do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dla której ona coś znaczyła, a teraz nikt jej nie został.
Fliss i Joe uważnie go słuchali. Może w słowach Nigela znajdą jakąś
wskazówkę?
- Co jeszcze mówiła? Przypomnij sobie, Nigel. Nigel wziął do ręki pustą
szklankę.
- Przyznała, że ma problem z alkoholem i że potrzebuje pomocy.
Myślałem, że się dogadaliśmy. Powiedziałem jej, że ją kocham, i że jest dla
mnie ważna. A tak ciężko pracuję tylko dlatego, żeby miała to, o czym moim
zdaniem zawsze marzyła. - Jego głos zadrżał. - Powiedziała, że nie dba o żadną
z rzeczy, które mamy. %7łe chce tylko mnie. - Zerknął na Felicity. - Było jej
przykro z powodu tej rozmowy w kuchni. Dzwoniła do ciebie, żeby ci
powiedzieć, że to wszystko nieprawda, ale nie odbierałaś telefonu.
- Wiem. Przepraszam...
121
R S
- Czy masz pojęcie, gdzie mogła pojechać, Nigel? - spytał Joe. - Dokąd
mogła zabrać Sam?
Nigel potrząsnął głową.
- Spróbujmy jeszcze raz zadzwonić - zasugerował bez przekonania. - Jeśli
nie odpowie, będziemy musieli chyba poprosić o pomoc policję.
Gdy Nigel wystukał numer telefonu Dayny, odezwał się różowy aparat
leżący na parapecie nad zlewem. Ze wszystkich ust wyrwał się jęk zawodu.
Nigel wyłączył swój telefon, lecz dzwonienie nie ustawało. Gdy stało się
głośniejsze, uświadomili sobie, że ktoś dobija się do drzwi.
W progu stali dwa policjanci. Felicity spojrzała na Joego zaskoczona.
- Kiedy zadzwoniłeś na policję?
- Nie dzwoniłem.
- Ja też nie.
- Czy pan Nigel Jackson? - odezwał się policjant.
- Tak. - Nigel skinął głową. - Co się stało?
- Czy jest pan rodziną pani Dayny Jackson?
- Tak. Jestem jej mężem. - Nigel zbladł. - Na litość boską, co się stało?
Gdzie ona jest?
- Bardzo mi przykro, panie Jackson, ale pańska żona miała wypadek
samochodowy.
Twarz Nigela zmartwiała. Otworzył usta, lecz nie wydostał się z nich
żaden dzwięk.
- A gdzie jest Sam? - zapytał Joe.
- Sam? Kto to jest? - Policjant zamrugał powiekami,
- Moja córka. Samantha. Była w samochodzie z Dayną Jackson. Czy jest
ranna?
Policjant potrząsnął głową.
- Pani Jackson była w samochodzie sama.
- Jest pan pewien?
122
R S
- Są świadkowie. Wypadek był na pustej szosie. Dziecko nie miałoby
gdzie pójść.
Drugi z policjantów nie spuszczał oczu z Joego.
- Czy córka zginęła, proszę pana?
- Tak, ze szkoły. Prawie półtorej godziny temu. Myśleliśmy, że ciotka ją
zabrała.
- Pani Jackson jest ciotką córki? - Policjanci wymienili spojrzenia.
Felicity analizowała informacje policjantów. Na jej oddział nieczęsto
trafiały ofiary wypadków na szosie.
- Czy ten wypadek był na drodze do Akaroi? - spytała.
- Skąd pani wie? - Policjant uniósł brwi.
- Helikopter - wtrącił Joe. - To Dayna w nim była.
- Kobieta w wieku trzydziestu siedmiu lat. - Felicity przypomniała sobie
słowa Colina. - Złamana kość udowa, uraz miednicy i klatki piersiowej. -
Zwróciła się do Nigela.
- Musisz jechać do szpitala. Ona cię potrzebuje.
- Myślałem, że nie żyje - wykrztusił Nigel.
- Jest w dobrych rękach, Nigel.
- Zawieziemy pana, panie Jackson - rzekł policjant.
- Chwileczkę. - Joe powstrzymał Nigela. - Co Dayna mogła robić na
drodze do Akaroi?
- Podobno jest tam ośrodek leczenia uzależnień. Rozmawialiśmy o tym
wczoraj w nocy. Może sama postanowiła tam pojechać. O mój Boże! - Nigel
potarł czoło. - Dużo ostatnio piła. Czy jeszcze ktoś został ranny w tym
wypadku?
- Nie. Zjechała z drogi, uderzyła w płot i przekoziołkowała. Poza nią
nikomu nic się nie stało.
- Dzięki Bogu i za to.
- A co z pana córką? - Policjant zwrócił się do Joego.
123
R S
- Czy domyśla się pan, gdzie może być?
- Nie mam pojęcia - wykrztusił Joe. - Byłem pewien, że jest z ciotką.
- Ile córka ma lat?
- Tylko pięć - odparła Felicity przygnębiona.
- To może sama poszła do domu?
- Nie. - Joe pokręcił głową. - Szkoła jest bardzo daleko. Nigdy nie wracała
do domu piechotą.
- Raz wracała - wtrąciła Felicity. - Kiedy spała u mnie.
- Czy ma jakieś koleżanki ze szkoły? Może poszła się z kimś bawić.
Joe i Felicity spojrzeli po sobie.
- Rusty - szepnęła.
- Blackie - dodał Joe.
- Sam poszła do domu - powiedzieli razem, patrząc sobie w oczy.
- Oczywiście. - Felicity zwróciła się do policjantów. - Dom jest pięć
minut od szkoły i Sam zna drogę.
- Ale teraz może jej tam już nie być - rzekł Joe posępnie. - Przecież ze
szkoły wyszła tak dawno...
- Chodzmy sprawdzić.
Joe jechał przez miasto jak szalony. Policjanci obiecali, że jeśli nie znajdą
Samanthy w domu, rozpoczną się oficjalne poszukiwania. Podczas jazdy
Felicity zadzwoniła w kilka miejsc. Okazało się, że w szkole ciągle ktoś jest, na
wypadek, gdyby Sam tam wróciła. Charlie Begg i jego wnuczka obiecali przejść
się drogą ze szkoły do domu i pytać mieszkańców, czy nie widzieli małej
dziewczynki. W końcu Felicity zadzwoniła do szpitala.
- Gareth mówi, że Dayna z tego wyjdzie - poinformowała Joego. - Za
chwilę będą ją operować, ale jest stabilna.
- Sama operacja na pewno nie wystarczy - zauważył Joe ze smutkiem. -
Ona ma wielki problem.
124
R S
- Ale przynajmniej o nim wie - odrzekła. - A skoro Nigel chce jej pomóc,
to sobie z tym poradzą.
Joe tylko pokiwał głową, bo właśnie skręcał w podjazd do domu Felicity.
Rosły tam stare dęby, które teraz rzucały cień na trawniki. O czwartej po
południu słońce straciło już swój silny blask i teraz jego ciepłe promienie
wydobywały barwy kwitnących wiosennych kwiatów. Ogrody były pełne
błękitnego kwiecia orlików i niezapominajek. Werandę zdobiła kwitnąca
wistaria. W cieniu drzew owocowych drzemał tłusty czarny kuc.
Dom i ogród nigdy nie wyglądały piękniej.
I wszystko byłoby doskonale, gdyby pogodzili się z sobą ludzie mający tu
zamieszkać. Gdy Joe parkował samochód, Felicity była pewna, że znajdą tutaj
Samanthę. Zawsze, gdy wracała do domu, Rusty czekał na nią na schodkach we-
randy. Dziś schodki były puste.
Wysiadła z auta i gwizdnęła, a potem zawołała psa. Blackie ze znużeniem
uniósł łeb, poza tym wokół panowała cisza.
- Ona musi tu być - rzekł z rozpaczą Joe.
- Ona tu jest. - Wzięła go za rękę. - Popatrz, nie ma kur. One znikają z
ogrodu tylko wtedy, kiedy ktoś je karmi.
- Poszła do kurnika? - W oczach Joego zabłysła nadzieja. - Pewnie szuka
jajek.
Trzymając się za ręce, pobiegli przez ogród. Nieopodal kurnika zwolnili,
ignorując złe spojrzenie koguta, który niewątpliwie uważał się za władcę tego
miejsca. Ich nadejście obserwował też Rusty, który spokojnie leżał przy
drzwiach do kurnika. Pies powitał ich machaniem ogona, nie ruszył się jednak z
miejsca. Felicity zerknęła na Joego.
- On tu jest na straży. I chyba wiem dlaczego...
Kury wyraznie czekały, by je ktoś nakarmił. Ich gdakanie nie wywołało
jednak oczekiwanego efektu. Potencjalna karmicielka spała słodko w kącie
domku, skulona na wiązce słomy, tuląc do siebie zniszczonego białego pieska.
125
R S [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl