[ Pobierz całość w formacie PDF ]
był tu jako jej gość. Miała oczywiście nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Pamiętam, Joy, że radziłem ci, żebyś się dobrze bawiła w
Londynie, ale nie spodziewałem się aż takich ekscesów. - Starał się
mówić z poważnym wyrazem twarzy, ale zdradzały go drgające od
powstrzymywania śmiechu kąciki ust. Najwyrazniej świetnie bawił się
jej kosztem. - Nie myślałem, że wezmiesz sobie moje słowa tak
bardzo do serca.
- Przestań, Case... eee... Charles! Ostatnie dwa dni były okropne,
to, co tu się działo, wcale nie było zabawne! - Nie mogła już dłużej
znieść tych jego żartów.
- Och, nie bądz aż taka poważna! Każda kobieta byłaby
uszczęśliwiona, gdyby dwaj mężczyzni już drugiego dnia znajomości
chcieli się o nią bić. - Wyraznie pił do tego, że Danny pomylił go z
Marcusem. Uważał pewnie, że Danny z zazdrości o nią chciał się
rzucić na starszego kolegę. Gdyby poznał trzezwego Danny'ego i
74
RS
obserwował go choć przez chwilę dłużej, wiedziałby, że nie interesuje
go nic, z wyjątkiem niego samego. A Marcus...
- Wątpię, czy Marcus w ten sposób walczyłby o jakąkolwiek
kobietę - odcięła się złośliwie. - Zresztą nie chciałabym...
Przerwało jej pukanie do drzwi.
- Masz szczęście, nie musisz się tłumaczyć, przyszedł kelner z
kawą - rzucił z rozbawieniem Casey i poszedł otworzyć drzwi.
Joy poczuła się niezręcznie, gdy została sama z Marcusem.
Wiedziała, że Casey zaraz wróci, ale ciągle czuła na sobie podejrzliwe
spojrzenie Marcusa. Domyślała się, jakie niestworzone rzeczy
wyobrażał sobie na temat jej i Caseya. Bo tego, że nie wierzy, że są po
prostu kuzynami, była całkowicie pewna. Ale przecież nie była mu
winna żadnych wyjaśnień, znali się zaledwie od wczoraj... Od
wczoraj? Niesamowite! to było zaledwie wczoraj, zdumiała się.
- Nie chciałabyś, żebym się pobił o ciebie? - Marcus dokończył
przerwane przez nią zdanie.
Joy zmieszała się i szybko wyjaśniła:
- Nie chciałabym, żeby dwóch facetów się o mnie biło.
- Wolałabyś, żeby biło się pięciu?
- Nie chciałabym, żeby w ogóle...
- Joy! Ja przecież żartuję! W tym całym zamieszaniu straciliśmy
chyba poczucie humoru.
Czuła, że mówiąc: my, ma na myśli ją. Ale naprawdę nie było jej
do śmiechu. Nie potrafiła lekko potraktować tego, co wydarzyło się w
ciągu dwu ostatnich dni. Przeżyła przez ten czas więcej niż w ciągu
75
RS
ostatniego półrocza, a dzisiejszy dzień przecież jeszcze się nie
skończył.
- Gdzie będziesz nocował, Charles? - zwróciła się do Caseya,
który właśnie zjawił się z tacą.
- No, jak to gdzie? Tutaj, oczywiście - oświadczył z miną
niewiniątka.
Chyba zrozumiał w końcu, dlaczego Joy zwraca się do niego
tym obcym imieniem i jej zakłopotanie szalenie go bawiło. Było to dla
niego tak typowe, że nie miała siły nawet się na niego za to złościć.
Była już jednak bardzo zmęczona i marzyła o tym, żeby obaj panowie
w końcu sobie poszli. Jednak wiedziała, że Casey uwielbiał dokuczać
jej w ten sposób, więc musiała to jeszcze przez jakiś czas wytrzymać i
być twarda.
- Tutaj? - zapytała, starając się, by jej mina wyglądała możliwie
jak najgrozniej.
- Nie wygłupiaj się, Joy! Nie pamiętam już, kiedy ostatnio razem
spaliśmy.
Bardzo możliwe, że nie pamięta, bo miał wtedy pewnie z osiem
lat. A ona pięć. Spędzali razem wakacje u dziadków. Ukradkiem
spojrzała na Marcusa. Z jego spojrzenia wynikało, że żart Caseya
zrozumiał całkiem jednoznacznie. Znów miał zaciśnięte usta i
ściągnięte brwi. Znała już ten jego wyraz twarzy - był po prostu
wściekły.
- W takim razie nie będę wam przeszkadzał. - Wolno podniósł
się z fotela.
76
RS
Wiadomo było, w czym nie chciał im przeszkadzać. Był
przekonany, że jak tylko wyjdzie, natychmiast wskoczą do łóżka. To
niesamowite, w jaki sposób przez zaledwie dwa dni udało jej się
zostać femme fatale, w każdym bądz razie w oczach Marcusa. Ta
myśl wprawiła ją nawet w rozbawienie. Najśmieszniejsze jednak w
tym wszystkim było to... że ta femme fatale była
dwudziestosiedmioletnią dziewicą!
Czasami drażniło ją trochę, że Gerald nie próbował uczynić ich
związku bardziej zażyłym. Cztery lata, przez które widywali się
niemal codziennie, to w końcu kawał czasu. Gerald miał jednak swoje
zasady, choć ona uważała je za staromodne... No cóż, w tej sytuacji
nie pozostawało jej nic innego, jak poczekać z tym do ślubu. Gerald
nie dążył jednak do ożenku, a Joy z upływem czasu nie była już
przekonana, czy podjęła właściwą decyzję. Gdy w końcu zerwał z nią
dla innej kobiety, pomyślała, że widocznie nie była dla niego dość po
ciągająca fizycznie. W momentach zwątpienia zastanawiała się, czy w
ogóle jeszcze ktokolwiek będzie jej pożądał?
Chwile spędzone w ramionach Marcusa rozwiały te wątpliwości.
Wydawała mu się atrakcyjna, wiedziała, że jej pragnął. Gdyby nie
poranny telefon Caseya, niewykluczone, że kochaliby się.
- %7łegnaj, Joy. - Marcus stanął w drzwiach.
Był taki wysoki i przystojny. I taki smutny. Wiedziała, że nigdy
go już nie zobaczy, a także, że nigdy go nie zapomni. Poczuła, jakby
jej serce ścisnęły żelazne obręcze.
77
RS
- Cóż, mogę ci tylko życzyć, żebyś miło spędziła resztę pobytu
w Londynie - dodał z lekko ściśniętym gardłem.
Joy nie miała zamiaru tu dłużej zostawać. W duchu postanowiła,
że wróci z Caseyem do domu albo pojedzie odwiedzić rodziców.
- Miło mi było pana poznać. - Casey wyciągnął rękę na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]