do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wnętrze tego pływającego ludzkiego mrowiska, którego przepastnymi korytarzami i
salonami przewala się tłum różowoskórych człowieczych mrówek. Promienie słońca
odbijały się od białych burt statku, żar bił od
czarnego asfaltu, że aż trudno było oddychać. Jacket odwrócił się i śmignął
między ludzi oblegających autobusy.
Policjant wziął go za umykającego złodziejaszka i spróbował chwycić za ramię.
Jacket wymknął się i pobiegł przed siebie, w stronę wzgórz, gdzie nie docierają
śródmiejskie tłumy. Dyszał ciężko, wspinając się na stromiznę. Miał wrażenie, że
ściany parowu otaczają go jak mur. Na drodze biegnącej wąwozem nie było
wydzielonych chodników dla pieszych i Jacket omal nie wpadł pod koła długachnej,
białej limuzyny, która zahamowała z piskiem opon. Kierowca wychylił się i zaczął coś
pokrzykiwać.
Jacket nie słuchał, był już po drugiej stronie wzgórza, pędził w dół obok domu z
ogródkiem, gdzie rankiem prał koszulę. Nieco dalej wyrastał drewniany bungalow,
przed którym kręciło się kilku miejscowych wyrostków. W Congo Town taki dom
świadczyłby
o zamożności właściciela, tu, w Nassau, świadczył o wielkim
majątku. Szaleńczy bieg się skończył, gdy Jacket odbił się jak
kula bilardowa od uda wielkiego mężczyzny w ciemnych spodniach
i białej koszuli.
 Gdzie tak pędzisz, synu?  Mężczyzna przytrzymał chłopca.
Jacket nie był w stanie dobyć głosu, z trudem łapał oddech.
Zmęczone nogi drżały w kolanach. Słońce w zenicie oślepiało
i paliło żarem, woń rozpalonego asfaltu mieszała się w powietrzu
ze spalinami przejeżdżającej ciężarówki. Od wyziewów żołądek
podszedł mu do gardła. Poczuł na języku gorzko-kwaśny smak.
Zachwiał się, ale opiekuńcza ręka uchroniła go przed upadkiem.
 Coś się stało? Uciekasz przed kimś?
Jacket potrząsnął głową.
 Przyjechałem z Green Creek  wykrztusił wreszcie, jakby
to wszystko tłumaczyło. Spojrzał w górę, szukając zrozumienia
w oczach rozmówcy. Wokół stało ze dwadzieścia, może trzydzieści
osób, schludnie ubranych jak tamci urzędnicy w banku. Jedna
z kobiet rozpoznała chłopca.
 Ach, to ty jesteś tym poławiaczem homarów!
PrzytaknÄ…Å‚.
 Co ci się stało?  Kobieta przykucnęła, patrząc badawczo
na chłopca. Była młoda, jej włosy falowały, a od białej, bawełnianej
bluzki biła delikatna woń perfum. Jacket zapragnął wtulić
się w jej ramiona, złożyć skołataną głowę na piersiach, ale, spocony,
nie miał śmiałości.
 Chce mi się jeść i tyle  szepnął.
 No, to trafiłeś w dobre miejsce  odparła uprzejmie, wskazując
gestem schody wiodące na werandę.  Idz tam, usiądz w chłodzie. Mają tu
najlepsze jedzenie w całym mieście.
Do środka wiodły szklane drzwi. Za nimi na ścianie widniały wielkie napisy:
ZABRANIA SI PALI
ZABRANIA SI SPO%7Å‚YWANIA NAPOJÓW NIE ZAKUPIONYCH NA MIEJSCU
ZABRANIA SI WCHODZENIA W LOKÓWKACH I W KAPELUSZACH
ZABRANIA SI WCHODZENIA W KOSZULKACH GIMNASTYCZNYCH
ZABRANIA SI HANDLU OBNOZNEGO
W dużej sali stało kilkanaście kwadratowych stolików nakrytych do posiłku.
Połowę zajęli goście, równie schludni i zadbani jak ci, których spotkał przed chwilą, a
którzy czekali na swoją kolej przy bufecie wydającym posiłki na wynos.
Jakaś kobieta w ciemnym stroju obrzuciła Jacketa pełnym zaskoczenia
spojrzeniem.
 Czego chcesz, chłopcze? Będziesz coś jadł, czy tylko chcesz
popatrzeć, co robią dorośli?
Jacket zadrżał tyle ze strachu, co z zimna w klimatyzowanej sali. Chciał już
uciekać, gdy z kłopotliwej sytuacji wybawiła go kobieta z banku.
 To dobre dziecko  powiedziała do kelnerki.  Bądz dla
niego miła. To największy poławiacz homarów na South Andros.
Dziś rano otworzył konto w naszym banku.  Pogłaskała Jacketa
po głowie.  Panna Lucy zaopiekuje się tobą, synku. Zjedz coś
i odpocznij.
Jacket wypił cały dzbanek soku limonowego z lodem. Panna Lucy przyniosła
dymiący talerz ryżu z fasolą i gotowanymi małżami. Przysiadła obok na chwilę.
 Podjedz sobie i nie martw siÄ™ o pieniÄ…dze, my stawiamy.
Jacket opowiedział jej o łóżku dla mamy. Odprowadziła go do drzwi, całując na
pożegnanie w czoło. Biło od niej ciepło i pachniała kuchnią.
Czuł się już znacznie lepiej i pewniej, gdy schodził ze wzgórz do miasta, omijając
najbardziej zatłoczony śródmiejski odcinek
Bay Street. Do sklepu meblowego wchodziło się z rogu. Zaraz za drzwiami, po
prawej stronie, siedziała przy biurku rosła kobieta w okularach. Jacket przyjrzał jej
się przez okno wystawowe. Uśmiechnęła się do niego, więc ośmielony pchnął drzwi i
wszedł do środka.
 Czego szukasz, moje dziecko?  zapytała, sięgając do przepastnej
torebki ze złoconym zapięciem.  Masz tu na loda 
dodała, wyjmując monetę ze skórzanej portmonetki.
Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, speszony przestępował więc z nogi na
nogę, aż wreszcie zebrał się w sobie i wyjąkał, że właśnie szuka łóżka. W banku dano
mu list kredytowy, aby w sklepach potraktowano go jak należy. Wyciągnął kopertę z
kieszeni.
Kobieta była gruba i podniosła się z trudem, zesztywniała od siedzenia za
biurkiem.
 Jak ci na imię, chłopcze?  zapytała dysząc z wysiłku.
 Jacket, psze pani  mruknÄ…Å‚ ze wzrokiem wlepionym
w podłogę.
 Jack?
 Nie  przecząco pokręcił głową  Jacket.
 Ile masz lat?  Ujęła go pod brodę, chcąc, by spojrzał
na niÄ….
 Trzynaście. Aowię homary, psze pani.  Chciał jej pokazać
list z banku, ale kobieta nie okazała zainteresowania.
 Chcesz kupić na raty czy zapłacisz od razu?
 Od razu.
 A o jakie łóżko ci chodzi?  zapytała kierując go na zaplecze,
gdzie stały sprzęty do sypialni: łóżka i stoliki nocne,
komody i szafy, meble politurowane na wysoki połysk, błyszczące,
ciemne, jasne, mahoniowe i kremowe. Zobaczył ze trzy wezgłowia
z lustrami, kwadratowymi i owalnymi, jedne w czarnych ramach,
inne w złotych. Połyskiwały w świetle sklepowych lamp wspaniałe
i wytworne, ale przecież nie takie, jak chciał, nie miały mosiężnych
ram ani karminowych serc z aksamitu.
Kobieta, która się nim zajęła, była uprzejma i miła, i Jacket zawstydził się, że musi
sprawić jej zawód. Opowiedział jednak o łóżku pana Wintertona, o mosiądzach i
aksamitach.
 I jest większe niż te tutaj  dokończył.
 Jeśli tak, to trzeba będzie specjalnie zamówić, bo tu mamy
same komplety  wyjaśniła, wskazując zestaw sześciu lakierowanych
na czarno, pozłacanych na krawędziach mebli.  To kosztuje
trzy tysiące pięćset dolarów  dodała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl