[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sam niczego nie wiesz?
Hmm... mruknął Cień. Jim uśmiechnął się do niego.
Jeżeli dowiesz się czegoś o tym dagerotypiście, na pewno z zainteresowaniem cię
wysłucham. Nie będę piłował paznokci, dłubał w nosie ani wysyłał do mojej dziewczyny
aluzyjnych SMS-ów. Nawet nie będę odbijał głową piłki. Umowa stoi?
Porucznik Harris czekał na Jima przed główną bramą razem z dwoma detektywami.
Stali w cieniu dumy i ozdoby szkoły stuletniego libańskiego cedru, posadzonego tu
podobno w 1923 roku przez Toma Mixa, gwiazdora niemych westernów.
Mamy naocznego świadka! zawołał porucznik, kiedy Jim podchodził.
Naprawdę?
Detektywi Mead i Bross rozmawiali z dziesiątkami włóczęgów i turystów,
nocujących na plażach. Jeden z kloszardów koczował niecałe pięćdziesiąt metrów od
domu plażowego Tubbsów...
Detektyw Mead otworzył swój notes. Był czarny i przystojny jak filmowy amant.
Miał na sobie doskonale skrojony lekki szary garnitur i czerwono-żółtą jedwabną muchę.
Hayward Mitchell, lat czterdzieści osiem, bezrobotny pomywacz bez stałego
adresu. Twierdzi, że kiedy układał się do snu, zobaczył dwoje młodych ludzi
schodzących z plaży. Zmiali się, żartowali i wygłupiali się.
Detektyw Bross miał prawie dwa metry wzrostu, a jego głowa wyglądała jak wykuta
z granitu. Miał ostrzyżone na jeża siwe włosy, głęboko osadzone oczy i haczykowatą
bliznę z boku ust. Nie odzywał się, ale przez cały czas uważnie przyglądał się Jimowi,
jakby próbował sobie przypomnieć, czy jego twarz nie pojawiła się przypadkiem na
nagraniu wideo ostatniego napadu z bronią w ręku.
Porucznik Harris wyjął z kieszeni dwie barwne fotografie i, pokazał je Jimowi.
Mitchell przyznaje, że był zalany, ale zidentyfikował zarówno Bobby ego Tubbsa,
jak i Sarę Miller. Dość sensownie opisał, w co byli ubrani, poza tym nie miał powodu
kręcić.
Detektyw Mead przewrócił kartką w notesie.
Ofiary weszły do domku plażowego i mniej więcej dziesięć minut pózniej Mitchell
ujrzał trzecią osobę, schodzącą za nimi z plaży. Twierdzi, że była w szaro-czarnym
ubraniu. Osobnik ten wszedł po schodach znajdujących się na zewnątrz domku, a kiedy
doszedł do werandy, odwrócił się, jakby sprawdzał, czy nikt go nie obserwuje. Mitchell
jest przekonany, że był to Afroamerykanin. Prawdopodobnie w starszym wieku,
ponieważ miał siwe włosy. Wzięliśmy Mitchella na komisariat i posadziliśmy go
z naszym najlepszym rysownikiem. Użyli komputerowego programu identyfikacyjnego
i skomponowali coś takiego... według Mitchella jest to dość podobne do osoby, którą
widział.
Jim wziął kartkę do ręki i rozłożył ją. Spoglądał na niego Murzyn o kwadratowej
szczęce z burzą siwych włosów i siwymi brwiami.
Widział go pan kiedyś? spytał porucznik Harris.
Jim pokręcił głową.
Nie. Nigdy. Nie jest to twarz, którą szybko by się zapomniało, prawda? Nie miałby
pan nic przeciwko temu, abym to zatrzymał? Może coś przyjdzie mi do głowy.
Mitchell twierdzi, że był to dobrze zbudowany osobnik powiedział detektyw
Bross zgrzytliwym głosem, przypominającym pracującą betoniarkę. Mniej więcej tego
samego wzrostu i wagi co ja.
Jim popatrzył na niego. Detektyw musiał ważyć przynajmniej sto dwadzieścia pięć
kilo.
Nie przesadza pan?
Powiedzmy, że jego mama umiała nakłaniać go do jedzenia warzyw.
Jim uważnie przyjrzał się policyjnemu portretowi pamięciowemu. Wydał mu się
dziwnie niepokojący. Przypominał twarz przyjaciela, którą po raz pierwszy widzimy
w lustrze dobrze znaną twarz, której lustrzane odbicie wydaje się nieznajome i trochę
przerażające.
Mitchell mówił, że nie widział tego człowieka wychodzącego z domu plażowego,
choć prawdopodobnie musiał stamtąd wyjść. Może zrobił to, gdy Mitchell zasnął.
Więc wygląda na to, że Bobby i Sara zostali zamordowani?
Niemal na pewno. Jeżeli coś się panu przypomni w związku z tą twarzą, proszę do
mnie natychmiast zadzwonić.
Jasne odparł Jim.
Kiwnął policjantom głową na pożegnanie. Jego parapsychiczne zdolności pewnie nie
robiły na nich najmniejszego wrażenia, ale to już był ich problem. Nie wyczuł na miejscu
zbrodni żadnych wibracji, najmniejszych sygnałów choć dzisiejsza wizyta siostry
Brendy w klasie dowodziła, że w dalszym ciągu może widzieć duchy. Nie był jednak
w stanie zidentyfikować podejrzanego z policyjnego portretu pamięciowego. Ale na
pewno nie był to dozorca szkolny, Walter choć też był Murzynem o siwych włosach
miał tylko metr sześćdziesiąt pięć wzrostu i był chudy jak pająk.
Kiedy szedł ku głównemu wejściu do szkoły, ze środka wyszła Karen z Perrym
Rittsem z wydziału nauk ścisłych. Perry był mocno opalony, miał przerzedzające się
blond włosy, które falowały na wietrze, i twarz zdrowego jak byk faceta z mnóstwem
białych zębów i szeroko otwartymi oczami, jakby wszystko go dziwiło. Karen miała na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]