[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiele więcej.
Czy aż tak bardzo będę się starała go powstrzymać? - spytała
samÄ… siebie.
Maude z hałasem zbiegła ze schodów w chwili, kiedy jej
ojciec był już przy drzwiach.
- Tatusiu?
Zatrzymał się. Maude przebiegła przez pokój i rzuciła się na
niego. Podniósł ją do góry i trzymał wysoko nad głową, a potem
pocałował.
- Nie mogę iść z tobą?
- Nie tym razem, kochanie. Zostaniesz tu z Lucy i
przyrzÄ…dzisz obiad nad ogniem.
- Tak, Lucy i ja musimy się lepiej poznać, prawda? Pani
Winters, czy pani wie, że Lucy będzie moją mamą?
- Cóż, to trochę przedwczesne - zaprotestowała dziewczyna. -
My jeszcze nie...
- Ależ tak - przerwał Jim. - Uważaj to za załatwione. Przyszły
wtorek rano w Kościele Kongregacjonalistów. O jedenastej. -
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Och! Ten człowiek może doprowadzić do szału! Wszystko,
co mówi, traktuje tak, jakby było odlane ze złota! I w ogóle nie
słucha. Już tysiąc razy mówiłam mu nie"! Miałabym ochotę
palnąć go prosto w nos! - piekliła się Lucy.
- Więc czemu tego nie zrobisz? - spytała cicho Angie.
- Ponieważ... ponieważ boję sie, że może mi oddać.
- Aha - mruknęła staruszka.
- Nie pozwolę mu - oświadczyła z uporem Mau-de. - Nawet
mojemu tatusiowi. Pragnę, żebyś została moją mamą. Jeśli
podniesie na ciebie rękę, ja... ja ugryzę go w kostkę!
- I to jest chyba najlepsza propozycja, jaką otrzymałam od
tygodni - odparła Lucy. - Bierzemy się za obiad?
RS
99
ROZDZIAA ÓSMY
- Cała zesztywniałam - powiedziała Lucy, obracając się na
ręczniku, by wystawić plecy do słońca.
- PosmarujÄ™ ciÄ™ kremem z filtrem i przy okazji wymasujÄ™ -
zaproponował Jim i wziął się do pracy, zanim zdążyła
zaprotestować.
Jego ręce były delikatne i gładkie. Westchnęła z
zadowoleniem.
- Niezle jak na bankiera - droczyła się.
- Nie mów tak. Może nie zawsze będę bankierem. Jest milion
rzeczy, które wolałbym robić.
- Macie zamiar siedzieć tu na kocu przez cały dzień? - Maude
przebiegła obok. Jak zwykle życie małych dziewczynek
upływało w szalonym pędzie.
- Zaraz do ciebie przyjdziemy! - zawołała za nią Lucy.
Dziecko pobiegło do wody i zanurkowało.
- Boże, co za warunki do zalotów - wymamrotał Proctor.
- Och, więc to dzisiaj mamy w programie? Myślałam, że
miałeś już dosyć wczoraj.
- Ani trochę. A zostało nam niewiele czasu. Bierzemy ślub we
wtorek.
Czyżby? - pomyślała Lucy. Czemu nie mogę w to uwierzyć,
nawet gdybym chciała?
Nie musiała zmieniać tematu. Zrobił to za nią. Wsunął palec
pod brzeg jej kostiumu kąpielowego i kontynuował masaż.
- I nie mów mi, że jest ci nieprzyjemnie - wyszeptał, choć na
jego twarzy malowała się niepewność.
- Nie miałabym nic przeciwko temu - odparła promiennie. -
Ale twoja córka patrzy i sądzę, że nawet idzie w tę stronę.
Lucy westchnęła. To był jej dom - plaża, morze, ptaki... ten
mężczyzna?
- Obróć się - rozkazał.
RS
100
Usłuchała niemal bezwiednie. Jego dłonie pracowicie
przesuwały się w górę i w dół jej ud, rozsmarowując krem.
- Miałeś wiadomości od Eloise? - spytała leniwie.
- Nie dalej jak wczoraj. Właściwie od jej matki.
Poinformowała mnie, że Eloise jest w depresji i że zabiera ją w
rejs dookoła świata. Chciała wiedzieć, czy może wziąć ze sobą
Maude.
- O Boże, ty nie...?
- Nie. Powiedziałem babci, że chciałbym, by Maude z nią
pojechała, ale ma właśnie wietrzną ospę o wyjątkowo
paskudnym przebiegu.
- A babcia jeszcze na to nie chorowała?
- Mądra dziewczynka. Babcia jeszcze na to nie chorowała.
Lucy spojrzała przez ramię na bruzdy i zmarszczki
przecinające jego ponurą twarz. W oddali rozbrzmiały dzwony
kościelne. Usiadła i usłuchawszy nakazu sumienia, z żalem
odsunęła jego dłonie. Niedobrze, pomyślała. Leżę na plaży w
niedzielę rano, ciesząc się życiem, a męskie dłonie głaszczą
moje ciało. I to w miejscu publicznym. Powinnam teraz
znajdować się w kościele.
- Po wczorajszym dniu należy nam się trochę spokoju.
Zaproponowałbym ci, żebyśmy poszli popływać, ale kiedy
odnalezli naszą łódz, okazało się, że ma dziurę na dziobie.
Lucy wstała i otrzepała się. On również się podniósł ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]