do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na tej strasznej ulicy czy odwiedzenie nieznajomego chłopaka w domu.
Uznała, że Ned stanowi mniejsze zagrożenie i weszła za nim na górę. Stała
w zawalonym kurtkami, torbami, nartami i masÄ… innych rzeczy przedpokoju,
gdy nagle zjawił się Zake.
Spojrzała na niego przez ramię i już nie mogła oderwać oczu. Miał
długie włosy i tak znoszone ubranie, że w szanującym się sklepie z używaną
odzieżą wyrzuciliby je na śmietnik, ale była w nim jakaś nieprawdopodobna
siła. Czuła, że ten chłopak nikomu nie schodzi z drogi.
Zdjął plecak i rzucił go na stertę innych gratów. Otaksował Danę
wnikliwym spojrzeniem i zapytał, co ją sprowadza do Quagmire.
- Jestem tu z Nedem Marshem - odparła.
- To chyba nie jest najlepszy wybór - odpowiedział pewnym siebie
głosem Zake.
I wtedy zjawił się ponownie Ned, zaśmiewając się głupkowato.
- Niestety, kochanie, nie możemy iść do kina, zapomniałem zapłacić
czynsz i Joe wydębił ode mnie właśnie resztkę kasy na ten cel. Możemy
pooglądać telewizję w moim pokoju - zaproponował.
- Nie, dzięki - odparła chłodno Dana. - Odprowadz mnie do
pona
ous
l
a
d
an
sc
akademika.
Ned zaczął się wymigiwać, więc Zake, niewiele myśląc, wysłał go do
diabła i sam odprowadził Danę. Po drodze opowiedział jej historię domu, w
którym mieszkał. Pamiętała także, że osobę, która umówiła ją na randkę w
ciemno z Nedem Marshem, nazwał pozbawioną mózgu kretynką.
Parę dni pózniej Zake zadzwonił i zaprosił ją na kolację do taniej
studenckiej knajpki.
Gdy trzy tygodnie pózniej zaproponował jej małżeństwo, zamiast
uciekać na koniec świata, zgodziła się od razu. Razem uskładali na
wynajęcie wspólnego lokum i zapłacenie za ślub.
A trzy miesiące pózniej miała na głowie dyplom, szukanie pracy, i to
wszystko w okropnym stresie, spowodowanym ciągłymi kłótniami.
Po kolejnej burzliwej awanturze postanowili się definitywnie rozstać.
- Wątpię - powiedział nieoczekiwanie Zake.
- Wątpisz w co? - zapytała wyrwana z głębokiej zadumy.
- Odpowiadam na twoje pytanie. Wątpię, by ten dom jeszcze stał.
- Ach, no tak. Pewnie masz rację, był w fatalnym stanie. Ilu was tam
mieszkało? Nigdy nie mogłam się doliczyć.
- Chyba nikt nie był w stanie, może z wyjątkiem chłopaka, który
zbierał składki na czynsz. Dwunastu. Czasem więcej, zwłaszcza pod koniec
semestru, gdy było już krucho z forsą. - Zake mówił z ociąganiem, jakby ten
temat go śmiertelnie nudził.
Pomyślała, że Zake nie ma ochoty na dalszą rozmowę.
- Już pózno - szepnęła.
- %7łyczę ci miłych snów, Dano. - Zgasił lampkę po swojej stronie. -
Dobranoc.
Dana próbowała jeszcze przez chwilę czytać, lecz książka równie
pona
ous
l
a
d
an
sc
dobrze mogłaby być zapisana hieroglifami. Po chwili także zgasiła światło.
Zake oddychał lekko i równo, jak gdyby nie miał żadnych zmartwień.
Za to Dana zasypiała z ciężkim sercem, ciągle bowiem wracały
wspomnienia ich ostatniej wspólnej nocy. Wtedy też spali w jednym łóżku
w mikroskopijnym pokoju, lecz była to jedyna rzecz, która ich łączyła. Zake
nie zamienił z nią wtedy choćby jednego słowa,nawet jej nie dotknął.
Całkiem wyczerpana zapadła w końcu w sen, lecz nad ranem Zake'a już nie
było, a jedyną rzeczą, którą po sobie pozostawił, była informacja, że
przeprowadza siÄ™ z powrotem do Quagmire.
Co za ironia losu, że gdy jeden, jedyny raz w życiu nie chciała
wiedzieć, co się z nim dzieje, zostawił jej kartkę z dokładną informacją.
W końcu, tak jak i tamtej nocy, Dana zasnęła. Przyśniły jej się jakieś
bardzo erotyczne sceny, w których ich wygłodniałe ciała i dusze syciły się
sobą nawzajem. Ciekawe, takie sny nawiedzały ją niemal co noc przez
blisko rok od ich rozstania.
Tym razem to nie kartka na poduszce przywitała ją następnego dnia
rano. Obudziły ją wyszeptane wprost do ucha słowa Zake'a:
- Dzień dobry, kochanie. Zobacz, gdzie jesteś...
pona
ous
l
a
d
an
sc
ROZDZIAA SIÓDMY
Dana otworzyła oczy tak szybko i tak szeroko, że Zake miał pewność,
iż naprawdę wyrwał ją ze snu.
Nie po raz pierwszy w życiu żałował, że postępuje w zgodzie z
własnym sumieniem, jednak tym razem wymagało to szczególnie dużego
poświęcenia. Gdyby tylko potrafił zignorować to przeklęte poczucie
przyzwoitości. W końcu to nie on wtulił się w nią niczym w ciepły, zimowy
płaszcz, lecz Dana w niego. Gdy się obudził, znalazł ją dosłownie na sobie,
ciepłą i chętną.
Ciepłą, chętną, ale, mimo szeroko już otwartych oczu, ciągle śpiącą.
Przyglądała mu się z odległości dziesięciu centymetrów, mrugała
oczami i nadal jeszcze niewiele rozumiała. Obserwował, jak stopniowo w jej
oczach pojawia się błysk zrozumienia, a następnie, gdy zorientowała się w
końcu, w jakiej leży pozycji, niemal przerażenie.
- Niczego w ten sposób nie wskórasz, nawet nie próbuj - najeżyła się.
- Przecież niczego nie robię. Gdybym chciał wykorzystać tę sytuację,
posunąłbym się już na tyle daleko, że nie miałabyś siły ani ochoty
protestować. - Z wrażenia zaschło mu w gardle. - Więc uważaj, Dano, bo
jestem tak rozpalony, że za chwilę stopisz się przy mnie jak masło na
grzance.
Dana zrobiła się pąsowa. Zerwała się, żeby się wyswobodzić.
Zake wzmocnił uścisk i stanowczym ruchem przyciągnął jej twarz do
swojej.
- Pamiętaj, następnym razem nie ręczę za siebie.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Nie będzie następnego razu - odcięła się. Szkoda, pomyślał i zwolnił
uścisk.
Dana usiadła na łóżku z założonymi na piersi rękami. Poczuła, że cała
drży. Ze strachu? Ależ skąd! Ze złości? To już prędzej. Nie, była po prostu
speszona swoim zachowaniem. .. speszona i zawstydzona.
- To było absolutnie niewłaściwe, niedopuszczalne... - szepnęła.
Zake nagle zezłościł się. Przecież nic nie zrobił. Zgoda, nie spieszył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl