[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Birgitta nic nie odpowiedziała. Irenę kontynuowała spokojnie:
- Udało ci się utrzymać pozory cały czas. Wykorzystaj odpowiedni moment. Nie pokazuj, jak
bardzo jesteś urażona.
- Jeśli poczują zapach krwi, dopiero zaczną węszyć? Czy to masz na myśli?
- CoÅ› w tym rodzaju.
Napięcie rosło. W końcu Birgitta przerwała ciszę:
- Zrób raport z wydarzeń na Guldheden, ja zajmę się resztą - powiedziała obojętnie.
- Spisałam przesłuchanie sąsiadki Johanny Storm. A tutaj jest raport z miejsca przestępstwa.
Irenę wyjęła dyskietkę z komputera i podała ją Birgitcie, która przyjmując ją, unikała spojrzeń
IrenÄ™.
- Dziękuję - powiedziała i zniknęła w korytarzu.
W domu panowała cisza i pustka. Krister był na spacerze z Sammie'em. Deszcz wisiał nad
drzewami. Zmęczona wsunęła się pod kołdrę o godzinie dziesiątej przed południem. Ustawiła
budzik na dwunastą w południe.
Kiedy się obudziła, Kristera już nie było. Poszedł do pracy w Glady's. Sammie leżał na
plecach z łapami w powietrzu w swoim kojcu, prawie suchy po spacerze w deszczu. Kołdrę
Kristera musiała niestety powiesić, aby wyschła do wieczora. Czuła się, jakby była na kacu -
to efekt spania w dzień. Długi prysznic na przemian zimną i ciepłą wodą sprawił, że doszła do
siebie. Ponieważ obiadki u mamy były bogate, napiła się herbaty i zjadła jedną chrupkę,
zanim wyruszyła na trening z grupą dziewczyn. Sammie czekał na nią w aucie podczas
ćwiczeń. Zawsze kipiał ze szczęścia na myśl o jezdzie samochodem i nie miał czasu na
załatwienie swoich potrzeb w krzewach przy garażu. Auto było jego, ale pozwalał swoim
opiekunom na prowadzenie. %7łył szczęśliwie w tej wierze od szczeniaka i nikomu nie udało
się zburzyć tego poczucia własności.
Mama Irenę zajmowała wciąż mieszkanie, które kupiła z mężem po narodzinach córki.
Ustawione w rzędzie dwupiętrowe bloki z cegły, które wznosiły się wzdłuż ulicy Doktora
Bex, były wspomnieniem z dzieciństwa. Wtedy rodzina i przyjaciele uważali, że przenieśli się
na obrzeże miasta. Obecnie dzielnica Guldeheden znajdowała się blisko centrum.
Na wzgórzu mocno wiało i deszcz przybrał na sile. Nawet Sammie nie miał ochoty na spacer,
tylko szybko wbiegł na klatkę schodową.
- Witaj! Dawno cię nie widziałam. Dzwoniłam kilka razy, ale nie odpowiadałaś, więc
pomyślałam, że jesteś w drodze do mnie. Ale kiedy zaczęło się to przedłużać, zaczęłam się
martwić.
- Cześć, mamo! Masz jakiś ręcznik dla Sammie'ego? Zapomniałam zabrać z sobą -
powiedziała to specjalnie, aby ukrócić tyradę mamy, którą ta tradycyjnie wygłaszała.
Być może była zbyt samotna? Nie, matka mogła być aktywna na wiele sposobów" -
pomyślała Irenę, uspokajając sumienie.
Obiad, który składał się z zapiekanki z płastugi z masą świeżych krewetek, przebiegał w
miłym nastroju. Gdy zaczęły pić kawę, matka nagle oznajmiła:
- Za dwa tygodnie jadę na Wyspy Kanaryjskie. Irenę zaskoczyła ta informacja, ale udało jej
siÄ™ wy-
dukać:
- Oooo!... Fajnie!
Wiadomo było, że mama nigdy nie była dalej niż w Danii. Gerd westchnęła głęboko i
popatrzyła swojej jedynej córce w oczy.
- JadÄ™ razem ze Sturem!
- Sture? A co to za jeden?
- Mężczyzna, którego poznałam na tańcach przy herbatce. Chodzę na te spotkania w każdy
czwartek.
- Jak... jak długo?
- Znamy się pół roku. Zaczął przychodzić na tańce jesienią. Jego żona zmarła dwa lata temu.
Było mu z początku bardzo ciężko, aż dojrzał do tego, że chce się spotykać w naszym kółku.
No i spotkaliśmy się... hmm, właśnie ja i on się spotkaliśmy.
- Ale dlaczego nie mówiłaś o tym wcześniej? Przecież moglibyśmy zaprosić go na Boże
Narodzenie...
- PojechaÅ‚ do swojej córki w Órebro, a ja byÅ‚am u was. A Nowy Rok witaÅ‚ u syna w
Góteborgu. Za to świętowaliśmy razem Trzech Króli.
Przy ostatnim zdaniu policzki mamy zaróżowiły się. Jakież to dziwne uczucie, siedzieć
naprzeciw swojej ponownie zakochanej mamy, która wkrótce skończy siedemdziesiąt lat" -
pomyślała Irenę.
- Ile lat ma Sture? - spytała delikatnie.
- Siedemdziesiąt dwa. Oprócz problemów z astmą jest zdrowy i pełen energii.
- A jak siÄ™ nazywa?
- Sture Hagman. Emerytowany urzędnik pocztowy. Mieszka przy ulicy Syster Emmas.
Sprzedał willę, jak owdowiał.
Czas szybko mijał. Irenę musiała jechać po blizniaczki na dworzec kolejowy. Uściskała
mamę, życząc jej dużo szczęścia ze Sturem.
Trudno było znalezć miejsce na parkingu. Jezdziła dookoła, aż wreszcie się udało. W środku
okazałego dworca na widok tłumów Sammie zaczął wariować. Na peronie nie było lepiej.
Zgrzytające przy hamowaniu lokomotywy sprawiły, że przestał polować na mopedy. Przestał
być już szczeniakiem i domagał się większych łupów. A dlaczego nie miały to być pociągi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]