[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alice dwa tyg0. dnie temu. Użyłam świeżej krwi - w dodatku młodej. W takich razach rzadko
się mylę. To się stanie w Grecji, w drodze do Ordy. Powiedz jej, jeśli chcesz. Nie robi mi to
żadnej różnicy.
- Nie pojedziecie z nami do Grecji! - rzuciłem gniewnie. - Porozmawiam z mamą. Nie
chcę, żebyś kręciła się w pobliżu mnie bądz gdzieś obok Alice!
- Możesz mamie gadać, co zechcesz, ale ona mnie nie odprawi. Twoja mama mnie
potrzebuje. Jej moc przepowiedni słabnie, moja nadal pozostaje wielka. Potrzebuje mnie, by
dowiedzieć się, co planują mena- dy. Nie, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo!
Odwróciłem się na pięcie. Zostawiając za sobą Mab i jej siostry, pomaszerowałem w stronę
farmy. Wrzała we mnie złość.
Mab zawołała ze złośliwą irytacją:
- Czeka cię ciężkie lato, Tomie Wardzie! Zdarzy się wiele paskudnych rzeczy.
Poczujesz się tak nieszczęśliwy, jak jeszcze nigdy w życiu!
ROZDZIAA 7 POCZTEK PODRÓ%7Å‚Y
W
końcu nadszedł czas, by wyruszyć do Sunderland Point i rozpocząć długą morską podróż ku
Grecji. Mama wynajęła pięć wozów, by przewiozły nas wraz z bagażami na wybrzeże - jeden
z nich osłaniało ciemne płótno, chroniące ją przed słońcem.
Czarownice z Pendle wyruszyły poprzedniego dnia pieszo. Mab i jej dwie siostry stanowiły
część grupy siedmiu kobiet z klanu Moudheelów. Towarzyszyło im dziewięć wiedzm z
Deane'ow oraz jedenaście Mal- kinek, w tym Grimalkin. Alice szła razem z nimi. Nie
zdążyliśmy nawet powiedzieć sobie do widzenia.
91
Nasze pożegnanie z Jackiem, Ellie i Jamesem był0 krótkie i bardzo smutne. Jack mocno
uścisnął mamę, a gdy ją puścił, w jego oczach lśniły łzy. Kiedy wdrapała się na wóz,
dostrzegłem, że ona także ma mokre policzki. Bardzo starałem się przegnać ten widok z
pamięci, ale odnosiłem wrażenie, że odbywa się coś ostatecznego: jakby już nigdy więcej nie
mieli się zobaczyć.
Pomyślałem także o ostatnim spotkaniu ze stra- charzem. Teraz wyruszałem do dziwnej,
obcej krainy, w której stawię czoła wielkim niebezpieczeństwom. Możliwe, że już więcej nie
zobaczę mistrza. %7łałowałem, że nie zdołałem pożegnać się jak należy i podziękować za
wszystkie rady i nauki.
Podróż upływała bez żadnych przygód, a gdy dotarliśmy do Sunderland Point, przygotowania
trwały w najlepsze. Niewielka głębokość kanału nie pozwalała dużym statkom dobijać do
brzegu, lecz u ujścia rzeki rzucił kotwicę spory trzymasztowy żaglowiec, Celeste", który
miał nas przewiezć morzem do Grecji. Zdecydowano się na jednostkę bardzo szybką, jeden z
najszybszych podobno statków handlowych odwiedzających porty Hrabstwa.
- Teraz widzisz, po co mi były pieniądze? - spytała mama. - Wynajęcie tak okazałego statku
nie jest tanie- Sporo kosztowało również znalezienie załogi, gotowej przyjąć na pokład
czarownice.
Między statkiem i nabrzeżem krążyła mniejsza łódz, przewożąca zapasy. Na niebie świeciło
wieczorne słońca wiał jednak silny wietrzyk. Zerkałem nerwowo na rosnące fale.
Usłyszałem powitalne szczeknięcie. Szpon pomknęła ku mnie wraz z dwoma szczeniakami.
Tuż za nimi maszerował Bill Arkwright.
- Gotów do drogi, mości Wardzie? Dzień całkiem niezły - zauważył - chociaż trochę wieje.
Cóż, na morzu będzie gorzej. Ale kiedy wreszcie otrzaskasz się z morzem, kołysanie
przestanie ci przeszkadzać.
Nie odpowiedziałem. Zerknąłem na Alice, stojącą obok grupy wiedzm. Wyraznie niepokoiła
się, tak samo jak ja. Dostrzegła jednak moje spojrzenie. Pomachała nieznacznie. Odmachałem
jej, obserwujÄ…c wiedzmy, wbijajÄ…ce wzrok we wzburzone wody.
Morze nie stanowi dla czarownic bariery takiej jak bieżąca woda w rzece, lecz sól nadal
pozostaje poważnym zagrożeniem. Zanurzone w morzu, umarłyby. Nawet unoszona wiatrem
piana mogła im zaszkodzić, założyły zatem rękawice i portki, a zwykle bose Mo- udheelówny
przywdziały wełniane skarpety. Głowy okryły skórzanymi kapturami, przylegającymi ciasno
do skóry i wyposażonymi w niewielkie otwory w miej. scu oczu, nosa i ust. Lecz mimo
dodatkowych strojów nie wątpiłem, iż całą podróż spędzą ukryte w ładów- ni Celeste".
Mama wspomniała, że ostrzegła załogę przed pasażerkami; tu, na brzegu, ludzie zerkali na nie
czujnie, zachowujÄ…c bezpieczny dystans.
Na pokład przewieziono nas sześcioosobowymi grupami w dwóch dużych, wiosłowych
szalupach. Mama popłynęła pierwsza, w towarzystwie kapitana Celeste". Następnie
marynarze przetransportowali wiedzmy - ich wrzaski i jęki, gdy słony wodny pył opryskiwał
skórę, powoli cichły w dali. Alice wszelako nie dołączyła do nich. Podeszła i stanęła przy
mnie.
- Pozwolisz, że przeprawię się razem z tobą, Tom? - spytała niemal nieśmiało.
- Oczywiście - odparłem.
Wsiedliśmy zatem do ostatniej łodzi, wraz z Ark- wrightem oraz trzema psami. Zwierzęta
okazywały podenerwowanie, nie chciały się uspokoić i dopiero kilka surowych słów pana
przekonało Szpon, by się położyła. Szalupa niepokojąco podskakiwała na falach. Szczęśliwie,
przeprawa nie trwała długo. Z łatwością wspięliśmy się po sznurowej drabince na pokład, a
członkowie załogi spuścili kosz i wciągnęli w nim psy-
Mama wraz z kapitanem - rosłym mężczyzną o czerwonej twarzy i bujnych bokobrodach -
stali przy głównym maszcie. Wezwała mnie gestem.
_ To kapitan Baines - rzekła z uśmiechem. - Najlepszy żeglarz w całym Hrabstwie.
_ Cóż, z całą pewnością urodziłem się i wychowałem w Hrabstwie, chłopcze, a kiedy
zacząłem pływać, liczyłem sobie mniej lat niż ty teraz - odparł. - Lecz co do nazwania mnie
najlepszym, bez wątpienia są tacy, którzy mają w tej materii inne zdanie. W naszej części
świata żyje wielu dobrych żeglarzy!
- Wykazuje pan zbytnią skromność - zaprotestowała mama. - Poza tym to niegrzecznie,
sprzeciwiać się damie.
- W takim razie jestem pani winien przeprosiny - kapitan skłonił się. - Zwłaszcza że
naprawdę wiele zawdzięczam twojej matce - dodał, zwracając się ku mnie. - Mam dwóch
synów, blizniaków. W zeszłym tygodniu skończyli pięć lat. Gdyby nie ona, nie żyliby. I moja
żona zapewne także. Twoja mama to najlepsza fuszerka w całym Hrabstwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]