do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

62
S
R
Baronowa pochyliła się i zmierzyła ją wrogim spojrzeniem.
- Dam pani dobrą radę, panno Russell. Niech pani zwiedza
nasz piękny kraj, opala się, pije wino, ale proszę mi już nie za-
dawać żadnych pytań. Wyrządzono tu zbyt wiele zła. - Spojrzała
w stronę drzwi ponad głową Sabine. - A oto i nasza herbata. -
Nagle jej rysy złagodniały. - To miło z twojej strony, że oszczę-
dziłeś Ernestine wspinaczki po stromych schodach, mon cher. Jak
widzisz, mamy gościa.
Sabine wyprostowała się w fotelu. Nie odwróciła głowy, żeby
sprawdzić, kto wszedł do pokoju, chociaż umierała z ciekawości.
- Tak, już mnie o tym powiadomiono  powiedział surowo
Rohan Saint Yves, gdy umieścił tacę na stoliku.
- Ernestine zapomniała mi tylko powiedzieć, kogo tu go-
ścimy. Co pani robi w zamku, mademoiselle?
- Jakiś ty opryskliwy, mój drogi Rohanie - strofowała go
dobrotliwie baronowa. - Sama ją zaprosiłam.
- Nie będę dłużej nadużywać pani gościnności - wtrąci-
ła Sabine, zrywając się z fotela.
- Proszę zostać jeszcze chwilę, napijmy się razem herbaty. To
taki miły angielski zwyczaj - dodała baronowa.
- Rozmawiałyśmy z panną Russell o przeszłości.
Rohan przysunął sobie lekki fotel na pozłacanych nogach,
który wyglądał tak, jakby lada chwila miał się pod nim załamać.
63
S
R
siedzącemu naprzeciwko mężczyznie.
- Skoro mowa o winie... - powiedziała baronowa, kiedy już
spróbowali pachnących przyprawami ciastek, chrupiących z
wierzchu, a wilgotnych w środku. - Czy próbowała pani naszego
Chateau La Tour Monchaiizet? Opinia wnuczki słynnego maitre
de chai ma swoją wagę.
- Wątpię - odparła Sabine. - Nie znam się na winach.
- Jesteśmy wyjątkiem w tej okolicy, bo tłoczymy jedynie
czerwone wino - ciągnęła baronowa. - Wielu naszych sąsiadów z
Bergerac produkuje również wina białe, czasem także różowe.
- Co zwiększa ich szanse na rynku - dorzucił kwaśno Rohan.
- Mamy dobre roczniki, ale nie dorównamy wielkim wytwórcom
z okolic Bordeaux. Powinniśmy zróżnicować produkcję i doko-
nać sporych inwestycji, jeśli mamy przetrwać, bo pewnego dnia
przyjdzie nam zaorać winnice i zamienić je w sady. Wiele się
słyszy o takich przypadkach.
- Mon cher, musisz przekonać do tego projektu wuja Gasto-
na, nie mnie - powiedziała baronowa.
- Wiem o tym - mruknął szorstko - lecz szanse są niewielkie.
- Dzisiaj z pewnością tego nie dokonasz - stwierdziła baro-
nowa. - Pojechał z Leonem do Domme.
Sabine chrząknęła. Nie miała najmniejszej ochoty uczestni-
czyć w rodzinnych sporach de Rochefortów.
65
S
R
- Madame, naprawdę muszę już iść. Dziękuję za herbatę.
- Cała przyjemność po mojej stronie, droga Sabine. -
Wprawdzie uśmiechała się, lecz niebieskie oczy patrzyły zimno.
- Rohan, dopilnuj, żeby panna Russell spróbowała naszych win,
zanim odjedzie. Chciałabym teraz odpocząć.
- Odłóżmy tę degustację... - zaczęła.
- Nalegam. Jestem pewna, że Hercule byłby zadowolony. 
Baronowa ucięła jej protesty. - Rohan, bądz tak miły i przyślij
do mnie Ernestine.
Pocałował ją w rękę i obrzucił pełnym niepokoju spojrze-
niem.
- Nie powinnaś tak się forsować, to spotkanie było ponad
twoje siły. Czy ból głowy minął?
- Już po migrenie, możesz mi wierzyć. Chciałam naprawić
nasz błąd. Nie byliśmy wczoraj zbyt uprzejmi. Przecież to ko-
chane dziecko specjalnie przyjechało z daleka, żeby nas poznać.
Spędziłam miłe popołudnie.
Ciekawych rzeczy się od ciebie dowiedziałam, ciociu Helo-
ise, pomyślała Sabine, idąc w stronę drzwi. Jak by się zachowa-
ła baronowa, gdyby usłyszała od niej takie słowa? Nie warto ry-
zykować. Gdy szła przez niezliczone pokoje, zauważyła na stoli-
ku dużą fotografię, oprawioną w srebrną ramkę. Przedstawiała
dwóch młodych mężczyzn, zapewne barona i jego brata. Obaj
mieli jasne włosy i mocną budowę ciała, lecz nie byli do siebie
podobni, chociaż przyszli na świat jako bliznięta. Sabine zastana
66
S
R
wiała się, który jest jej ojcem, a który wujkiem. Jakie to dziw-
ne, że nie może o to wprost zapytać i ujawnić swojego pokre-
wieństwa. Milczenie wydało jej się rozsądniejsze, zwłaszcza że
obok energicznym krokiem szedł Rohan Saint Yves, ponury i
naburmuszony jak więzienny strażnik.
Gdy skręcili w główny korytarz, powiedziała cierpkim to-
nem:
- Proszę się nie fatygować, sama znajdę drogę do wyjścia. A
może woli pan odprowadzić mnie do samych drzwi z obawy o
rodowe srebra?
- Madame de Rochefort życzyła sobie, żeby spróbowała pani
naszego wina. Nie mam zwyczaju lekceważyć jej poleceń i ra-
dzę, by pani również przestrzegała tej zasady - odparł,chłodno.
Sabine uznała, że i tak stanęła na wysokości zadania, speł-
niając jedną prośbę, ale szkoda jej było czasu na jałowe spory,
więc poszła za nim do wielkiej komnaty, gdzie degustowano
wina. Pomieszczenie było naprawdę imponujące. Na ścianach
wisiały gobeliny i obrazy przedstawiające minstreli i muzykan-
tów. Pośrodku stał wielki, błyszczący stół zastawiony butel-
kami i kieliszkami umieszczonymi na srebrnych tacach. Sabi-
ne rozglądała się zaciekawieniem, a jej wzrok przykuł wielki
gobelin zawieszony w centralnym punkcie komnaty. Znowu
wieża i róża, pomyślała, ale tym razem zauważyła dodatkowy
element: w ścianie wieży było okno. Wychylała się z niego
dama z typową dla piętnastego wieku piętrową fryzurą i tęsk-
67
S
R
nym wzrokiem spoglądała w dół.
- Zna pani legendę La Tour Monchauzet? - Rohan zauważył,
co zainteresowało dziewczynę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl