[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Musiał to być okropny wypadek.
- Moja wina - powiedział. - Schrzaniłem robotę.
Cleo przyglądała się dziwnej, pomarszczonej bliznie.
- Ty prowadziłeś samochód?
Uśmiechnął się lekko.
- Tak. - Wciągnął spodnie i stanął na nogi. - Jesteś pewna, że nie zostaniesz?
Cleo wstała również.
- Bardzo bym chciała. Nie sądzę jednak, aby to był dobry pomysł. - Rzuciła okiem na tacę z
herbatą. - Obiecaj, że wypijesz, zanim pójdziesz spać.
- Będzie zimna.
- Nie szkodzi. Wypij, proszę cię.
- Dobrze. - Przesunął palcami po jej twarzy. - Obiecuję. Chodzmy. Odstawię cię do twojego
pokoju. Od rana będziesz zajęta, a ja mam przed sobą długą drogę. Oboje potrzebujemy
odpoczynku.
- Dziękuję za odnalezienie Bena.
- Nie ma za co. - Zacisnął szczęki. - Rozumiesz jednak, że nie gwarantuję, iż namówię go do
powrotu, prawda?
- Rozumiem. Jestem mimo to przekonana, że wszystko jakoś się ułoży. W głębi duszy jestem
pewna, że Ben chce wrócić do Trishy i do dziecka.
- Wolałbym, żebyście wszystkie nie były takimi optymistkami. - Max wziął laskę i ruszył do
drzwi. Kurczowo zacisnął rękę na główce laski. - Co będzie, jeśli mi się nie uda przekonać go do
powrotu?
- Wróci razem z tobą - powiedziała Cleo z wewnętrznym przekonaniem.
Max nie odezwał się. Zszedł z nią na dół i odprowadził do pokoju. Kiedy stanęli przy
drzwiach, odwrócił się w jej stronę. Palcem uniósł w górę brodę Cleo.
- Posłuchaj - zaczął powoli - jeśli chodzi o dzisiejszą noc, nie wiem, co mam powiedzieć.
- Wszystko jest w absolutnym porządku. - Wspięła się na palce i musnęła wargami jego
policzek. - Nie musisz nic mówić. - Otworzyła drzwi do pokoju i weszła do środka. - Dobranoc.
Przez dłuższą chwilę przyglądał jej się uważnie, jakby chciał nauczyć się na pamięć rysów jej
twarzy.
- Dobranoc, Cleo.
Odwrócił się i poszedł w kierunku schodów na górę.
Cleo zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Nadal przepełniało ja wspaniałe uczucie
euforii. Cały świat był ciepły i rozkoszny. Przyszłość nigdy dotąd nie wydawała jej się tak jasna i
obiecująca.
Wzniosła oczy w górę i uśmiechnęła się.
- Słuchaj, no, Jasonie Curzonie. Nie wiem, co zrobiłeś z tymi obrazami, których szuka Max,
lecz dziękuję ci, że go tu po nie przysłałeś.
Następnego dnia rano wszyscy zebrali się w kuchni, aby pożegnać Maxa.
- Chcesz jeszcze placków? - spytała Daystar, widząc jego pusty talerz.
- Nie, dziękuję. - Max starannie złożył serwetkę i położył ją na stole obok talerza.
- Kawy? - Sylvia stała nad nim z dzbankiem. - Masz przed sobą długą drogę.
- Już dość wypiłem. - Spojrzał na zegarek. - Będę się zbierał.
Cleo uśmiechnęła się do niego z drugiej strony stołu.
- Obiecaj mi, że będziesz uważał.
Spojrzał na nią z tym samym nieprzeniknionym wyrazem twarzy co w nocy.
- Obiecuję.
- Będziemy na ciebie czekać - powiedziała cicho Cleo.
- Naprawdę?
Nim zdążyła odpowiedzieć, przybiegł Sammy i złapał Maxa za spodnie. Szarpał za drogi
materiał, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Pamiętaj, żebyś zapiął pas - zawołał z przejęciem.
- Będę pamiętał.
Sammy był najwyrazniej zachwycony, że Max posłucha jego rady. Zachichotał, odwrócił się i
wybiegł z kuchni.
Sylvia uśmiechnęła się, patrząc w ślad za synem.
- Jesteś dla niego bardzo dobry - stwierdziła.
- Mamy wspólne zainteresowania - odparł. - Obaj lubimy książki i dzieła sztuki.
- Nie śpiesz się z powrotem - poradziła Andromeda. - Zbliża się następna burza. Zostawimy
ci obiad.
- Mogę wrócić bardzo pózno - ostrzegł.
Andromeda uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie ma znaczenia. Obiad będzie czekał.
Trisha zwróciła się do Maxa nieśmiało.
- Powiedz Benowi, że go kocham - szepnęła.
Max wstał.
- Powiem mu - obiecał.
- Dziękuję ci.
Widział wyczekujące twarze wokół siebie.
- Porozmawiam z Benem, jeśli go znajdę. Ale niczego nie gwarantuję. Mam nadzieję, że to
rozumiecie.
Wszystkie kobiety przytaknęły posłusznie, choć nieco niecierpliwie.
- Rozumiemy - zawołała wesoło Cleo.
Max skrzywił się z powątpiewaniem.
- Akurat - mruknął. - Myślicie, że mi się uda, co?
- Nic nie jest pewne - stwierdziła Andromeda. - Myślę jednak, że Cleo ma rację. Najlepiej się
do tego nadajesz.
- Odprowadzę cię do samochodu - powiedziała Cleo. - Jak myślisz, o której wrócisz?
- Nie wiem.
- Nie ma sprawy. - Otworzyła frontowe drzwi. - Będziemy na ciebie czekać.
Nic na to nie powiedział. Kiedy doszli do samochodu, wyjął z kieszeni kluczyki i otworzył
drzwi. Zawahał się chwilę, nim usiadł za kierownicą.
- Wszystko w porządku, Cleo?
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Jasne. Czemu pytasz?
Rzucił okiem w kierunku pozostałych kobiet, które tłoczyły się w drzwiach zajazdu, żeby
pomachać mu na pożegnanie.
- Długo czekałaś na to, co zdarzyło się dziś w nocy. Na pewno wiele sobie wyobrażałaś.
Ciekaw byłem, czy czegoś żałujesz.
- To, co zaszło w rzeczywistości, znacznie przekroczyło moje wyobrażenia - szepnęła.
Max wyglądał tak, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
- Ja, cóż, ja tylko się zastanawiałem.
Prowokująco zamrugała rzęsami.
- A tobie też było dobrze?
Ciemny rumieniec wypełzł na policzki Maxa. Upuścił kluczyki na siedzenie.
- Cholera - mruknął i szybko je podniósł. - Tak - odparł. - Bardzo dobrze. Nigdy w życiu nie
było mi tak dobrze.
- No, to w porządku. - Uśmiechnęła się radośnie.
- Muszę jechać.
- Pamiętaj, co powiedział Sammy, zapnij pasy.
Zapiął i włożył kluczyk do stacyjki.
- Do widzenia, Cleo.
- Do widzenia. - Schyliła się i prędko pocałowała go w usta. - Wracaj szybko.
Zawarczał silnik Jaguara, Cleo wróciła do domu. Andromeda, Sylvia, Trisha i Daystar stały w
drzwiach i machały na pożegnanie.
Cleo też mu pomachała. Max nie zareagował. Nie wiadomo, czy widział je w lusterku.
- Cóż, pojechał - stwierdziła Cleo.
Trisha wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i wytarła nos.
- Myślisz, że przywiezie Benjiego, Bena ze sobą? - spytała.
Cleo uśmiechnęła się do niej z przekonaniem.
- Uważam, że jeśli komuś się to uda, to będzie to Max.
- Cleo ma rację - dodała Andromeda. - Max jest bardzo kompetentny.
W milczeniu obserwowały znikający samochód.
- Odjechał! - Z głębi domu nadbiegł Sammy, ściskając w ręce kaczkę i patrząc na nie wielkimi
oczami.
Kobiety spojrzały na niego z troską.
- Co się stało, kochanie? - zapytała łagodnie Sylvia.
- Max odjechał na zawsze. - W oczach Sammy'ego zabłysły łzy.
- Nie, skarbie. Max pojechał poszukać Benjiego. To znaczy Bena - poprawiła się Sylvia. -
Wróci dziś wieczorem.
Sammy potrząsnął głową z rozpaczą.
- Odjechał na zawsze.
Cleo przyklękła na jedno kolano koło chłopca.
- Skąd wiesz, Sammy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]