do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Trrechoww. Zawołam go. Przyjdzie na dzwięk mego głosu.
Barbarzyńcy próbowali pokonać strach, który ich zdjął na widok nadnaturalnych
wydarzeń, mających miejsce na wozie. Terarn Gashtek przeklinał głośno:
- Was jest pięćset tysięcy, a ich tylko kilku. Bierzcie ich!
Wojownicy ostrożnie jęli posuwać się do przodu.
Kot Fiarshern usłyszał wołający go głos. Instynktownie wiedział, że jest to głos,
którego nierozsądnie byłoby nie usłuchać. Zwierzę szybko pobiegło w stronę zródła dzwięku.
- Patrzcie, kot! Tam biegnie! Aapcie go!
Dwóch barbarzyńców Terarna Gashteka rzuciło się, by wykonać rozkaz, lecz maleńki
kot wymknął im się i zwinnie skoczył na wóz.
- Fiarshernie, oddaj człowiekowi jego duszę - powiedział Meerclar łagodnie. Zwierzę
podeszło w stronę czarnoksiężnika i delikatnie zatopiło zęby w jego żyle.
Chwilę pózniej Drinij Bara roześmiał się dziko.
- Znowu mam swoją duszę. Dzięki ci, o wielki Władco Kotów. Pozwól mi się jakoś
odwdzięczyć!
- Nie ma takiej potrzeby - Meerclar uśmiechnął się przewrotnie - a poza tym czuję, że
twój los jest już przesÄ…dzony. %7Å‚egnaj, Elryku z Melniboné. Z przyjemnoÅ›ciÄ… odpowiedziaÅ‚em
na twoje wołanie, chociaż widzę, że nie podążasz już starożytnymi ścieżkami swych ojców.
Jednak przez pamięć na dawną przyjazń nie odmówiłem ci drobnej przysługi. %7łegnajcie,
wracam do cieplejszego miejsca, nie mógłbym dłużej przebywać w tak niegościnnej krainie.
Wizerunek Władcy Kotów rozmył się. Meerclar powrócił do świata przepełnionego
bursztynowo-błękitnym ciepłem, by ponownie zapaść w przerwany sen.
- Dalej, bracie czarnoksiężniku! - zawołał z uniesieniem Drinij Bara. - Teraz
dokonamy zemsty, na którą tak długo czekaliśmy!
Razem z Elrykiem zeskoczył z wozu, lecz pozostała dwójka nie była równie skora do
walki.
Dookoła zgromadzili się barbarzyńcy z Terarnem Gashtekiem na czele. Wielu z nich
trzymało w pogotowiu łuki z długimi strzałami założonymi na cięciwy.
- Zastrzelcie ich! - wrzasnął Zwiastun Pożogi. - Zastrzelcie ich teraz, zanim zdążą
przywołać inne demony.
Deszcz strzał ze świstem pomknął w stronę wozu. Drinij Bara uśmiechnął się i
wyrzekł kilka słów, niemal od niechcenia poruszając dłońmi. Strzały zatrzymały się w
powietrzu, wykręciły i runęły z powrotem, przy czym każda z nich w tajemniczy sposób
wbiła się w gardło człowieka, który ją wystrzelił. Terarn Gashtek jęknął i obrócił się na
pięcie, roztrącając zgromadzonych wojowników. Gdy już znalazł się w bezpiecznym miejscu,
wydał rozkaz do ataku.
Wiedząc, że wycofanie się będzie równoznaczne z klęską, barbarzyńcy zacieśnili
otaczające czwórkę przyjaciół koło.
Zwit rozjaśniał już nabrzmiałe chmurami niebo, gdy Moonglum spojrzał w górę.
- Spójrz, Elryku - wykrzyknął, wskazując na coś ręką.
- Tylko pięć - odparł albinos. - Tylko pięć, ale może tyle wystarczy.
Melnibonéanin sparowaÅ‚ mieczem kilka godzÄ…cych weÅ„ ciosów. Mimo że sam miaÅ‚
teraz nadludzkie siły, wydawało się, iż cała moc opuściła Zwiastuna Burzy, który był teraz nie
bardziej użyteczny niż zwyczajne ostrze. Nie przerywając walki Elryk odprężył wszystkie
mięśnie i poczuł, jak moc przepływa z jego ciała z powrotem do czarnej klingi.
Runiczne ostrze znowu poczęło śpiewać i chciwie wyszukiwać gardła i serca dzikich
barbarzyńców.
Drinij Bara nie miał miecza, lecz wcale nie odczuwał jego braku. Czarnoksiężnik
bronił się bardziej wyrafinowanymi środkami. Dookoła niego piętrzyły się stosy trupów.
Ciała pokonanych pozbawione były kości; makabryczny efekt magicznej osłony czarownika.
Dwójka czarnoksiężników, Moonglum i wysłannik wyrąbywali sobie drogę pośród na
wpół oszalałej tłuszczy barbarzyńców, rozpaczliwie starającej się pokonać wrogów. W
zamieszaniu trudno było wypracować logiczny plan dalszego działania. Elwheryjczyk i
posłaniec z Karlaak porwali jatagany z ciał zabitych i włączyli się do walki.
W końcu udało im się dotrzeć do obrzeży obozowiska. Cała horda barbarzyńców
uciekała na zachód, popędzając konie uderzeniami ostróg. Nagle Elryk dostrzegł Terarna
Gashteka z Å‚ukiem w rÄ™ce. Melnibonéanin odgadÅ‚, jaki zamiar powziÄ…Å‚ wódz barbarzyÅ„ców i
krzyknął ostrzegawczo do Drinij Bary, który stał odwrócony plecami do Zwiastuna Pożogi.
Czarnoksiężnik, wykrzykujący właśnie słowa jakiegoś przerażającego zaklęcia, spojrzał w
jego stronę i urwał, zamierzając za pomocą magii obronić się przed ciosem. Nim jednak
zdążył to uczynić, strzała wbiła mu się w oko.
- Nie! - krzyknÄ…Å‚ jeszcze Drinij Bara.
I umarł.
Widząc, że jego sprzymierzeniec nie żyje, Elryk zatrzymał się i spojrzał w niebo,
gdzie znajome mu stwory zataczały w locie olbrzymie kręgi.
Dyvim Slorm, syn Elrykowego kuzyna Dyvima Tvara, Władcy Smoków,
przyprowadził legendarne smoki Imrryr, by wspomóc swego krewniaka. Jednak większość
olbrzymich gadów spała jeszcze i miała spać przez następne stulecie. Pan Smoczych Jaskiń
zdołał obudzić jedynie pięć smoków. Dotychczas Dyvim Slorm nie mógł włączyć się do
walki, w obawie, by nie uczynić krzywdy Elrykowi i jego przyjaciołom.
Terarn Gashtek także dostrzegł majestatyczne stworzenia. Wódz barbarzyńców
widział, że jego ambitny plan podbicia świata sypie się w gruzy. Rzucił się w stronę Elryka.
- Ty białolicy łajdaku! - zawył. - To ty jesteś odpowiedzialny za wszystko, co się
stało! Teraz zapłacisz cenę, jaką wyznaczy ci Zwiastun Pożogi!
Albinos roześmiał się i zasłonił się mieczem przed atakiem rozjuszonego barbarzyńcy.
Wskazał palcem na niebo.
- One także noszą miano Zwiastunów Pożogi, Terarnie Gashteku, i lepiej od ciebie
zasłużyły sobie na ten przydomek!
I Melnibonéanin zatopiÅ‚ ostrze swego miecza w ciele barbarzyÅ„cy. Teram Gashtek
zakrztusił się i jęknął, gdy klinga wyciągała zeń duszę.
- Możliwe, że byÅ‚em plagÄ… tego Å›wiata, Elryku z Melniboné - wydusiÅ‚ z siebie - ale
walczyłem o wiele czyściej niż ty. Obyś ty i wszystko, co jest ci drogie było przeklęte na całą
wieczność! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl