[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ozdobą każdej ściany była fantazyjna pozłacana rama otaczająca każdy iluminator.
Tenel Ka nie zwracała jednak uwagi na widok, jaki malował się za iluminatorem.
Nieraz podróżowała w nadprzestrzeni. Nie chciała widzieć niczego. Ani nikogo.
Nie chciała również czuć niczego. Odrętwienie. Jedynie to czuła. Myśli, uczucia...
nawet jej ręka. Wszystko było odrętwiałe.
Przez jej umysł przemknęła ulotna myśl, że może powinna coś zjeść. Nie miała w
ustach niczego od czasu, kiedy... od tamtego czasu.
Nie. Postanowiła, że niczego nie zje. Nie była w stanie wykrzesać z siebie chęci
spożycia posiłku.
Jej złocistorude włosy zwisały teraz po bokach głowy, rozplecione i zmierzwione.
Chociaż medyczny android napracował się, by wykąpać Tenel Ka i zdezynfekować ranę
przed skauteryzowaniem, nie miał w oprogramowaniu niczego, co pozwoliłoby mu zapleść
warkocze. Uprzejmie zaproponował dziewczynie, że mógłby ją ostrzyc, ale Tenel Ka sienie
zgodziła. Możliwe, że któreś z blizniąt wyraziłoby chęć rozczesania jej włosów i zaplecenia
ich na nowo. Młoda wojowniczka była jednak zbyt dumna i nie zamierzała dopuścić, żeby
przyjaciele zobaczyli ją w takim stanie. Obawiała się, że może ujrzeć na ich twarzach
obrzydzenie... albo jeszcze gorzej, litość.
Tenel Ka pomyślała, że przynajmniej to było jedyną zaletą jej niespodziewanego
odlotu z Yavina Cztery w środku nocy. Nie widziała się z nikim, a zatem nie musiała ani
wysłuchiwać słów pełnych współczucia, ani wystawiać się na pośmiewisko.
Właśnie tę chwilę wybrała pani ambasador Yfra, by pojawić się w komnacie
dziewczyny, jakby chciała usunąć w cień jedyną myśl, jaka jeszcze cieszyła Tenel Ka.
Starzejąca się zauszniczka babki, pomimo miłego uśmiechu i pozornie pogodnej twarzy, była
ulepiona z tej samej gliny, co poprzednia królowa... kobieta żądna władzy i nie cofająca się
przed niczym, co mogłoby ją powiększyć. Niedawno Yfra próbowała złożyć wizytę na
Yavinie Cztery, ale kiedy przyjaciele Tenel Ka zostali uprowadzeni przez Akademię Ciemnej
Strony, dziewczyna poleciała z mistrzem Skywalkerem, aby ich ratować. Wojowniczka z
Dathomiry nie była rozczarowana faktem, że nie spotka się z panią ambasador Yfra, która
musiała odwołać wizytę. Tenel Ka nigdy nie ufała wysłanniczce babki ani jej nie lubiła,
chociaż nie potrafiłaby powiedzieć, dlaczego.
- Czy czujesz się chociaż trochę lepiej, moja droga? - zapytała pani ambasador z
przyprawiającą o mdłości nieszczerością. - Chciałabyś ze mną porozmawiać?
- Nie - odparła stanowczo Tenel Ka. - Dziękuję. - Po chwili jednak ciekawość zaczęła
łaskotać jej odrętwiały umysł i dziewczyna zapytała: - Dlaczego właśnie ty zostałaś wybrana,
żeby towarzyszyć mi w podróży do domu?
- Prawdę mówiąc - odparła Yfra, unikając spojrzenia w oczy wojowniczki - nie tyle
zostałam wybrana, ile... byłam pod ręką. Kiedy twoja babka otrzymała wiadomość o tym...
nieszczęśliwym wypadku, przebywałam w sąsiednim systemie, gdzie zajmowałam się
sprawami wagi państwowej.
Posłuchaj, moja droga - ciągnęła, zmieniając temat. - Za kilka godzin wyjdziemy z
nadprzestrzeni. Jeżeli zatem jest coś, co tymczasem mogłabym dla ciebie zrobić...
- Owszem, jest - przerwała Tenel Ka, jak zwykle stanowcza i bezpośrednia. -
Chciałabym zostać teraz sama.
Jeżeli pani ambasador Yfra poczuła się urażona tą nieco obcesową odpowiedzią,
ukryła swoje uczucia bardzo dobrze.
- Ależ oczywiście, moja droga - odrzekła równie wdzięcznie, co nieszczerze. -
Przeszłaś przecież prawdziwe piekło. - Spojrzała znacząco na kikut ręki dziewczyny i z
aktorską wprawą udała, że nie wzdryga się z obrzydzenia. - Musisz teraz czuć się po prostu
strasznie.
Powiedziawszy to, wyszła z pomieszczenia. Zostawiła Tenel Ka czującą się jeszcze
gorzej niż poprzednio... co może właśnie było zamierzonym celem wizyty pani ambasador.
Bezlitosna zauszniczka babki dziewczyny była wyjątkowo zręczną manipulantką.
Tenel Ka popatrzyła na kikut lewej ręki... na to, co z niej pozostało po eksplozji
świetlnego miecza. Nie było żadnej szansy uratowania odciętej części, żeby pózniej przyszyć
ją i pozwolić, by rana zagoiła się w zbiorniku bacta. Dziewczyna poczuła się tak, jakby
straciła część siebie.
Jak będzie mogła być teraz prawdziwą wojowniczką? Nie może nawet twierdzić, iż
odniosła tę ranę w honorowej walce. Prawdę mówiąc, zawdzięczała j ą własnej dumie. I
pośpiechowi. I głupocie. Gdyby tylko staranniej wybrała podzespoły użyte do budowy
miecza... Gdyby trochę uważniej umieściła je we wnętrzu rękojeści...
Przekonana o tym, że zwycięstwo w walce zależy jedynie od fizycznych umiejętności,
nie zadała sobie wystarczająco dużo trudu podczas konstruowania własnej broni rycerza Jedi.
Nawet wówczas, kiedy ćwiczyła, dumna i wyniosła, polegała wyłącznie na sile fizycznej i
zręczności. Starała się nie posługiwać Mocą, chyba że nie miała innego sposobu osiągnięcia
zamierzonego celu.
A teraz? Co się stało z jej fizyczną siłą i sprawnością? Jakim cudem będzie mogła się
wspinać po murach, posługując się jedynie cienką linką, zakończoną wytrzymałą kotwiczką?
Jak będzie mogła wejść na drzewo? Albo polować? Albo pływać? Nie potrafiła przecież
nawet zapleść włosów! Kto będzie darzył szacunkiem rycerza Jedi władającego tylko jedną
ręką?
Pogrążona w ponurych myślach, dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Obudziła się na odgłos pukania do drzwi luksusowej kabiny.
- Moja droga, czy nadal odpoczywasz? - usłyszała modulowany głos pani ambasador
Yfry. - Najwyższy czas, żebyś opuściła kabinę. Jesteśmy prawie w domu. Zbliżamy się do
Hapes.
Tenel Ka potrząsnęła głową, aby szybciej się obudzić. Wstała i spojrzała przez
otaczające ją iluminatory. Piorunujący Duch już nie przelatywał przez nadprzestrzeń.
Wahadłowiec był otoczony przez słońca i planety tworzące gromadę gwiezdną Hapes.
Przypominały garście tęczowych klejnotów z Gallinore, rozrzuconych na kosztownym
czarnym aksamicie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]