[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zastanawiał się, czy tak właśnie nie postąpił. Czy pozwolił
się odsunąć, ponieważ wtedy mniej cierpiał?
Jakie uczucia powinien żywić do tej kobiety, która przez
tyle lat była jego żoną? Kobiety, którą kochał od chwili,
gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Kobiety, którą miał
niedługo stracić. Wiedział tylko, że tęskni za drobiazgami:
za tym, jak przytulała się do niego w nocy, za jej pięknymi
oczami, za tym jak się śmiała, jak się kochali. Tak,
brakowało mu nie tylko ważnych rzeczy, ale tysiąca
drobnostek, które potrafił ogarnąć tylko sercem.
Nie zastanawiając się, sięgnął po jej rękę. Spojrzała mu w
oczy. Jej wzrok pytał: Co ty wyprawiasz?". Nie umiał
odpowiedzieć. Po prostu odczuł nieprzepartą chęć, by jej
dotknąć. O Boże, jak tęsknił za tym dotykiem.
76 MILCZENIE ANIOAÓW
Miękka. Jej dłoń była miękka i ciepła, ciepła i gładka.
Wiedział, że igra z ogniem, który może go spalić, lecz
odważnie i powoli gładził tę dłoń kciukiem.
Dotyk sprawił, że Katy oddychała szybko, a serce w piersi
stało się ciężkie. Dlaczego on to robi? Dlaczego ona mu na
to pozwala? I dlaczego jest to takie przyjemne?
- Przestań - szepnęła.
Ale Connor nie puścił jej ręki. Przesunął dłonią wzdłuż
wilgotnych palców.
- Przestań, proszę - powtórzyła nagląco.
- Dlaczego? Kiedyś lubiłaś, gdy trzymałem cię za rękę. -
Zanim zdążyła powiedzieć, że o to właśnie chodzi, że nadal
lubi, Connor dodał: - Bez pierścionków twoja dłoń wygląda
dziwnie.
Katy też tak uważała. Był to jeden z aspektów separacji i
rozwodu, do którego nie mogła się przyzwyczaić.
Och, Connor, jest cudowny, wspomniała własny głos.
%7łałuję, że diament nie może być większy.
A ja nie. Ten jest idealny.
Wspomnienia przytłaczały Connora. Wspomnienie
o tym, jak stał przed Bogiem przyrzekając kochać
i szanować tę kobietę, póki śmierć ich nie rozłączy.
Wsuwając obrączkę na jej palec, przypieczętował to
przyrzeczenie.
- Och, Katy - szepnął ledwie słyszalnie. - Spapraliśmy
wszystko. Zupełnie. Jak nam się to udało?
- Nie wiem - odparła. - Naprawdę nie wiem. Connor
zmysłowo wplótł palce w jej dłoń. Tak
zmysłowo, że odczuł to aż do głębi. Tak zmysłowo, że
Katy poczuła, jak pożądanie flirtuje z jej rozsądkiem.
I żadne nie zauważyło stojącego obok dziecka.
- Rudolph się skończył - oznajmił chłopiec, sprowadzając
ich do rzeczywistości.
MILCZEC^ ANIOAÓW 77
Katy wyrwała dłoń, jakby zostali przyłapani na czymś
kompromitującym. Wytarła ją o spódnicę, usuwając wilgoć
i starając się usunąć pamięć dotyku Connora. Nie potrafiła.
Wciąż trzymała w ręku garść samotności, tej samej, którą
trzymał Connor.
Na prośbę chłopca cała trójka usiadła przed kominkiem, by
zbudować z klocków sanie Zwiętego Mikołaja. Mały
odzywał się rzadko i tylko do Katy. Siedział możliwie
blisko niej i jak najdalej od Connora. Katy dostrzegła
jednak, że co chwilę zerka na mężczyznę z
zaciekawieniem.
Zresztą ona także od czasu do czasu spoglądała dyskretnie
na Connora i także odsuwała się od niego. Pieszczota
sprzed kilku minut rozpaliła ogień. Bała się, że jeśli jeszcze
raz jej dotknie, ogień przekształci się w dziki pożar.
-To wygląda na bardzo porządne sanie - stwierdził Connor,
świadomy, że i dziecko, i kobieta odsuwają się od niego.
- Wyglądają solidnie - przyznała Katy. - Co o tym myślisz?
- spytała malca.
- Czy te sanie będą latać? - zapytało dziecko. -Ja nimi
polatam. -Katy uniosła sanie i sunęła nimi
w powietrzu.
- A czy Rudolph może je ciągnąć? - zapominając o lęku
chłopiec zwrócił się do Connora..
-Pewno - odparł Connor. -Ale najpierw skończmy budowę.
Podaj mi te klocki, dobrze? NN podniósł wskazane klocki.
- Dzięki. - Connor był świadom, że mały przykucnął obok
niego. - Wstaw tutaj. -Dziecko posłuchało. - Teraz dobrze -
pochwalił mężczyzna. - Jesteś fachowcem od budowy sań,
co?
Chłopiec z dumą skinął głową.
78 MILCZENIE ANIOAÓW
Przez następne kilka minut cała trójka pracowała w
skupieniu. Connor czuł dreszcz emocji widząc, jak chłopiec
angażuje się coraz bardziej i akceptuje go bez oporu.
Równocześnie odczuwał smutek, że jego syn nie miał
zdolności fizycznych i umysłowych, by bawić się z nim jak
to dziecko.
- Czy mogę powozić saniami? - spytał mały.
- Chyba jesteś za duży - odparł Connor. - Ale wiesz co,
zrobimy małego chłopca. Takiego jak ty. Masz chusteczkę?
- zapytał Katy.
- Pewnie. - Wstała i zniknęła na piętrze.
Po chwili wróciła z dużą, białą, męską chustką. To była
chustka Connora, którą tu zostawił.
- Zrobimy chłopca podobnego do ciebie. Dziecko patrzyło
zafascynowane, jak Connor zawiązał na supeł róg
chusteczki.
- To jest głowa - powiedział. - A tu... - Zawiązał dwa węzły
po przeciwnych rogach. - Tu będą ręce. Dobrze, a teraz
wstawimy chłopca do sań.
- Davida - odezwał się malec.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]