do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

okazji przepraszam, że tak naskoczyłem na ciebie tamtego wieczoru w Nowym JOrku; nie
wiedziałem wtedy, czy moja rodzina jeszcze w ogóle żyje. Rozumiesz oczywiście, czemu Harper
wysłał nas wtedy do restauracji: chciał w tym czasie założyć podsłuch w mojej kabinie. Co mi
przypomina: muszę wysłać telegram, żeby aresztowano Cartera. I Morleya, rzekomego przyjaciela
Harpera, który założył podsłuch w moim przedziale. A teraz chciałbym zadać ci pewne delikatne
pytanie. - Tak? - Czy mogę iść do toalety? Gdy się tam znalazł, wyjął z kieszeni pracę Van
Diemena, wziętą z jego gabinetu. Nawet na nią nie spojrzał, tylko podarł na drobne kawałki, wrzucił
do klozetu i spuścił wodę. Kapitan Kodes zapukał do drzwi biura cyrku i wszedł nie czekając
na odpowiedz. Wrinfield spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem. - Szukam pułkownika
Siergiejewa, panie Wrinfield. Widział go pan? - Dopiero przed chwilą przyszedłem. Jeśli jest na
widowni, to pewno zajął swoje stałe miejsce. Kodes kiwnął głową i pospieszył do hali
widowiskowej. Nocne przedstawienie było w pełnym toku i jak zwykle rozgrywało się przy szczelnie
wypełnionej sali. Kodes przedarł się do sektora naprzeciwko areny, ale nie znalazł tam Siergiejewa.
Przez moment stał niezdecydowany, a potem jego wzrok, w sposób nieunikniony,
instynktownie podążył śladem osiemnastu tysięcy par oczu na widowni. Przez długą chwilę
Kodes stał nieruchomo, jak skamieniały, nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, co widzi. Ale wzrok
go nie mylił. To, na co patrzył, było niemożliwe, a jednak rozgrywało się na jego oczach: dwa ORły
CiemnośCi wykonywały swój zwykły, jeżący włosy na głowie, numer na trapezach. Kodes odwrócił
się i wybiegł. W drzwiach wejściowych minął się z Kanem Dahnem, który uprzejmie go pozdrowił,
lecz należy wątpić, czy Kodes go zauważył. Wpadł jak burza do biura Wrinfielda, tym razem nie
zadając sobie nawet trudu pukania. - Orły Ciemności! Orły Ciemności! Skąd się oni tu do diaska
wzięli? Wrinfield popatrzył na niego z całym spokojem. - Porywacze uwolnili ich.
Zawiadomiliśmy milicję. Nic pan nie wiedział? - Nie, do wszystkich diabłów, nic nie wiedziałem!
- ryknął Kodes, po czym wybiegł z biura i pognał do samochodu. Poszarzały na twarzy i
osłupiały Kodes stał na szóstym piętrze budynku więZiennego. Szok, jaki przeżył, znajdując
zakneblowanych i związanych strażników przy bramie i w wartowni, był niczym w porównaniu z
głębokim wstrząsem na widok trzech leżących przed nim ciał: Siergiejewa, Van Diemena i Angela.
Wiedziony nieomylnym instynktem Kodes udał się do zakładu pogrzebowego. Ledwo zauważył, że
zarówno w biurze od frontu, jak i w kostnicy z tyłu pali się światło. Podszedł prosto do trumny, którą
tak niedawno na krótko okupował Bruno, i uchylił wieko. Doktor Harper, z ręakmi
skrzyżowanymi na piersiach, wyglądał godnie i spokojnie. JEgo dłonie trzymały duży, czarno
obramowany artykuł wycięty z gazety, obwieszczający o śmierci Bruna. W swoim
waszyngtońskim gabinecie admirał odchylił się w fotelu patrząc z niedowierzaniem na Bruna i Marię.
- Dobry Boże! Co za garnitur! - Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. - Bruno spojrzał na
swoje ubranie bez wielkiego entuzjazmu. - Dostałem to od pewnego faceta w Krau. - Naprawdę? W
każdym razie witajcie w kraju, Bruno i pani, panno HOpkins. - Pani Wildermann - poprawił go
Bruno. - Co to do diabła ma znaczyć? - Zwięty związek małżeński. Dostaliśmy specjalne pozwolenie
dla par, którym się spieszy. A nam się spieszyło. Admirał walczył z apopleksją. - Wiem w ogólnych
zarysach, co zaszło w ostatnich dniach. Chciałbym teraz poznać szczegóły. Bruno przekazał mu
szczegóły, a kiedy skończył, admirał powiedział: - Doskonale. No cóż, zajęło nam to dużo czasu
zanim zdołaliśmy połączyć jedno z drugim. Van Diemena i twoją rodzinę. - To prawda.
Maria patrzyła to na jednego, to na drugiego ze zdumieniem. - A teraz daj mi plany - powiedział
admirał z ożywieniem. - Zniszczyłem je. - To oczywiste. Ale twoja pamięć je przechowała. -
MOja pamięć uległa całkowitej destrukcji. Amnezja. Admirał pochylił się nad biurkiem, oczy
zwęziły mu się, a ręce zacisnęły na blacie. - Powtórz to. - Zniszczyłem papiery nie
zaglądając, co w nich jest. - Zniszczyłeś papiery nie zaglądając, co w nich jest. - ZOstało to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl