do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mama kiedyś dawała lekcje muzyki.
Wracali ożywieni, pełni nadziei. Tadek był zmęczony. Bolały go nogi, ale dawno nie
136
czuł się tak szczęśliwy. Mówił niewiele, ale za to słuchał z napięciem wszystkiego, co ona
mu opowiadała. A zwierzała mu się z tych czterech miesięcy rozstania, jakie dzieliły ich
od wakacji. Dopiero, kiedy poczuł zapach dymu płynącego od pierwszych zabudowań,
na nowo uprzytomnił sobie swoją sytuację.
 Nie mam chęci iść do twojej ciotki. Nie wiem, jak mnie przyjmie. Poza tym to
chyba nie wypada.
 Ależ zgodziłeś się już. Po co kręcisz od nowa?
 Ze szpitala nie wolno tak wyjść. Muszą wypisać kartę.
 To nic. Prześpisz się u nas, a jutro pójdziemy i załatwimy, co potrzeba.
 Nie, nie mogę. Dziś jeszcze zostanę w szpitalu. Pamiętam, jaka twoja ciotka była
na mnie zła.
 To są dawne dzieje. Ona jest naprawdę najukochańsza w świecie i lubi cię, wiem
na pewno.
Szli teraz ulicą pełną zabudowań. Coraz mijali kogoś śpieszącego chodnikiem.
Wsłuchiwał się z napięciem w te obce kroki.
 Czy oni wszyscy patrzą na mnie?  spytał nieoczekiwanie.
 Ależ skąd. W ogóle nie zwracają na nas uwagi, tym bardziej że teraz jest prawie
ciemno.
 Nie kłamiesz?
 Nie.
 W takim razie dlaczego przedtem zaczepiali mnie i gapili się?
 Bo to był dzień i szliśmy główną ulicą.
 A po czym oni poznają, że ja nie widzę?
Zastanawiała się chwilę.
 Chyba po tej opasce z bandaża i po tym, że trzymasz mnie pod rękę. Właściwie po
co ty nosisz ten bandaż?  zagadnęła.
 Widziałem kiedyś niewidomego z pustymi oczodołami. To był okropny widok.
Nie chcę tak wyglądać.
 Już wiem, co ci kupię na Gwiazdkę!  zawołała.  Ciemne okulary. Zaraz jutro,
gdy tylko otworzą sklepy.
 One będą jeszcze bardziej zwracać uwagę  rzekł z goryczą.
 Tadek, po co ty o tym tyle myślisz? Zapomnij o wszystkim. Już jesteśmy blisko
domu.
Na dzwięk tych słów stanął.
 Nie, nie pójdę. Zaprowadz mnie do szpitala.
 Dlaczego się upierasz?
 Nie pójdę. Twoja ciotka na pewno od progu zacznie płakać i litować się.
 Moja ciotka nie jest taka głupia! A poza tym nie zaprowadzę cię do szpitala!
137
 W takim razie pójdę sam.
 Jesteś niedobry.
Ktoś nadchodził uliczką, kaszląc, ucichli więc, chcieli przeczekać, aż ich minie. Tadek
skurczył się, spuścił głowę, jakby chciał się ukryć. Poznał ten kaszel, toteż nie zdziwił się,
gdy nagle tuż przed nim rozległ się tubalny głos wuja Michała:
 Tadek, synu drogi!  wuj złapał go w ramiona.  No, widzisz, a taki byłeś upar-
ty. Chodz, ciotka się ucieszy i Danka. %7łebyś wiedział, jak mnie skrzyczały, że nie zabra-
łem cię siłą ze szpitala. Mądry jesteś chłopak. Sprawiłeś mi prawdziwą niespodziankę.
A panienka kto? Może ze szpitala?
Halina, zaskoczona, stała niema.
 Teraz już damy sobie radę we dwóch. Bardzo panience dziękuję za odprowadze-
nie go. No, chodz, tylko nie potknij się, bo tu krawężnik.
Wuj Michał troskliwie otoczył go ramieniem i pchnął naprzód.
 Zaraz, ja muszę się pożegnać  Tadek stanął i odwrócił się w stronę Haliny.
 Do widzenia!
Nie odpowiedziała.
 Chodz, mróz idzie, przeziębisz się  wuj pociągnął go za sobą.
 Do widzenia!  zawołał znów Tadek.
 Ona spuściła głowę i stoi. Jakaś niemowa czy co.
 Przyjdz jutro!  zawołał Tadek odwróciwszy się raz jeszcze.
 W domu ciepło. Zaraz się rozgrzejesz. A jak się Danka ucieszy!
Ochraniał Tadka ramionami, jakby się bał, że chłopiec może lada chwila zachwiać się
i upaść. Poprzez skrzypienie śniegu i słowa wuja próbował usłyszeć, czy Halina idzie za
nimi, przez sekundę bowiem zdawało mu się, że słyszy jej cichy płacz.
Rozdział 23
Wycierając i ostukując buty ze śniegu, słyszał za drzwiami donośny, zgodny chór:
Jędrusiowa dola, partyzancka dola.
Będzie lepiej, pociesz się...
 Uważaj, bo wysoki próg  ostrzegał wuj i pchnął drzwi.
Melodia i ciepło buchnęły ze środka. Ale w sekundę potem niby na komendę zapa-
dła cisza. Tadek stał zakłopotany. Wyczuwał dookoła ciekawe oczy.
 Co się tak gapicie?  rzekł wuj zamknąwszy drzwi.  Nie znacie go? Nie pamię-
tacie?
Trwało to nieskończenie długo.
 Dzień dobry.
Tadek drgnął usłyszawszy tuż, blisko, głos Danki. Wydała mu się jakaś zalękniona
i niepewna, zupełnie inna.
 Rozbierz go, zdejmij mu buty, bo na pewno przemokły. Gdzie matka?
 Wyszła do sklepu  odparła.
 Nakarm go, napój. Niech się czuje jak u siebie w domu.
 Nie potrzeba. Nie jestem głodny  plątał się w słowach.  I będę musiał już wra-
cać. Puścili mnie ze szpitala tylko na godzinę.
 Po coś ty im potrzebny. Skoroś przyszedł, to już siedz  oznajmił wuj serdecznie,
kładąc mu wielką dłoń na głowie.  Tu jesteś u siebie  dodał jeszcze.
 Cześć, Tadek!
 Cześć!
Teraz podchodzili inni, wyciągali ręce. Nie od razu umiał trafić na ich dłonie. Nie po-
znawał po głosach, a wstydził się pytać, kto jest kim.
 Daj, rozepnę ci palto  zaproponowała Danka.
 Nie trzeba. Dam sobie radę  zmarzniętymi palcami odpinał guziki.
Znów dookoła panowało milczenie. Musieli obserwować każdy jego ruch.
139
 Daj, powieszę je  ktoś wziął płaszcz z jego rąk.
 Chodz głębiej  Danka ujęła go ostrożnie za rękę.
Postąpił naprzód. Zaczepił nogą o jakiś chodnik. O mało się nie przewrócił.
Niezgrabnie potrącił krzesło. Zwaliło się z hałasem na podłogę. Stanął zawstydzony
i bezradny.
 Siądz tutaj  powiedziała Danka.
Czuł dookoła napięcie i te oczy ciekawe, współczujące, natarczywe.
 Naprawdę muszę zaraz wracać do szpitala. Wolałbym nie siadać.
Chwilę słuchał ciszy. Nagle ktoś zastukał do drzwi.
 Dobry wieczór.
Serce zabiło mu radośnie. To była Halina.
 Przyszłam do Tadka.
 Serwus!  zawołał Gietek.  On dopiero przyszedł.
 Wiem. Właśnie ze mną szedł, kiedy spotkał go wuj. To jest twój dom?  zwróciła
się do Danki.
 Tak, nasz.
 Poznajmy się. Mam na imię Halina. Mieszkam na tej samej ulicy.
Natychmiast wszystko wokół ożyło. Pewny, spokojny głos Haliny rozładował napię-
cie.
 Moja ciocia zaprosiła Tadka na całe ferie. Zaraz sobie pójdziemy. Dlaczego się tak
gapicie? On tego nie cierpi.
Niektórzy zawahali się, czy zostać, czy pójść. Coś szeptali, wreszcie dwie dziewczyny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl