejść do rzeczy.
 Chciałbym załatwić to jak najszybciej  powiedział.  Myślę, że
się pani ze mną zgodzi. Mam zamiar złapać zabójcę pani męża i
dlatego potrzebuję odpowiedzi na kilka konkretnych pytań.
Ulrike Fremdli pokiwała głową.
 To ważne, żeby odpowiadała pani zgodnie z prawdą.
 Proszę pytać.
 Dobrze. Czy według pani mąż wiedział, że jest w
niebezpieczeństwie?
 Nie wiem  powiedziała po pełnej napięcia chwili.  Naprawdę
nie wiem.
 Czy ostatnio nie był zaniepokojony?
 Był, ale przecież i tak miał ku temu powody, że tak powiem.
Jej niski głos nieco zadrżał.
 Powiem pani, co ja o tym sądzę  ciągnął Van Veeteren. 
Myślę, że pani mąż należał do jakiejś mniejszej grupy, na której
członków poluje zabójca.
 Grupy?
 Kilku osób, które coś łączyło przed trzydziestu laty, a może
także i pózniej. Na pewno istnieje jakiś związek między niektórymi z
tej trzydziestki piątki. Co pani o tym sądzi?
 Nie mam pojęcia.  Pokręciła głową.
 Czy mąż opowiadał o czasie spędzonym w wojsku?
 Nigdy. Oczywiście ostatnio o tym rozmawialiśmy, ale tylko
trochę.
Van Veeteren przytaknął.
 Jeśli przypomni pani sobie coś, co mogłoby potwierdzić
istnienie takiej grupy, to odezwie się pani?
 Oczywiście.
Podał jej wizytówkę.
 Może pani dzwonić bezpośrednio do mnie. Tak będzie prościej.
Dobrze, następne pytanie. Orientuje się pani, czy mąż nawiązywał
jakieś nowe kontakty w ciągu ostatniego tygodnia przed śmiercią?
Spotykał się z ludzmi, których pani nie znała albo z którymi
zazwyczaj się nie widywał?
Ulrike Fremdli chwilę myślała.
 Z tego co wiem, to nie.
 Proszę się dobrze zastanowić. Przemyśleć dzień po dniu, to
pomaga.
 Spotykał różnych ludzi w pracy. W zasadzie widywaliśmy się
tylko wieczorami.
 Nam chodzi właśnie o wieczory. Czy ostatnio nikt go nie
odwiedzał?
 Nie wydaje mi się. Przynajmniej niczego takiego nie
zauważyłam.
 Może któregoś wieczoru wyszedł?
 Nie& chociaż tak. W piątek. Wtedy wyszedł na kilka godzin.
 A dokąd?
 Do miasta. Do jakiejś restauracji. Spałam, kiedy wrócił.
 Z kim wyszedł?
Wzruszyła ramionami.
 Nie wiem. Pewnie z kolegami z pracy. Może z Burgnerem.
 Nic nie mówił?
 Nie przypominam sobie. Byli u nas goście. Mój brat z rodziną
przyjechali dość wcześnie w sobotę, więc chyba nie mieliśmy nawet
okazji, żeby o tym porozmawiać.
 Często wychodził bez pani?
Pokręciła głową.
 Nie. Najwyżej raz w miesiącu. Zresztą razem też rzadko
wychodziliśmy.
 Hm. I to tyle?
 Chodzi panu o to, czy już więcej nie wychodził?
 Tak.
 Nie, był w domu. Niech pomyślę& tak, w niedzielę,
poniedziałek i wtorek był w domu.
Van Veeteren przytaknął.
 Rozumiem. A czy słyszała pani o tych telefonach?
 Czytałam o nich. Policjanci, którzy byli tu w środę, też o to
pytali.
 I?
 I nic.
 Według pani nie odbierał takich telefonów?
 Nie wiem.
 No dobrze.  Van Veeteren rozparł się na sofie.  W takim razie
mam jeszcze tylko jedno pytanie. Czy podejrzewa pani kogoś?
 %7łe co?!  wykrzyknęła.  Ależ o co panu chodzi?
Van Veeteren odchrząknął.
 Jednym ze szczegółów, które nas zastanawiają  wyjaśnił  jest
to, że pani mąż ot tak sobie wpuścił zabójcę do domu. To oznacza, że
mógł go znać. A skoro on go znał, to może także znała go i pani. W
końcu byli państwo ze sobą od dziesięciu lat.
Ulrike Fremdli milczała. Van Veeteren widział, że wcześniej o
tym nie pomyślała, ale też żadna odpowiedz nie przychodziła jej do
głowy.
 Obiecuje pani, że się pani nad tym zastanowi?
Skinęła głową.
 I nad tym, czy mąż przypadkiem czegoś nie przeczuwał. To
bardzo ważne, a jakiś zwykły szczegół może nas naprowadzić na
właściwy ślad.
 Rozumiem.
Van Veeteren wstał.
 Wiem, że to dla pani straszne. Spotykam się z takimi tragediami
już od ponad trzydziestu lat. Może pani zadzwonić, nawet jeśli będzie
pani chciała tylko porozmawiać. Jeśli nie, ja odezwę się za kilka dni.
 Byliśmy tacy szczęśliwi  powiedziała.  Powinnam była
wiedzieć, że takie szczęście nie może trwać zbyt długo.
 Tak. Sam też tak czasami myślę.
I kiedy stał już na ulicy, próbując zrekonstruować trasę, jaką
nadszedł zabójca, uświadomił sobie, że polubił Ulrike Fremdli. Ot tak,
najzwyczajniej w świecie.
 Po wszystkim łatwo jest połączyć fakty. Dopiero teraz człowiek
uświadamia sobie różne sprawy  powiedział redaktor naczelny
Canelli.
 Na przykład jakie?  zapytał Jung.
 Na przykład to, że ostatnio coś go niepokoiło.
 Było to po nim widać?
Cannelli westchnął i wyjrzał przez okno.
 Kilka razy rozmawialiśmy dłużej. O rozmieszczeniu nagłówków,
o materiale zdjęciowym i tym podobnych. Często nam się to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl