do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pielgrzymki do świętych miejsc własnymi  Wołgami zrobiły się modne, a przez to banalne i
niesmaczne. Przedtem pchali się gromadnie na Wybrzeże Ky-
skie, a teraz do klasztorów. Ach, co za ołtarz! Ach, co za staruszka spotkaliśmy w jednej
wioseczce! A samowary? Ikony? Człowiek przyjdzie do jakiegoś farmaceuty czy do plastyka,
który zarabia na życie malowaniem plakatów propagandowych  u każdego muszą wisieć
ikony, a herbatę pije się z samowara, prawdziwego tulskiego, kupionego za grubą forsę w
komisie.
O, przyjaciele moi, jesteście wielcy i szlachetni! Kochajcie piękno, szukajcie prawd
wyższych, ale jak tam z miłością blizniego? Czy nie zapomnieliście przypadkiem o swojej
starej babci, która klepie biedę gdzieś na wsi? Czy nie opuścicie w potrzebie żony albo męża?
Bo ten staruszek z brodą, który na sczerniałej desce wisi u was w jadalni nad serwantką, żąda
od was tylko jednego: czyńcie dobro. No, jak tam jest z tym czynieniem?
Nie powinna była rzucać pracy. Bo jak się nie ma wokół siebie ludzi, nie można spełniać
dobrych uczynków. Złych zresztą też. Nie można i koniec.
Ale Hartwig  to całkiem inna sprawa. O jakichkolwiek dobrych uczynkach szkoda
gadać. Jedyne co miał w sobie, co stanowiło jego istotę  to lodowate, badawcze spojrzenie.
Oprócz zabytków, ojców kościoła interesował się też dniem dzisiejszym: pisał o jakichś
zagadnieniach socjologicznych. Aączył minione dzieje ze współczesnością, sam nie wiem
jak. Wiarę, starożytność, piękno, muzykę, ludzi z otoczenia obmacywał z tą samą lodowatą
pasją  studiował to wszystko. Nie po prostu poznawał, ale studiował, badał, to znaczy do
ostatniej kropli, do dna. Zaglądał tam, gdzie nikt inny nie miał odwagi zajrzeć, nie cofał się
przed niczym. Od razu w nim to wyczułem. Prawdziwy uczony, tylko tacy do czegoś
dochodzą, są twórcami. Ale trzymajmy się od nich z daleka. Dla takiego kobieta jest tylko
eksponatem, a znajomi przedmiotami badań w rodzaju jakiejś mrówki lub żaby.
Ze dwa razy poczułem to na własnej skórze. Zrednia przyjemność. Siedzieliśmy we
dwójkę czekając na Rytę i rozmawialiśmy. Hartwig przeważnie zadawał mi pytania tonem
pełnym szacunku, w sposób bardzo grzeczny, powie
działbym nawet  uprzedzający, jak uczeń, który pyta
0 coś profesora, ja zaś odpowiadałem. Ujął mnie tym swoim tonem, odpowiadałem więc
chętnie i ze szczegółami. Ciekawiły go najrozmaitsze drobiazgi dotyczące mojego życia
codziennego i mojej pracy: o której wstaję, jakie gazety czytuję, czy korzystam ze słownika
synonimów, jak mi się układają stosunki z redaktorami i autorami, których przekładam? I
jeszcze coś tam o kinie, o tym, jak odpoczywam
1 dokąd lubię wyjeżdżać.
Jestem człowiekiem dość prostodusznym, zacząłem mu więc w najlepszej wierze
wszystko tłumaczyć, udzielać dobrych rad, gdy naraz coś mnie tknęło: Boże drogi, przecież
on mnie bada! Zakłada moje dossierl Oczywiście nie w potocznym znaczeniu tego słowa, ale
właśnie w naukowym, do jakichś swoich specjalnych prac i celów. Takie małe prywatne
hobby. Przyjdzie do domu i zapisze cały zeszyt.  Taki a taki, lat 48. Typ: przeciętny
inteligent z końca lat sześćdziesiątych. Rodzaj: wyrobnik literacki. Odmiana: pechowiec,
który potrafi się urządzić. Wstaje o ósmej rano. Gazety czyta po śniadaniu, składającym się
zazwyczaj z jajka na miękko, kawałka chleba z serem i dużej filiżanki bardzo mocnej
herbaty. Lubi pić herbatę zawsze z tej samej, tak zwanej ulubionej filiżanki. Jest to naczynie
dużych rozmiarów o pojemności półtorej szklanki, malowane ręcznie, koloru
ciemnoczerwonego, ze złotą obwódką, produkcji huty szkła w Dulewie. W gazetach
największe wrażenie sprawiają na nim artykuły dotyczące prac jego kolegów po piórze,
pochwalne lub obelżywe. Zwłaszcza obelżywe. Podnoszą go na duchu. Odczuwa wzmożoną
chęć do pracy...
Powiedziałem mu, że wypytuje mnie jak lekarz pacjenta. Czy nie chciałby się przypadkiem
dowiedzieć, jaki mam stolec? Albo jak spełniam obowiązki małżeńskie? Odparł z całą
powagą: to byłoby ciekawe. Potem dodał, że istotnie rozmawiając z ludzmi stara się zdobyć
jak najwięcej informacji. Nic innego mu nie pozostaje. Przecież nasze codzienne rozmowy 
powiedział  nie wychodzą poza ramy czczej gadaniny, przekazywania pogłosek, dowcipów
i obmawia-
nia znajomych. Oczywiście nie pominął okazji, żeby popisać się erudycją, wspomniał o
Sokratesie, o perypatety- kach i w ogóle o starożytności, w której zapewne czuł się jak ryba
w wodzie. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że zachował się wobec mnie po
chamsku. A więc to tak! Po rozmowie ze mną nie spodziewa się żadnej myśli, ale wyłącznie
informacji, (przy czym informacji obojętne jakiej), choćby nawet niewartej złamanego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl