[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakąś pamiątkę. Nagle uświadomiła sobie, że ma: siostrę.
L R
T
Alexis zaskoczyła ją swoją ciepłą pogodną naturą. Aatwo było ją pokochać. Uwiel-
biała Finna, tak jak Tamsyn uwielbiała Ethana, obie zaś potrafiły trzezwym okiem spoj-
rzeć na swych braci, na ich wady i zalety.
Pod wpływem Alexis Tamsyn coraz lepiej rozumiała powody, dla których Finn
ukrywał prawdę. Jednak wciąż czuła ból i pustkę. I wciąż była na niego zła. Bo bez
względu na to, co nim kierowało, ostateczna decyzja powinna należeć do niej. Gdyby
mogła spojrzeć na matkę, potrzymać jej dłoń... A Finn ją tego pozbawił.
Chciała pobyć z dala od niego, zastanowić się, co dalej. Miała nadzieję, że uda jej
się wrócić do domu na święta i tam, wśród bliskich, wyleczyć się z emocjonalnych ran.
- Panno Masters... Tamsyn...
Odwróciła się, słysząc głos Lorenza. Nie potrafiła ukryć zdziwienia, albowiem
starszy pan unikał jej od powrotu z Wellington.
- Chciałbym z tobą porozmawiać. Przejdziemy się? - spytał, podając jej ramię.
Otworzyła usta, zamierzając odmówić. Bądz co bądz to ten człowiek bronił jej do-
stępu do matki.
- Proszę. Przez wzgląd na Ellen - dodał.
Bez słowa udali się w kierunku winnicy. Tamsyn szła spięta, nerwowo zastanawia-
jąc się, czego Lorenzo może od niej chcieć.
- Przepraszam cię. - Przystanęli na końcu ścieżki. - Widzę teraz, że popełniłem
błąd. Powodował mną strach. Co gorsze, wymogłem posłuszeństwo na Finnie. Byłem
zdesperowany i głupi. Mam jedynie nadzieję, że kiedyś nam wybaczysz, mnie i Finnowi.
- Nie wiem, czy będę potrafiła, panie Fabrini.
- Rozumiem. - Zacisnął na moment powieki. - Mam coś dla ciebie. Chciałem ci to
dać, zanim stąd wyjedziesz.
Wyjął z kieszeni gruby plik kopert przewiązanych spłowiałą fioletową tasiemką i
biorąc głęboki oddech, wręczył go Tamsyn.
- To są listy, jakie twoja matka pisała do ciebie i twojego brata. Nigdy ich nie wy-
słała. Obiecała twojemu ojcu, że na zawsze zniknie z waszego życia. Proszę.
L R
T
Tamsyn patrzyła ze wzruszeniem na charakter pisma swojej matki. Fioletowy
atrament, fioletowa tasiemka... Uśmiechnęła się przez łzy. Kiedy była mała, jej pokój
miał fioletowe ściany. Zrobiło jej się ciepło na sercu.
- Dziękuję - szepnęła.
- Mam nadzieję, że jej słowa przyniosą ci ukojenie. - Oczy mężczyzny zalśniły
łzami. Pociągnął nosem i odwrócił głowę. Nie chciał, by widziała, jak płacze. - Usiądę
tam sobie, a potem, kiedy skończysz czytać, odpowiem na każde twoje pytanie. Nie
spiesz się.
Lorenzo usiadł na drewnianej ławeczce, z której miał widok na winnicę oraz przy-
tulony do wzgórza dom, w którym mieszkał z Ellen.
Tamsyn usiadła na trawie, po czym rozwiązała tasiemkę i podniosła do twarzy
pierwszą kopertę. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, jakby chciała poczuć zapach
matki.
Uchwyciła leciutką woń, która skojarzyła się jej z radosnym śmiechem, ze słoń-
cem, z matczynym uściskiem.
Po chwili wyjęła ze środka list i zaczęła czytać.
L R
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Ellen postanowiła uciec z domu, od męża, do Lorenza, który czekał na nią na lotni-
sku. Mieli w czwórkę, ona, on, Tamsyn i Ethan, lecieć do Nowej Zelandii i tam rozpo-
cząć nowe życie. Po drodze zdarzył się jednak wypadek.
John przybył na miejsce, zatroskany stanem swoich rannych dzieci i wściekły na
żonę, która siedziała pijana na poboczu i głośno płakała. Korzystając ze swojej pozycji
społecznej, sprawił, że Ellen nie trafiła za kratki. Dała mu słowo, że wyjedzie bez dzieci i
nigdy nie wróci, on z kolei obiecał wysyłać jej pieniądze, by do końca życia nie kontak-
towała się z nikim z rodziny.
Przez wiele lat Ellen walczyła z wyrzutami sumienia i nałogiem. Pieniądze od Joh-
na przychodziły co miesiąc. Lorenzo nie chciał ich tknąć, więc trzymała je na oddziel-
nym koncie; potem kupiła za nie ziemię, którą zapisała Tamsyn i Ethanowi. Nie mogła
sobie darować, że nie ma z nimi kontaktu, ale pocieszała się, że przynajmniej nie zostawi
ich z niczym.
Azy płynęły Tamsyn po policzkach. Schowała do koperty ostatni list z nazwą kan-
celarii w Auckland, dzwignęła się na nogi i nieco zdrętwiała ruszyła w kierunku Lorenza.
- Lorenzo, ta ziemia powinna należeć do pana - oznajmiła, wyjaśniwszy, na co El-
len przeznaczyła pieniądze. - Ja i Ethan jej nie potrzebujemy. Nasz rodzina ma ogromny
majątek.
- Wiem, ale Ellen zależało, abyście mieli coś własnego. Coś od niej. Możecie zro-
bić z ziemią, co chcecie. Porozmawiaj z bratem i wspólnie podejmijcie decyzję.
Wrócili do domu Finna. Po wyjściu gości Tamsyn spakowała rzeczy. Za kilka go-
dzin miała lecieć do Australii, zabierając z sobą wspomnienia, i te dobre, i te złe. Przy
drzwiach czekał na nią Finn z jakimś prostokątnym przedmiotem w ręce.
Od śmierci Ellen sporo czasu spędzała z Alexis, Finna unikała. Zresztą on całymi
dniami bywał poza domem, zajmował się pogrzebem, wspierał Lorenza.
- To dla ciebie - oświadczył, podając jej elegancko opakowany przedmiot.
- Nie, Finn. Błagam cię... - Potrząsnęła głową. - Prezent pod choinkę? My nie... Ja
nie...
L R
T
- Wez. To należy do ciebie.
- W porządku - mruknęła zirytowana i wsunąwszy pakunek pod pachę, ruszyła do
samochodu.
Nie odtworzy tego prezentu! Wrzuciła go na tylne siedzenie, zajęła miejsce za kie-
rownicą i nie oglądając się za siebie, skierowała się do szosy na lotnisko.
W Auckland mogła zatrzymać się u kuzynów albo u Judda Wilsona, który po roz-
wodzie rodziców dorastał z nią i Ethanem w winnicy Mastersów, a od paru lat mieszkał
w Auckland z żoną Anną, albo u jego siostry Nicole, która wychowywała się u ojca w
Nowej Zelandii, a teraz mieszkała ze swoim nowym mężem Nate'em. Jednak na myśl o
rozmowie z kuzynami Tamsyn postanowiła przenocować w hotelu. Szczęście się do niej
uśmiechnęło: dostała pokój w jednym z najlepszych w mieście.
Nazajutrz rano kilka razy dzwoniła na lotnisko. Nie było żadnych zwrotów. Wy-
glądało, jakby wszyscy Nowozelandczycy lecieli do Australii na święta i Nowy Rok. Sta-
rając się nie myśleć o Finnie, zadzwoniła do kancelarii, której nazwę matka podała w li-
ście. Okazało się, że mogą ją przyjąć od razu.
Po rozmowie z prawnikiem oszołomiona usiadła w kawiarni nad wodą i zamówiła
kawę, po czym wyciągnęła telefon. Musiała porozumieć się z Ethanem.
- Udało ci się w końcu zdobyć bilet? - spytał. - Fajnie by było, gdybyś wróciła na
święta. Tu jest twoje miejsce.
Czyżby? Owszem, w winnicy spędziła całe dzieciństwo, tam dorastała, ale od dłuż-
szego czasu czuła wewnętrzny niepokój. Niepokój, który znikł, kiedy mieszkała z Fin-
nem.
- Jestem na liście rezerwowej. Trzymaj kciuki. A dzwonię w innej sprawie. Muszę
z tobą o czymś pogadać.
- Słucham.
- Mama zostawiła nam ziemię, niedaleko miejsca, gdzie mieszkała. Kupiła ją za
pieniądze, które ojciec jej wysyłał. Resztę pieniędzy systematycznie wpłacała dla nas do
funduszu powierniczego.
- Mówisz poważnie?
L R
T
- To nie wszystko. Napisała do nas mnóstwo listów. - Zrelacjonowała bratu ich
treść. - Teraz trochę lepiej ją rozumiem. Z naszym ojcem była nieszczęśliwa. Podjęła kil-
ka głupich decyzji, za które zapłaciła ogromną cenę. %7łałuję, że nie mieliśmy okazji jej
poznać, ale tego się już nie zmieni. Myślę, że jej listy bardzo mi pomogły. Czuję się sil-
niejsza niż kiedykolwiek przedtem.
- Mam się bać? - zażartował Ethan.
Po raz pierwszy od tygodnia na jej ustach zagościł autentyczny uśmiech.
- Bardzo śmieszne. Słuchaj, jeśli chodzi o tę ziemię...
- Chyba jej nie potrzebujemy.
- To samo powiedziałam Lorenzowi. A on na to, że możemy z nią zrobić, co chce-
my.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]